Na śmierć i życie

0
0
0
/

Oddział położniczy szpitala Rikshospitalet w Oslo specjalizuje się w przyjmowaniu wcześniaków, ale wykonuje też tzw. "późne aborcje". Lekarze walczą o życie jednych dzieci, podczas gdy inne, w tym samym budynku, są po wymuszonym porodzie pozostawiane na pewną śmierć.


- To bardzo trudne musieć odłożyć takie dziecko, zostawić je na śmierć, podczas gdy twoi koledzy tuż obok, w sąsiedniej sali być może walczą, by takie samo dziecko uratować – powiedziała w rozmowie z portalem mojanorwegia.pl położna, Bodil Thorsnes.
 
Dzieje się tak nawet, jeżeli są zdrowe i mają szansę na ocalenie. Tak ona, jak i jej koledzy czy koleżanki z pracy mają we krwi opiekowanie się noworodkami i ratowanie życia. Po to się zresztą kształcili. Niełatwo im zatem postąpić wbrew sumieniu, tj. odłożyć maleńkie dziecko na bok i czekać, aż umrze.
 
Czasami zdarza się, że dzieciątko żyje godzinę, zanim odejdzie do Pana. - Słyszałam jak jeden pediatra mówił, że takie małe dzieci nie czują bólu. Ale sama nie wiem – wyraziła wątpliwość Thorsnes, która nie ukrywa, że ma dylematy etyczne związane z wykonywaną pracą. Nie jest w tym zresztą odosobniona, gdyż wielu pracowników placówki przeżywa podobne rozterki.

W ubiegłym roku dwie położne poinformowały kierownictwo oddziału o swoich zastrzeżeniach wobec stosowanych praktyk. Czynnikiem, który bezpośrednio skłonił je do napisania pisma z prośbą o wyjaśnienia była przeprowadzona aborcja zdrowego, niemal sześciomiesięcznego dziecka.
 
Położne zapytały, czy to, co zrobiły (tj. zostawienie dziecka na śmierć), było słuszne i zgodne z prawem i poprosiły, by "był to ostatni raz, kiedy one lub ktokolwiek spośród ich kolegów i koleżanek będzie zmuszonym przeżywać podobną sytuację". Pod pismem podpisało się pięćdziesięcioro siedmioro pracowników szpitala.

Pracownicy zostali potraktowani poważnie, a ich apel przesłany na wyższe szczeble zdrowotnej biurokracji, aż do Departamentu Zdrowia. Tam niemal przez rok dokonywano jego analizy. 5. maja bieżącego roku nadeszła długo oczekiwana odpowiedź na pismo. Ministerstwo zdrowia i opieki otrzymało opinię Departamentu Zdrowia, której konkluzja jest taka, że przeprowadzanie aborcji dziecka nienarodzonego po upływie 22 tygodnia ciąży jest sprzeczne z prawem. Kiedy aborcyjna komisja odwoławcza wyrażała zgodę na takie aborcje, działała niezgodnie z prawem.

W roku 2010 w Norwegii powstała centralna aborcyjna komisja odwoławcza, która może zezwolić na wykonanie tzw. późnej aborcji. Komisja mieści się w szpitalu Rikshospitalet i w praktyce tam właśnie kieruje wszystkie przypadki późnych aborcji.

Jednocześnie szpital ten posiada personel o najwyższych kwalifikacjach do przyjmowania wczesnych porodów i opieki nad wcześniakami. Dlatego dla pracowników szpitala szczególnie jasno widoczne jest to, jak niewielka, o ile w ogóle jakaś, różnica występuje pomiędzy dziećmi, które starają się uratować, a tymi, które komisja każe im porzucić na śmierć.

Ilość późnych aborcji w ciągu roku jest liczbą dwucyfrową. Według oceny szpitala to niedużo, ale tyle właśnie razy pracownicy porodówki muszą odbierać poród dziecka, które jest skazane na samotną śmierć, odłożone gdzieś na bok.
 
Anna Wiejak
Źródło: mojanorwegia.pl
fot. sxc.hu

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną