Jak oduczyć dzieci jedzenia obiadów

0
0
0
/

1 września weszła do szkół znowelizowana ustawa o bezpieczeństwie żywności i żywienia. Ministerstwo Zdrowia opracowało dyrektywy zakazujące w szkołach propagowania jedzenia śmieciowego. Chciało by się powiedzieć – nareszcie! Wszyscy jesteśmy za tym, aby nie truć nas niezdrową żywnością. A najbardziej na nią podatne są dzieci.Niestety wszystko, co wychodzi z gabinetu Ewy Kopacz, przybiera kabaretowy charakter.

 

Tak się stało i tym razem. Ze szkół zniknęły sklepiki z różnego rodzaju chrupkami, batonikami i napojami gazowanymi, a co otrzymaliśmy w zamian? Jedzenie pozbawione soli i cukru. Warto, aby urzędnicy z Ministerstwa Zdrowia spróbowali te specjały. Może wówczas nabiorą odrobiny zdrowego rozsądku. Może zamówią dla siebie na drugie śniadanie drożdżówkę bez cukru i będą wcinać niesmaczną bułę, traktując to jako karę za wyprodukowanie ministerialnego bubla.

 

Prawdziwy horror to szkolne stołówki. Dzieci nie chcą jeść zupy i ziemniaków bez soli, pić kompotu bez cukru. Dopuszczalne jest jedynie słodzenie miodem. Trzeba jednak pamiętać, że produkty pszczele są wysoce alergogenne i dziecko chorujące na alergię po wypiciu takiego eliksiru może mieć poważne kłopoty. Trudno się dziwić, że dzieci nie chcą jeść tak ugotowanych papryg. W tajemnicy przynoszą z domu solniczki, albo odstawiają nietknięte talerze. A rodzice płacą za obiady, których ich dziecko nie jest w stanie zjeść.

 

Nauczyciele od razu zrezygnowali z korzystania ze szkolnych obiadów. Powinni dzieci kontrolować, czy nie przemycają do zupy soli, bo w wypadku kontroli szkoła zapłaci wysoką karę pieniężną. 

 

Na przerwach dzieci między sobą "dilują" cukierkami, które traktowane są niczym zakazana marihuana. W szkolnych sklepikach wiszą wywieszki informujące, że zjedzenie drożdżówki dozwolone od lat osiemnastu. Istny kabaret.

 

Zanikną pewne integracyjne zwyczaje jak imieniny czy urodziny. Do tej pory solenizant przynosił cukierki i częstował nimi kolegów i koleżanki. Czym ma teraz częstować? Wtaszczyć do sali lekcyjnej skrzynkę jabłek, marchewek, bo za dzielenie się cukierkiem, zamiast życzeń może go dosięgnąć kara. 

 

A może Ministerstwo Zdrowia zamiast produkować podobne buble, wzięło by się za producentów wędlin. Wszystkie wędliny typu „szynka dziadka, babuni, Gierka” itp. są prawdziwą bombą soli. Plasterki wędlin ociekają wodą nasączoną konserwantami i solą. Można je wycisnąć jak mokry ręcznik. Dzieci jedzą takie nasączone solą smakołyki w kanapkach. I to nikomu nie przeszkadza. Nadzorem zostało objęte tylko żywienie w szkole.

 

Coś w tym musi być. Krążą plotki, że ustawa była pisana pod producenta nowych automatów szkolnych serwujących tzw. zdrową żywność. Szkoda, że nie pomyślano, przy pisaniu tych rozporządzeń o utrwaleniu złych nawyków wśród dzieci. Dla nich zdrowe jedzenie będzie się kojarzyło z czymś ohydnym. I takie odczucia przeniosą w swoje późniejsze życie. 

 

Mam wrażenie, że rząd Ewy Kopacz rozgląda się wokół i usilnie myśli „co by tu jeszcze spieprzyć panowie, co by tu jeszcze…”

 

Iwona Galińska

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną