Gowin w cieniu Katarzyny W.

0
0
0
/

Przesunięcia w rządzie Donalda Tuska na pewno nie są pasjonujące z punktu widzenia obserwatorów sceny politycznej.



Z jednej strony powodem takiego stanu rzeczy jest symbioza w łonie koalicji PO – PSL, pomimo tego, że następca Pawlaka miał walczyć o należną ludowcom pozycję koalicjanta zamiast przystawki do deseru. Z drugiej strony natomiast zmiany w resortach rządowych są nieistotne, gdyż ministrowie nie robią nic poza pracą na słupki sondażowe.

Tym razem jednak groźba zmiany na stanowisku ministra sprawiedliwości ma znaczenie ogromne, fundamentalne, wręcz cywilizacyjne. Chwilowe zagrożenie pozycji ministra Gowina nie było efektem lobbowania klik korporacji zawodowych, z którymi tenże zaczął walczyć. Cała sprawa rozbiła się o katolicki światopogląd Gowina, który otwarcie krytykował i odrzucał projekt ustawy o „związkach partnerskich”.
 
Pozostaje więc pytanie czym różni się PO od Ruchu Palikota, a mieniący się chrześcijaninem Donald Tusk od libertyna Palikota w podstawowej kwestii jakim jest podejście do najbardziej dogmatycznych kwestii moralnych?

Jak premier Tusk godzi swoje sumienie z wycinaniem polityków, którzy nie chcą otwierać furtki dla dalszych zdobyczy środowisk określanych z angielska środowiskami „LGBT”.

W środkach masowego przekazu trąbi się nieustannie o tragicznej sytuacji demograficznej Polski, podczas gdy mamy do czynienia z otwartymi atakami na tradycyjne wartości rodzinne oraz zagrożony jest byt biologiczny narodu?!

Przecież promocja homoseksualizmu jest niczym innym jak otwartą propagandą skierowaną do umysłowości młodego pokolenia. Środowiska te jeszcze dwie dekady temu nieśmiało podnoszące głowę dzisiaj są w przestrzeni publicznej pełnoprawnym uczestnikiem dyskursu, który wpisuje się jednoznacznie nie tylko w wojujący ateizm, ale wręcz relatywizm moralny.
 
Jakże blado wygląda wspomniana wyżej wiadomość w odniesieniu do żalu mediów o sądowym postanowieniu wyłączenia obecności kamer telewizyjnych na rozprawie Katarzyny W. Tutaj znowu widać charakter tych „środków komunikacji społecznej” skupiającym się na dyrdymałach towarzyszących tej tragicznej historii małe Madzi.

Nie zauważa się tutaj również kryzysu instytucji rodziny pokazanej na przykładzie znudzonej próżnej żony tęskniącej za błyskami fleszy. Nie pojawia się refleksja odnośnie tego czym w istocie był czyn popełniony lub nie popełniony przez podsądną, o czym rzecz jasna zadecyduje sąd.

I spełnia się na naszych stare chińskie przysłowie „obyś żył w ciekawych czasach”. Obserwując jednak dzisiejszy świat niejednokrotnie zadaję sobie pytanie czy nie przyszło nam żyć na końcu czasów...

Witold Stefanowicz

fot. Dominik Różański/prawy.pl

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną