PiS, socjalizm i ekologiczna wrażliwość

0
0
0
/

Miniony tydzień należał z całą pewnością do Prawa i Sprawiedliwości. Miał stać się początkiem jesiennej ofensywy tej partii. Umocnienia pozycji wśród elektoratu konserwatywno-narodowego oraz przejęcia niezadowolonych w centrum, co miałoby w przyszłości pozwolić powrócić do władzy Jarosławowi Kaczyńskiemu i jego ludziom. Czy mieliśmy do czynienia z udanym startem czy falstartem?   


Zaczęło się od debaty, choć nią – moim zdaniem – skończyć się powinno. To „abc” efektywnego kształtowania wizerunku, o którym pojęcia nie mają chyba stratedzy z Nowogrodzkiej, sowicie wynagradzani z państwowej subwencji. Medialny obraz PIS, jako partii „podpalaczy”, nakazywał bowiem realizację scenariusza od „marszu dla swoich” po debatę dla „potencjalnych swoich”. Od przekazu z mocno zaakcentowanymi elementami smoleńskimi, wzbogaconymi o retorykę socjalną ramię w ramię ze związkowcami, po konkretne deklaracje o konieczności odbiurokratyzowania, czy deregulacji zatykającej się gospodarki, przedyskutowane przez grono znanych ekonomistów.    

 

Premier „marzeń” Polaków. Realne szanse prof. Piotra Glińskiego >>

Jak to ujął dzień po ekonomicznym forum, którego gospodarzem był PIS, Robert Gwiazdowski z Centrum Smitha – „podebatowaliśmy sobie”. To ważny głos krytyczny, bo pochodzący ze środowiska, które wie jak i – co równie ważne - ma kim personalnie dokonać zerwania z quasi socjalizmem, w którym tkwimy od 1989 roku. Przedstawiciele Smitha mówili na debacie między innymi, że miejsc pracy nie tworzy się ustawami, podatek dochodowy jest nieefektywny i – co niezwykle trafnie ujął Gwiazdowski „najlepszą ulgą jest ulga od rządu”.    

 

 

Stanisław Michalkiewicz: Rząd pozaparlamentarny, czyli bezpieczniacki >>

Ten pro wolnościowy zwrot jest, jak się wydaje, niemożliwy do wykonania przez Jarosława Kaczyńskiego. I nie chodzi o przeszłość i żywą tradycję „niepodległościowego PPS” kultywowaną w domu Kaczyńskich, czy wielkiej przyjaźni rodziny z lewicowem i wolnomularzem Janem Józefem Lipskim.

Ta przeszłość owszem, odciska piętno na etatystycznym pojmowaniu rzeczywistości przez lidera PIS. Ale większym problemem jest kalkulacja polityczna na przyszłość. Czyli sojusz ze związkiem „Solidarność”, na który stawia Kaczyński.
 
Chce on w oparciu o głęboko egalitarystyczną i socjalną retorykę trafić do wykluczonych, czyli tych którym nie powiodło się w III RP. To jednak, co dowodzą wyniki wyborów, grupa mocno zrażona do całej klasy politycznej. Próby jej przyciągnięcia i zaktywizowania w poprzednich latach nie zakończyły się sukcesem. Dlaczego tym razem miałoby być inaczej?   

Warto dodać jeszcze, że „patriotyczna wrażliwość” PIS musiałaby prowadzić do sytuacji, w której program ugrupowania przez następnymi wyborami pisać będą osoby pokroju Ryszarda Bugaja. Czyli, jak ujął jego oponent, a zarazem krytyk obecnego układu wokół Platformy, Robert Gwiazdowski: będziemy mieli „kolejny etap reformy socjalizmu”.
 

Te słowa ekonomisty ze Smitha znalazły zresztą dosyć szybko potwierdzenie. W trwającym kilkadziesiąt minut wystąpieniu Kaczyńskiego na sobotnim zakończeniu marszu w obronie pluralizmu medialnego, padło tylko jedno zdanie z użyciem terminu „uczciwi przedsiębiorcy”. Chodziło zapewne o miliony polskich rodzin, tworzących mały, rodzimy biznes.

 

Marsz Obudź się Polsko! ZDJĘCIA! >>

To dla nich, niezadowolonych z obecnej sytuacji, lider PIS nie przedstawił jednak żadnej recepty ani w poniedziałek, ani w sobotę. Kto więc, jak nie oni, nie będący w kręgu zainteresowania Platformy zbratanej i grającej dla finansjery, mogliby zwiększyć bardziej umiarkowany potencjał wyborczy? W przemówieniu Kaczyńskiego i Dudy najmniej mówiono o … rodzinie.

Receptą na zmianę otaczającej nas rzeczywistości nie okaże się z pewnością PIS-owski kandydat na premiera w ponadpartyjnym rządzie fachowców. Mowa o prof. Glińskim, socjologu z Polskiej Akademii Nauk, zaprezentowanym wczoraj na konferencji prasowej.

Osoba o proekologicznej wrażliwości, z epizodem w Unii Wolności, zapewne byłaby dobrą ofertą w kraju o ustabilizowanej sytuacji społeczno-ekonomicznej. Polska zaś jest już na prostej drodze do recesji, a co za tym idzie, ta sytuacja wymaga radykalnych posunięć i człowieka twardego. Bardziej ekonomisty i menadżera.
 
Być może jednak nikt o takiej profesji nie zgodził się być „kandydatem do spalenia”. Bo wiadomo wszak, że wskazanie prof. Glińskiego jest wyłącznie zabiegiem PR-owskim. Kandydatura ta nie ma najmniejszych szans na uzyskanie arytmetycznej większości na Wiejskiej.        


Przeczytaj także: Prof. Piotr Gliński, czyli kulą w płot >>

Za kilka, kilkanaście dni, kiedy pojawią się pierwsze badania dowiemy się czy mówienie do już przekonanych i postawienie na ekologicznego socjologa przełoży się na przekroczenie sondażowego PIS-owskiego sufitu, uplasowanego na poziomie 30 proc.
 
Czy też szumnie zapowiadana od miesięcy ofensywa jesienna partii Kaczyńskiego, to kolejny nieudany projekt i prosta droga do siódmej z rzędu porażki PIS? Można jednym ruchem nie zyskać głosów w centrum i stracić sporo w elektoracie prawicowym. Cierpliwość tego ostatniego ma też swoje granice.

Antoni Krawczykiewicz

fot. Agata Bruchwald

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną