Marzenia cesarzowej Merkel o „Farmie Europa”

0
0
0
/

images_nowe_stories_media_felietonisci_pawel_janowski_aktualneOdleciała nam Angela, niestety nie do ciepłych krajów. Działania gasnącej cesarzowej wydają się cokolwiek absurdalne. Jej decyzje wzbudzają coraz większe zainteresowanie i niepokoje w Niemczech. Wyrazem solidarności z nieomylną kanclerz są płonące coraz obficiej hotele i ośrodki dla imigrantów. Budzą się z multikulturalnego snu Niemcy nie tylko w Bawarii, jeszcze katolickiej, ale także w innych landach. Psychiatra Hans Joachim Maaz w swoich diagnozach posunął się jeszcze dalej twierdząc, że „straciła kontakt z rzeczywistością”. Straciła, czy nie straciła? Zaryzykuję twierdzenie, że jej wysokość Angela odleciała. Na dużą wysokość i gdzieś w czeluściach niemieckich rojeń o potędze błąka się z kolegami z Bildergergu. I z tej perspektywy przygląda się płonącemu światu. Brnie coraz bardziej i groźniej. Zmierza do realizacji wyznaczonego celu? Brnie na oślep? A jaki jest jej cel? Jakie są marzenia cesarzowej Angeli I? Zarządzać Europejczykami, jak kurczakami na farmie, albo jak kto woli, jak niemieckimi landami. Poszatkować, popakować i ulokować na „Farmie Europa”. Lidl dostarczy paszę, inżynierowie od genetyki smakowej ubarwią rzeczywistość, Mercedes będzie rozwoził dozorców, popitkę wypompuje i zabutelkuje zaprzyjaźniony koncern. A ukochane przez cały świat i kosmitów banki dostarczą kredycik na dogodny procent, najlepiej dożywotni z opcją przeniesienia na cztery pokolenia. Zatroskani dobroczyńcy z londyńskiego City nie mogą spać po nocach tak zamartwiają się los biednych gastarbeiterów i wciąż ślą pytania do cesarzowej: Jak żyć? Nawet Donald Złotousty nie wie. Oporządzić narody europejskie, to już udało się jako tako, ale ten katolicyzm, to wciąż okoniem staje. Nic nie daje dawkowanie raz w tygodniu tabletek GenderForte, salony masażu multikulti plajtują, futrowanie batonikami nie skutkuje. Nawet wakacje w Egipcie nie dają rady. Wszystko przez katolików. A niepokornych Polaków nurtuje pytanie: Dlaczego cesarzowa Merkel wciąż ponawia zaproszenie dla muzułmanów? Może chce dorównać swojej idolce carycy Katarzynie II? Może w cesarskich receptach widzi szansę na sukces? Tym, co spali na lekcjach historii, przypomnę, że wspomniana pani nazywała się Zofia Fryderyka Augusta. Urodziła się w znanym nam wszystkim Szczecinie, który wówczas należał do państwa pruskiego. Była księżniczką Anhalt. Stąd pewnie duchowość młodej Zofii poszybowała w niezbadane sfery pruskiego miłosierdzia. Nie była Rosjanką, jakby ktoś miał jeszcze wątpliwości. Nie dziwmy się więc, że Angela I, cesarzowa Niemiec, tak bardzo upodobała sobie osobę niemiecko-rosyjskiej heroini. Polacy doskonale wiedzą, że światło Wschodu, Semiramida północy, sponsor Woltera i innych fircyków w masońskich fartuszkach, czyli Katarzyna II tak rozsądnie rządziła, że polepszyło się prawie wszystkim. Tym wszystkim, którzy mieli szczęście przeżyć. Jej mąż Piotr III, rodowity z ducha Rosjanin – Karl Peter Urlich con Holstein-Gottorp nie przeżył, więc jego już nie zapytamy, czy jemu akurat się polepszyło, ale jako, że wierzymy w życie pozagrobowe, to śmiem twierdzić, że na pewno mu się polepszyło. Bardzo. Dodajmy, że ta pani lubiła nie tylko pojedynczych ludzi, ona lubiła ludzi gromadnie, stadami można powiedzieć, albo plemionami. A jak caryca lubiła jakiś naród, to ja współczuję. Bo taki polubiony naród miał fajnie dwa razy w tygodniu, a w pozostałe dni już raczej nie. Jeszcze lepiej miały narody, których Semiramida nie lubiła. O, takie narody, to fajnie już nie miały przez siedem dni w tygodniu. I tak od Wisły po Czukocję. Polaków nie lubiła, więc fajnie nie mieliśmy. Dlatego w końcu ówcześni biznesmeni pokroju Poniatowskiego, Potockiego i tacy tam nowocześni patrioci, którzy nie lubią być nie lubiani założyli Platformę Targowicką i ubili interes. Polityki nie robili, budowali dwory, kupowali konie i jeździli do kurortów, a co bardziej ambitni dodawali „otciestwo” przed nazwiskiem. Taka to była miła pani. Dlatego cesarzowa Angela ją lubi bardzo. No i sobie ją powiesiła nad biurkiem, i roztacza blask, światło, mądrość i kilka innych przymiotów, o których nie wspomnę przez wzgląd na dzieci, które czytają moje felietony. A co takiego wyprawia współczesna Semiramida Zachodu? Jaki zbawczy program przyszykowała dla Europy? Jak przystało na cesarski punkt widzenia, a to taki punkt widzenia, który wszystko widzi tak bosko, z wysoka, z kosmosu – otworzyła na oścież drzwi Europy, zaprosiła cały świat i czeka. Najbardziej zaprosiła muzułmanów z Bliskiego i Dalekiego Wschodu, z Afryki północnej i środkowej. Dobrze, że Australia radzi sobie z imigrantami, bo inaczej i z antypodów mielibyśmy wycieczki krajoznawcze. W tym zapraszaniu wspierają ochotnie cesarzową dobroczyńcy z Ameryki i Arabii, bo są tacy szczodrzy, że chcą się podzielić z niepoprawnie chrześcijańską Europą bogactwem islamu. Sami mają go w nadmiarze, dlatego się dzielą. I proszę nie wypominać, że muzułmanie do nas, a nie do nich chcą. My jesteśmy fajniejsi i dlatego do nas chcą. Co za sztuka wyznawać islam wśród muzułmanów. Phi. Wśród katolików, to już coś. A że muzułmanie szczodrzy i ambitni są, to chcą nam dać wszystko, czyli cały swój islam. Oczywiście za drobną opłatą. Zwłaszcza kobietom chcą dać i feministki już się cieszą. I proszą o więcej. Cesarzowa też chce więcej. I jeszcze więcej. Żebyśmy mogli się wszystkim podzielić, jak przystało na prawdziwych chrześcijan. Zostanie nam torba i kij, to i dobrze. Będziemy bardziej ascetyczni i nastawieni na zbawienie. Podzielmy się z muzułmanami żonami, dziećmi, sąsiadami, mężami to raczej nie, bo chłopaki im nie smakują. Podzielmy się. A jak się nie podzielimy, to będziemy rasistami. Dlatego pani cesarzowa, Semiramida Zachodu woła nieustannie: „Podzielmy się!”. Jednak ostatnimi dniami lekko zdziwiona jest, że ciasno się zrobiło we Francji, Austrii, na Wyspach. Wszystko było przygotowane, euro czekały na kontach, materace dla 500 tysięcy rozpakowane, a tu klops. Dwa miliony gości się szykuje i to nie koniec kolonii. Cesarzowa lekko już bardzo brwi zmarszczyła, gdy usłyszała, że kraje Grupy Wyszehradzkiej, czyli Polska, Czechy, Słowacja i Węgry, to mają inny pomysł na cesarstwo. W takiej sytuacji wierni giermkowie wznieśli bojowe okrzyki w obronie niemieckiej cesarzowej i bardzo niemieckiego, a więc idealnego raju, który w założeniach rozciągać się miał od Bugu do Gibraltaru, od Finlandii do Krety. I od tego, co na niebie, do tego, co na ziemi. Wznieśli okrzyki i poszli na ośmiorniczki. Niech raj się realizuje – nakazali. Miał się raj zrealizować, ale coś nie wyszło. Za wolno eutanazję, aborcję i inne wynalazki cywilizacji germańskiej roznoszą się po Europie. Bo same te zarazy to roznosić się nie chcą. Zwłaszcza katolicy jacyś oporni w przyjmowaniu darów cesarzowej. Choć nosicieli nie brakuje, to wirus jakiś cienki i nie skuteczny w kontakcie z katolikami. Marsze aborcjonistów w obronie życia, protesty lichwiarzy w trosce o oszczędności i różne takie pochody nie przynoszą oczekiwanych skutków. Tak pięknie zaplanowane zostały, tyle bezinteresownej gotówki zainwestowano, tyle telewizornii wykupiono, nawet seriale z misją i powołaniem głosiły nowe Objawienie i co? I nic. Uparci katolicy, znowu nie chcą słuchać. I nie chcą się przytulać. Model idealnej Unii oparty na przytulaniu czułym, niemieckim uściskiem finansowo-gospodarczym, tak wytrwale praktykowany przez cesarzową Angelę i jej sojuszników powoli dobiega końca. Grecja woła z zaświatów, Szwecja nie odzywa się ze strachu. Jeszcze misjonarze G. Sorosa majstrują, ale nie klei się jakoś. Nawet telefon do przyjaciela z agencji ratingowej nie pomaga. Nawet szybki atak na walutę, jakiś malutki szantaż gospodarczy, zamknięcie granic dla polskich przewoźników, pokrzykiwanie na Węgrów. I nic. Niepochamowana żądza uszczęśliwiania narodów nie umiera w sercach brukselskich buchalterów. I w sercu cesarzowej Angeli też nie. W planach mieli Tysiącletnią Unię. A tu coś idzie nie tak, czyli nie idzie. Sto lat temu pewien kapral też próbował, no i Niemcy wybudowali. Budowniczy raju ze Wschodu też próbowali i ubyło przed czasem 100 milionów ludzi. Na co liczą nowi marzyciele? Biurokraci, schowani w szklanych pałacach odważnie trzęsą portkami. Junker, Hammermans, Verhofstadt, Tusk, Lewandowski, Bieńkowska, żeby tylko wymienić najsławniejszych celebrytów, z niepokojem czekają na instrukcje. Jaki bajki opowiadać europejskiej gawiedzi, żeby przetrwać? Zasłaniają oczy i przytulają kolejne oddziały muzułmańskich spryciarzy. I pocą się. I zasłaniają oczy. Dniem i nocą się pocą, dniem i nocą przytulają tysiące islamistów. A do tego ateiści zaczynają do kościołów chodzić. A to już jest ponad nerwy cesarzowej Merkel. I dziwić się, że psychiatrzy się niepokoją. Ona ma na głowie cały świat. Zrozummy kobietę. Dla niej to jak koniec świata. A skoro za nami już siedem końców świata, przy czym Świadkowie Jehowy upierają się, że to dopiero czwarty nadchodzi, a Inkowie nie protestują, to chyba czas spojrzeć z innej perspektywy na najbliższe lata. Bajkopisarz Fukuyama zmienił pracę i przestał wieszczyć. Końca Historii nie widać. Końca głupoty też nie widać. Nostradamus zostawił tyle czterowierszy, że jeszcze na dwa stulecia wystarczy. Wróżbita Maciej i jasnowidz z Budy Ruskiej średnio raz w miesiącu widzą więcej i głębiej, jak donosi der Fakt. Tarocistki też zacierają rączki. Biznes kręci się pięknie, zwłaszcza w Paryżewie, miasteczku które tak dumne jest ze swojego romantyzmu i racjonalizmu, że aż dech zapiera. Ponad 50 tysięcy wróżbitów w sercu Wielkiego Wschodu biznesy kręci, ale nie w dzielnicach muzułmańskich. Kalifat Francja jest gotów. Kalifat Niemcy kończy budowę największego meczetu. Kalifat Ryszard też jest gotowy. Tak więc masonerii gratulujemy sukcesów. Umysł oświecony został tak bardzo, że ciemno przed oczami się zrobiło. Tym razem przesadzili. Politycy, którzy raz twierdzą, że dwa plus dwa jest trzy, a na wiosnę proponują 5 lub 6 w zależności o tego, czy są zwolennikami liczb parzystych, czy nieparzystych, mają kłopot. Ponieważ Latarnia 1050-lecia Chrztu Polski rozświetli europejski ponury krajobraz i przypomni wszystkim, że dwa plus dwa równa się cztery. Odważne cztery. Węgrzy już wiedzą, że cztery, Polacy też. Czas na lekcję dodawania dla innych narodów.   Felieton ukazał się w najnowszym wydaniu „Tygodnika Solidarność”

Źródło: prawy.pl

Najnowsze

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną