Polacy zapłacą podatek od niewiernych

0
0
0
/

Zbyt duży opór społeczny przeciwko przyjmowaniu uchodźców z Afryki i Syrii, stał się powodem wdrożenia nowej taktyki, przez ludzi będących zwolennikami witania imigrantów „chlebem i solą”.

 

Obecny rząd ponosi i będzie ponosił znaczne straty notowań za swoją deklarację w sprawie rozpoczęcia procedury przyjmowania uchodźców. Ta część społeczeństwa, która była wcześniej politycznie neutralna, staje się mocno wątpiąca w rolę ugrupowania Ewy Kopacz. Ludzie, którzy byli gotowi udzielić jej kredytu zaufania, ochładzają swój stosunek. I wreszcie ci, którzy wcześniej mieli wątpliwości, uważają członków rządu po prostu za zdrajców. O tych, którzy wcześniej nie byli zwolennikami PO, lub wyborcami PiS nie wspomnieć. Wizja największej części polskiego społeczeństwa, wobec rządu jest bardzo prosta: posłuszeństwo jego członków, wobec samobójczych zarządzeń UE, za perspektywę stołków, apanaży i grantów. 

 

Ponieważ jednak sytuacja rozwija się żywiołowo, a status rządu zaczyna być krytyczny, PO może się wyłożyć na łopatki przedwcześnie: albo w postaci szybkiej PRowej katastrofy rządu, albo partia ta stabilnie skurczy się po wyborach do rozmiaru sejmowej przystawki. Efekt niemal ten sam. Kiedy nie wystarczają orędzia zdesperowanej pani premier, która niepewnym głosem zapewnia, że wszystko jest pod kontrolą, jako wsparcie trzeba rozpocząć działania, które pokażą całą sprawę w innym świetle.

 

Zaiste komiczne wydają się teksty ludzi, którzy wcielają się w adwokatów społecznych, lub trybunów ludowych w wersji „light”. Nagle błysnęło i ni stąd ni zowąd tworzy się ku temu okazja. Odzywa się Jan Tomasz Gross, człowiek najdelikatniej mówiąc niedarzony przez naszych rodaków sympatią. A nielubiany jest przez zwykłych Polaków za nieuczciwość historyczną, a przez historyków - za przekroczenie granic ich warsztatu i złamanie zasad aparatu krytycznego.

 

Teraz jednak sam pojawia się, sprawiając wrażenie wynajętego do bicia człowieka w stroju wyjątkowo przygłupiego smoka dla bohaterów, mających rycersko urosnąć wśród ludu. Choć uważać Grossa za omnibusa nie jest wskazane, to jednak trudno uwierzyć, by bez premedytacji plótł aż takie głupoty o uchodźcach. Lansuje bowiem wyjątkowo kretyńską tezę, w którą sam chyba nie wierzy. Jak to streściła Wirtualna Polska? „Przyczynę oporu władz Polski przed przyjmowaniem dużej liczby uchodźców Gross dostrzega w postawach z czasów II wojny światowej i tuż po wojnie.”. A zatem władze Polski stawiają „opór”, być może są nawet tymi polskimi szowinistami i przedstawicielami ciemnej masy Polaków. O, usłysz to niewdzięczny ludzie, że Cię rycerze Ewy Kopacz bronią przed zalewem szamba (w sensie złego losu), bo dziegciu do beczki miodu dodadzą tylko trochę. 

 

To jednak nie wszystko, bo w Grossa krytykującego ksenofobię i zaściankowość Polaków oraz rzecz jasna w obronie rządu polskiego, wielkiego przecie ich sojusznika, po rycersku uderza Aleksander Smolar. Szef „Fundacji Batorego określił tekst Grossa jako wstrząsający. Słowa Grossa o krajach Europy Wschodniej, które wykazują brak ducha solidarności reprezentują, jego zdaniem, poziom uogólnienia, który jest nie do zaakceptowania, a stosowanie tak szerokich kwantyfikatorów jest absurdalne, ma swoją skuteczność publicystyczną, przykuwa uwagę, ale pod względem merytorycznym jest nie do obrony. Smolar wytknął Grossowi, że napisał jakoby rząd polski chciał przyjąć tylko uchodźców-chrześcijan, co nie jest prawdą.” - pisze WP. 

 

21 września na tym samym portalu pojawił się tekst Tomasza Otłowskiego, który głośno wyraził część tego, co krąży półgębkiem w opiniach, nie tylko Polaków, ale w ogóle społeczeństw w Europie: „Kto naprawdę stoi za falą migrantów szturmujących Europę?”. Zauważa tam wprawdzie, że imigranci, to głównie młodzi zdrowi mężczyźni, świetnie zaopatrzeni, poinformowani i zorganizowani. Spostrzega też, że wbrew propagandzie przeważnie nie mają oni nic wspólnego z ludźmi ratującymi życie oraz to, iż pojawili się nagle, niczym z kapelusza. „Wiele wskazuje na to, że szturmujące europejskie granice fale migrantów z Bliskiego Wschodu nie są spontaniczną ucieczką, ale zorganizowaną akcją, która jest na rękę co najmniej kilku ważnym graczom na geopolitycznej, eurazjatyckiej szachownicy” - pisze. 

 

Sporą naiwnością jednak ze strony autora wydaje się branie za dobrą monetę, iż migracji „tysięcy muzułmanów do Europy sprzeciwia się Państwo Islamskie, które oficjalnie oświadczyło, że jest to grzech i działanie zakazane w islamie”. ISIS nie ma żadnych barier moralnych, zarówno w drastycznym ludobójstwie na kobietach i dzieciach, jak i w kłamstwie. Co więcej „państwo islamskie” groziło w związku z kryzysem imigranckim. Sam autor stwierdza też, że islamiści mogą być beneficjentami tych migracji, zaraz obok Turcji. Gigantyczne ruchy ludności, które autor określa jako ściśle zorganizowaną akcję, nie mogły się odbyć wyłącznie za przyzwoleniem lub inicjatywą Turcji, na co autor w ogóle nie zwraca uwagi. Nie mogło się obejść bez współpracy po stronie europejskiej. A lobbowanie, które zmusza mieszkańców Europy do przyjmowania muzułmańskich imigrantów, którym wszystko w ich mniemaniu się należy, jako „podatek od niewiernych” nadal wydaje się zadziwiające.

 

Co jednak może się podobać w tekście redaktora Otłowskiego, to fakt, iż przytaczanie rzekomej niechęci państwa islamskiego do migracji w kierunku Europy może działać zachęcająco wobec czytelników co najmniej do bierności względem napływu muzułmańskich imigrantów. Nawet więc w tym tekście można więc znaleźć element, który neutralizuje opór ludzi. Trudno jest jednak stawiać autorowi zarzuty, bowiem nie można jednoznacznie stwierdzić, z jaką motywacją zawarł ten fragment, wraz z wieloma naprawdę celnymi spostrzeżeniami. Jedno jest jednak pewne. Spora część ludzi, wywodzących się z mainstreamu zaczęła kłaść nacisk na to, iż są, jakkolwiek by to nie zabrzmiało „częściowymi przeciwnikami” imigracji. Przemilczają, że są zwolennikami pierwszych, w czystej teorii mniejszych kwot. W efekcie przyjąć mamy, tak czy inaczej pierwszą porcję trucizny, z nadzieją, że będzie miała ona ograniczone skutki i przestaną ją nam podawać. 

 

Rola „złego gliny”, którą wziął na siebie Tomasz Gross stwarza szansę pokazania w lepszym świetle Ewy Kopacz, czy szefa Fundacji Batorego Aleksandra Smolara. Co więcej z drugiej strony, naprzeciw wychodzi publicysta Gazety Polskiej Dawid Wildstein, będący teoretycznie w opozycji. Ten ostatni wyraźnie oświadczył, że jest krytykiem postawy prawicy i lewicy. Sprzeciwia się zarówno idei, by nie przyjmować nikogo, z „pięknych ludzi” (tak określił uchodźców, których odwiedzał w obozie), jak i „żenującej” postawie lewicy „przyjmować wszystkich”. I oto „kompromis” mamy gotowy. W tej dziwnej sytuacji trudno nie odnieść wrażenia, jakoby przed nami odgrywał się jakiś teatrzyk rzekomej walki i rozgrywania Polaków. Na końcu ciekawostka.

 

Tomasz Gross dwa lata temu zaproszony został do Lwowa przez Centrum historii miejskiej Europy Środkowo-Wschodniej we Lwowie, gdzie wygłosił wykład dla ukraińskich słuchaczy. Dziwi to o tyle, że na terytorium państwa ukraińskiego, szczególnie w zachodniej jego części, i najbardziej we Lwowie, promuje się ruchy umoczone po pachy we krwi żydowskiej. I kontrowersyjny autor nie ma z tym problemu (!). Kiedy wygłasza sądy, że Polacy pod okupacją zabili więcej Żydów niż Niemców, można odnieść wrażenie, iż polscy patrioci pomylili mu się z ukraińskimi nacjonalistami. 

 

Aleksander Smolar i Fundacja Batorego są kojarzeni, jako jedni z twórców politycznej poprawności i relatywizowania oraz przemilczania zbrodni ukraińskich nacjonalistów na polskich kobietach i dzieciach, w środowiskach kresowych. Dawid Wildstein jest zwolennikiem bezwzględnej pomocy Ukrainie, dosłownie - bez względu na to czy przybierze ona postać brunatną - i lubi przemilczać niewygodne dla neobanderowców rzeczy. Premier Ewa Kopacz przyczyniła się do utrącenia słowa „ludobójstwo”, w uchwale sejmowej, odnoszącej się do 70 rocznicy wspomnianych masowych banderowskich zbrodni. Wielu, mniej lub bardziej słusznie łączy to z faktem, iż Ewa Kopacz ma ukraińskiego zięcia z Kanady. Dziwnym trafem stało się tak, że ludzie publiczni, którzy oficjalnie i w bardzo charakterystyczny sposób wypowiadają się o przyjęciu przez Polskę uchodźców stawiają się w cieniu podobnych faktów i wypowiedzi w sprawach polsko-ukraińskich. 

 

Niebezpieczeństwo związane z muzułmańskimi uchodźcami jest realne, ale już teraz niestety wielu daje się nabrać na fałszywą alternatywę, „albo uchodźcy z Afryki i Bliskiego Wschodu, albo z Ukrainy”. Część Polaków podchwytuje to i zaczyna się wymawiać od przyjęcia muzułmanów, poprzez stwierdzenie, że musimy przygarniać uchodźców ukraińskich. I nie było by w tym nic takiego, gdyby na Ukrainie również pewne siły nie przymykały oka, względnie nie przeprowadzały zorganizowanej operacji wszczepiania zbrodniczego ukraińskiego nacjonalizmu zwykłym Ukraińcom. Alternatywa przyjmowania ludzi posługujących się nazizmem islamskim, lub banderowskim jest fałszywa. I jeden i drugi ma na koncie ludobójstwo. Już teraz nacjonaliści ukraińscy cały czas zwiększają stan swojego posiadania w Polsce. 

 

Nieszkodliwi byliby jedynie - zwykli Ukraińcy, których liczba maleje i to się niestety również przemilcza, tylko dlatego że ukraińscy naziści, zwiększający swoje szeregi - są antyrosyjscy, przynajmniej formalnie. W Polsce proporcjonalnie zwiększa się też szereg incydentów, które usprawiedliwia się dokładnie tak, jak relatywizuje się niebezpieczeństwo islamskie: że istnieje też ta sama ludność, która zachowuje się spokojnie. Jak widać zwolennikami zgubnej dla Polski i Europy polityki bywają te same osoby. Stwierdzenie, że w jakieś łajno Polska wdepnąć musi, wydaje się groteskowe. Nie miałbym nic przeciwko przyjazdowi uchodźców ukraińskich, gdyby nie polityka pamięci państwa polskiego, która tworzy mieszankę wybuchową, wraz z jednoczesnym wchłanianiem zwykłych Ukraińców przez banderowską tradycję, co jest absolutnie masowe.

 

Wspomniana fałszywa alternatywa sprawia, że wrogowie Polski wiedzą, iż tak czy inaczej nasz kraj będzie osłabiony. Bo, niezależnie czy będziemy walczyć na terenie Polski z islamskimi imigrantami i dziesiątkami meczetów, czy ziejącymi nienawiścią do nas nacjonalistami ukraińskimi - przestanie się zwracać uwagę na mocarstwa takie jak Niemcy czy Rosja. A Polska, podczas Międzywojnia już raz coś takiego z nacjonalistami ukraińskimi przeżyła (jeszcze przed okrutną wojenną ludobójczą rzezią dokonaną przez UPA na 135 tysiącach cywilów), wprowadzając wojsko do akcji. I bardzo dobrze, choć dzisiaj za przedwojenne „akcje zabezpieczenia” krytykuje się Polskę tak samo, jak Europę za krzyżowców walczących z najazdem muzułmańskim. Korzystając oczywiście z tego, że przeciętna osoba, także w tej sprawie nie ma żadnych wiadomości. Ewa Kopacz zapewnia, że przyjmowani uchodźcy będą monitorowani. Jednak dziwnym trafem były prezydent z jej ugrupowania nie potrafił rozróżnić Ukraińców obwieszając wysokimi polskimi odznaczeniami państwowymi apologetów UPA ze Związku Ukraińców w Polsce.

 

Aleksander Szycht

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną