OGIEŃ MIŁOŚCI WYZNANEJ cz. 8

0
0
0
/

prawy.pl_images_nowe_stories_wiara_rekolekcje_wielkopostnePSALM 22, 2 – 17.

Duchu Święty,

poprowadź moją duszę tak,

aby wszystko, co ma się dokonać,

podczas tych rekolekcji,

od początku do końca

było zgodne jedynie

z Twoim pragnieniem,

jakie masz względem mojej osoby.

Wypełnij Sobą moją izdebkę,

do której wchodzę na spotkanie z Tobą,

abym mógł oddawać Tobie

każde z moich pragnień,

które Ty przebóstwisz w Miłość.

Chwała Tobie Boże Ojcze,

Jezusie Chrystusie i Duchu Święty,

Prawdo Jedyna - Miłość!

Amen.

[Ps.22,12] Nie stój z dala ode mnie, bo klęska jest blisko,

a nie ma wspomożyciela.

Oto piękno szczerości modlitewnej – akt strzelisty. Akty strzeliste są przez nas często niedoceniane, ale to niezwykłe modlitwy! Często nie zdajemy sobie sprawy, czym one w ogóle są. Nie muszą być to wyuczone formułki, ale szczere wołania do Boga! Nasze szczere, choćby i były naszym kłóceniem się z Bogiem, to są szczere. Sam Bóg mówi nam: „Chodźcie i spór ze Mną wiedźcie” Iz 1, 16 – 18. Bóg widzi, że nasz bunt jest naszym nierozumieniem czegoś, ale ten bunt oddany szczerze Bogu zawsze przynosi owoc oświecenia od Ducha Świętego!

Chrystus wchodzi w moment, który jest ludzkim doświadczeniem rodzenia się bezpośredniości relacji z Ojcem.

Nie ma wspomożyciela’ – bo nie ma!!! Na ziemi nikt nas nigdy do końca nie zrozumie. Nawet my sami siebie do końca nie jesteśmy w stanie zrozumieć. Jesteśmy dla siebie tajemnicą. Sami dla siebie i dla siebie nawzajem.

Ale to nie oznacza osamotnienia. Przez doświadczenie braku człowieka przy sobie musi przejść każdy z nas, ale nie jest to zerwanie relacji miłości!!!! Wręcz odwrotnie!

Jest to doświadczenie, dzięki któremu uczymy się kochać drugiego człowieka prawdziwie. A kochać prawdziwie to znaczy między innymi nie kraść człowieka dla siebie. To oznacza odwrócić całkowicie poczucie o własnej korzyści z relacji, dla dobra drugiego. Dla jego wolności.

Najtrudniejsza jest wtedy miłość do tego, który mnie opuszcza i nie pomaga mi, nie wspiera, choć jest oczywiste, że powinien.

Nawet w takiej sytuacji Miłość jest możliwa! Jak to? Och! Nie dlatego, że my potrafimy tak kochać, ale dlatego, że Jezus Chrystus nas nie potępił za nasze odejścia od Niego, gdy potrzebował nas! Dlatego jest możliwa w nas Miłość do opuszczających nas w potrzebie, bo Chrystus nas kocha nawet wtedy, gdy my odchodzimy od Krzyża! To jest miażdżąca wolność dla naszej ludzkiej miłości! To jest prawdziwe jej przebóstwienie!

Zobacz ilu stało pod Krzyżem, gdy Chrystus był w agonii?...

Powtórzmy: W odkupieniu mojego i Twojego odejścia od umęczonego Chrystusa, zrodziła się w nas przekraczająca nas możność kochania tych, którzy nas opuszczają, gdy ich potrzebujemy. Ta możność rodzi się z Chrystusa w nas i jest bezpośrednim doświadczaniem Miłości Doskonałej już tu na ziemi!

I to jest możliwe (sic!) nie ze względu na naszą siłę, ale to Chrystus przekracza nas samych w nas samych i możemy tak kochać. Możemy!

My ludzie nie jesteśmy autorami cudu Miłosierdzia. Miłosierdzie to coś, co przekracza człowieka, dlatego ten punkt osamotnienia od ludzi jest tak ważny, bo właśnie w tym wydarzeniu otwieramy się na samego już tylko Boga i oby tak zawsze było! W tym momencie przyjmujemy od Niego Dar kochania tych, co nas opuszczają.

Tak! Dzięki Bogu, w Bogu i Bogiem kochamy Miłością nadprzyrodzoną, to znaczy Miłosierną!

Chrystus zna do końca poczucie klęski, ale nadaje jej nowy wymiar – wymiar nie końca, ale początku! Przebóstwia fakt klęski.

Świadomość zbliżającej się śmierci jest kontemplacją jedynej Prawdy, że nie umieramy dla śmierci, ale dla zmartwychwstania!

My niejednokrotnie boimy się umierania, to naturalna konsekwencja grzechu pierworodnego. Jezus Chrystus wchodzi w cały ten lęk do końca i przyjmuje go całkowicie na siebie.

Każdy człowiek w obliczu zbliżającej się śmierci jest samotny w rozumieniu ziemskim. Zwątpienie tego doświadczenia życiowego jest z powodu grzechu pierworodnego najczęściej odczuwalne pewnie jako strach samotności. Ale tak nie powinno być. Całe ludzkie życie jest i tak krótką chwilą w obliczu wieczności. Dlaczego więc śmierć niejednokrotnie jawi nam się jako groza?

Umierania do końca nie rozumie człowiek, który tego nie doświadcza, a zatem póki co my wszyscy, którzy jeszcze żyjemy. Ale doskonale rozumie to Chrystus i w momencie lęku przed klęską cielesną, oddziela się swym ludzkim wymiarem, to znaczy w ziemskich uczuciach, od Nadziei, co musi być dla Niego niewyobrażalną traumą!

Ale dokonuje tego, aby przyjąć na siebie wszystkie towarzyszące nam odczucia przedśmiertne – które w swej naturze są konsekwencją grzeszności. Nie chodzi tu wcale i wyłącznie tylko o umieranie, ale o prowadzenie życia w śmierci, życia martwego.

Chrystus przyjmuje wszystkie konsekwencje! Dlatego mimo naszej grzeszności, nikt nie może nam odebrać Nadziei!

Chrystus jest najbliższy człowiekowi w lęku, bo w swych ludzkich uczuciach przyjmuje całą uczuciowość braku Nadziei i Wiary, w ten sposób odkupiając nasze upadki w rozpacz. Dlatego rozpacz nie może nas zniszczyć.

Mamy Boga doskonałego, który nie boi się współodczuwania z nami wszystkiego, przez co przechodzimy. Nie dzięki naszej ludzkiej sile, ale dzięki Jego ofierze, najtrudniejsze nawet z naszych upadków, nie może odebrać nam Wiary, Nadziei i Miłości. Nie może!

Czy wierzymy, że nasze zwątpienie w prawdziwość relacji Nadziei z Bogiem Ojcem zostało odkupione? Że możemy rozeznać je jako pokusę i podszept złego? Ta pokusa oddana Bogu, jest już pokonana w Nim dla nas. Nawet odczuwana, nie może nas zniszczyć, jeśli tylko wtulamy się w Ciało Chrystusa. Jesteśmy całkowicie bezpieczni.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną