Bezwstydna szczerość

0
0
0
/

„Z obfitości serca usta mówią” – powiada Pismo Święte. Wprawdzie mam poważne wątpliwości, czy owa „obfitość serca” odnosi się również do posła Janusza Palikota, bo raczej sprawia on wrażenie narkomana uganiającego się za „działką”, którą w jego przypadku są „słupki popularności” – ale nasz polski język giętki też ma formułę, że durniowi trzeba tylko pozwolić mówić – a prędzej czy później się wygada.


Toteż i poseł Palikot wygadał się, o co chodzi z tej całej „integracji europejskiej”. Dotychczas rozmaici filuci opowiadali duby smalone, a to o potrzebie „ewangelizacji zlaicyzowanej Europy” – do czego rzekomo konieczny jest nasz udział w kołchozie – a to, że „wszyscy ludzie będą braćmi” kiedy już się umysł zaćmi – i tak dalej – tymczasem poseł Palikot szczerze powiedział, że chodzi o to, by nasz nieszczęśliwy kraj stał się częścią składową europejskiego cesarstwa, rezygnując nawet z symbolicznych atrybutów niepodległości, jak konstytucja, flaga, czy hymn państwowy. Te symboliczne atrybuty są bowiem według posła Palikota, reliktami nacjonalizmu, który jest przyczyną wojen.

Cóż można na to powiedzieć? Chyba tylko tyle, że w dzisiejszych czasach filozofowie są coraz głupsi i tylko patrzeć, jak dojdzie do sytuacji, w której słowa „filozof” i „dureń” staną się synonimami.

Przecież opinia, jakoby przyczyną wojen był nacjonalizm nie wytrzymuje krytyki już na pierwszy rzut oka. Nacjonalizm, to znaczy pogląd, że każda wspólnota etniczna powinna się politycznie zorganizować w państwo, narodził się w Europie dopiero w wieku XIX, a zdominował europejskie myślenie w połowie tamtego stulecia, czego wyrazem była „Wiosna Ludów”.

Tymczasem wojny toczą się od zarania ludzkości, kiedy o żadnym „nacjonalizmie” nikomu się nawet nie śniło. W tej sytuacji przyczyną wojen musi być coś innego – ale zrozumienie tak prostej rzeczy najwyraźniej przekracza możliwości umysłu naszego filozofa.

Nawiasem mówiąc, oficjalną ideologią państwową Izraela jest syjonizm, czyli żydowski nacjonalizm. Ciekawe, co by się stało, gdyby poseł Palikot doradził rezygnację z niepodległości Izraelczykom. W najlepszym razie uznaliby go pewnie za „ein myszygene Kopf”, a w najgorszym – strach pomyśleć!

Ale na tym nie koniec, bo nasz biłgorajski filozof do rewolucyjnej praktyki postanowił dorobić rewolucyjną teorię – że mianowicie dopiero formalne przekształcenie naszego nieszczęśliwego kraju w część składową europejskiego cesarstwa zapewni Polsce „prawdziwą niepodległość”.
Nie jest to teoria specjalnie oryginalna; już kilkadziesiąt lat temu wyszydził ją Sławomir Mrożek, wkładając w usta bohatera swojej sztuki stwierdzenie, że „prawdziwa wolność jest tam, gdzie nie ma zwyczajnej wolności”. Najwyraźniej z niepodległością jest tak samo – przynajmniej według posła Palikota. Ale nie tylko jego – bo ma on licznych poprzedników.

Kajetan Koźmian w swoich „Pamiętnikach” wspomina, że po trzecim rozbiorze Polski w wielu obałamuconych głowach zapanowało coś na kształt uczucia ulgi – że oto koszmar się skończył. – Wprawdzie Polski już nie ma, ale przecież nadal jesteśmy Polakami, a nawet teraz nam lepiej niż kiedyś, bo kiedyś sami musieliśmy martwić się o granice i tak dalej - a teraz o wszystko martwi się Katarzyna, w my możemy spokojnie wypić i zakąsić.

Właściwie wypadałoby okazać wdzięczność posłu Palikotu, bo szczerze, a nawet bezwstydnie powiedział, o co chodzi, podczas gdy pozostali Umiłowani Przywódcy jeszcze się trochę wstydzą przyznać do realizowania scenariusza rozbiorowego i bredzą – a to o „modernizacji”, a to o płomiennej obronie interesu narodowego – ale obejdzie się, bo przecież widać wyraźniej, że i tak już przewróciło mu się w głowie.

Stanisław Michalkiewicz

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną