Konserwatyści i Obama: powyborcze zagrożenia

0
0
0
/

Nie zapominajmy, że Obama jest politycznym synem amerykańskiego czarnego komunisty Franka M. Davisa i mistrza czerwonej strategii zdobycia władzy, chicagowskiego Saula Alinskiego (polsko-litewskiego Żyda), autora słynnej lewackiej bibli „Zasady dla radykałów”, którą czerwony Machiavelli, zadedykował... Lucyferowi (!) jako pierwszemu radykałowi.

 

Problemem Obamy jest to, że do polityki przygotowywano go w skomunizowanej formacji organizatorów ulicznych w Chicago. Kiedy więc biedny utraci kontakt z wszystko wiedzącym teleprompterem wychodzi z niego polityczny bolszewik. Wreszcie zaczynają to rozumieć (przyciśnięci do muru przez Tea Party) republikańscy liderzy. Ostatnio nawet płaczliwy speaker Kongresu John Boehner przyznał, że Obama próbuje zniszczyć Partię Republikańską.

 

Pojęcie Obamy o politycznej rywalizacji można sprowadzić do sceny z Mad Maxa: do walki w klatce wchodzi dwóch facetów, wychodzi tylko jeden... Słynne hasło Obamy „hope and change” zostaje w praktyce zasąpione przez „search and destroy”.

 

POTUS (President Of The US) B.H. Obama rozpoczął powyborcze manewry zmierzające do wypchnięcia konserwatystów za burtę politycznch wpływów w zakresie kreowania politycznej rzeczywistości. W czasie ostatniej zwycięskiej kampanii prezydenckiej, wspomagany przez ciągle popularnego Billa Clintona, przesunął się do centrum, tak aby pozyskać zdezorientowanych, na co dzień nie zajmujących się polityką Amerykanów. Jak wielu jego lewicowych poprzedników, jest dobrym wiecowym mówcą.

 

Jednak w inauguracyjnej mowie zdecydowanie wrócił do matecznika, kadząc zarówno gejom, feministkom, pisnikom, lesbijkom, zielonym jak i wszelkiemu lewactwu. Swoją mowę układał nawiązując do Konstytucji jak i do prezydentów: T. Jeffersona, A. Lincolna i F.D. Roosevelta. Powołując się na ich idee w swojej argumentacji, chciał pokazać, że ci którzy go krytykują, są w sumie przeciwni trzem wielkim Ojcom Narodu, czyli praktycznie są poza nawiasem demokracji. Takim pędzlem malował Republikanów.

 

Instytut Gallupa od lat przeprowadza badania opinni publicznej w US w zakresie popularności prezydentów w czasie sprawowania urzędu. Z badań wynika, że prezydent Obama jest najbardziej antagonizującym, dzielącym społeczeństwo. Wśród Demokratów osiąga poparcie do 84%, natomiast wśród Republikanów do 14%, co daje wysoką rozpiętość, aż 70 punktów. Dla porównania Bush (młodszy) miał odpowiednio: u D - 23%, a u R - 84%, co dawało rozpiętość 61%. Idąc dalej Reagan, u D – 31%, a u R – 83%, rozpiętość 52%.

 

Zdecydowanie mniej Amerykanów oglądało drugą inaugurację Obamy (38%), niż pierwszą (aż 60%). Według podobnych badań, 37% Amerykanów wyraziło optymizm w związku z drugą inauguracją Obamy, w porównaniu z 62% z pierwszej inauguracji z 2009 r.  Dziś Amerykanie są znacznie mniej optymistyczni, niż wchodząc w drugą kadencję Busha (młodszego) w 2005 r. (43% optymistów).

 

Głównym celem rozpoczęcia obstrzału konserwatystów przez Obamę jest zdobycie dogodnych pozycji przed wyborami do Kongresu w 2014 r., tak aby zmieść większość republikańską z jego niższej izby. Aby to osiągnąć musiałby zablokować wzrost znaczenia konserwatywnej Tea Party, temu zdecydowanie niechętnemu mu nurtowi w Partii Republikańskiej, nawiązującemu do rewolucji reaganowskiej z 1980 r. i bezpośrednio do Konstytucji USA.

 

Kopiując szczególnie taktykę F.D. Roosevelta z 1930 r., Obama chciałby zrzucić z politycznej sceny Republikanów i na długo zatrzasnąć im przed nosem drzwi. Podobnie jak FDR usiłuje nazwać, opisać w pejoratywnych kategoriach przeciwnika imputując mu, że reprezentuje tylko interesy bogatych i same obciachowe wsteczne idee, tak aby pozbawić go sympatii zwykłego Amerykanina.

 

Co prawda, FDR miał łatwiejsze zadanie w czasie głębokiego kryzysu, kiedy przedstawiał karykaturę byłego republikańskiego prezydenta Hoovera, od Obamy, który musiałby osiągnąć podobny sukces w ośmieszeniu ciągle popularnego Ronalda Reagana, którego udanej prezydencji nie zdołali zniszczyć nawet mniej popularni Bushowie (ojciec i syn).

 

Można było już zaobserwować pewne sukcesy Obamy na tej drodze, kiedy podczas ostatniej kampanii przechodził do centrum, broniąc interesów klasy średniej przed ciągle „głodnymi” bogatymi milionerami i reprezentującymi ich interesy Republikanami, przypisując im niechęć do kobiet, aborcji, równych szans, godności i prawa wyboru, gejów, dzieci, imigrantów oraz globalnego ocieplenia. Tym samym chciał odgrodzić Republikanów od sympatii, trosk i pulsu myślenia i życia współczesnych Amerykanów.

 

Podczas ostatniej kampanii prezydenckiej największym sprzymierzeńcem Obamy był brak zdecydowania i niemrawość republikańskiego kandydata M. Romneya w komunikowaniu jego programu i celów jakie chciał osiągnąć. W mowie inauguracyjnej Obama posunął się nawet dalej i aż 7 razy przywołał Boga (chociaż Demokraci dzień wcześniej chcieli Go wyrzucić ze swojej Platformy Programowej).

 

Podobny trick jak z Republikanami, Obama wykonuje z Konstytucją, na którą przysiegał, że będzie jej bronił i strzegł, jednocześnie silnie sugerując, że trzeba ją zmienić i wypełnić współczesną treścią, tak aby odpowiadała bieżącym potrzebom i preferencjom. Tym samym Obama powołując się na Konstytucję odchodził od jej litery i ducha, tak szybko jak tylko mógł...

 

Ten magiczny zabieg udał się Rooseveltowi, na korzyść szans Obamy przemawia, że adresaci jego wysiłków są tak jak on wykształceni i ukierunkowani w szkolnictwie, gdzie lewactwo króluje i z powodzeniem pierze mózgi młodzieży już od dekad.

 

Czy konserwatyści potrafią zrozumieć nadciągające zagrożenia dla Konstytucji, tradycyjnej Ameryki i zmuszą chwiejną ideowo Partię Republikańską do zdecydowanej odpowiedzi na nadciągające zagrożenia? Wydaje się, że republikanie powinni jak najszybciej przedstawić obywatelom zdrowo rozsądkowy program nie czekając na swoją karykaturę w wydaniu Obamy. Prosto i jasno, w punktach wyznać w jakie wartości wierzą.

 

Pytanie jest czy zdołają wyselekcjonować spośród siebie liderów, potrafiących wyjaśnić te zagrożenia wyborcom (przy dominujących lewicowych mainstream mediach) i pociągnąć ich za sobą, aż do wyborczej urny...

 

Logicznie biorąc wyznawcy lewackich teorii na dłuższą metę pracują przeciwko sobie, głosząc i praktykując otwarcie aborcję doprowadzą do ograniczenia liczby swoich wyborców, stąd ich akceptacja imigrantów, którzy jednak przybywają ze swoją religią i płynącymi z niej wartościami...

 

Nadchodzi czas próby, wydaje się, że konserwatyści najpierw muszą dokonać samooczyszczenia i rewolucyjnego powrotu do przestrzegania zasad Konstytucji, kiedy przegonią zaś ze swoich szeregów skorumpowanych karierowiczów, odpowiedni przywódca na skalę Regana, pojawi się sam...

 

Jacek K. Matysiak

 

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną