„Kornel Onufry Dyndajewski- żywot nikczemny.”

0
0
0
/

prawy.pl_images_leszek_poslusznyKornel Onufry Dyndajewski urodził się w 1960 roku. W 1989 roku był już mężczyzną o ukształtowanym światopoglądzie. Dotychczas pobierana przez niego nauka uzmysłowiła mu, że jej treść nie jest najważniejsza. Zasadnicze są stosunki społeczne i umiejętność korzystnego pozycjonowania własnych celów.

Cele Kornela były jasne i czytelne; ustawienie się w życiu, bez zbędnego oglądania się na moralność, etykę czy dobro wspólne. Przeżyte lata wykształciły w nim kilka zasad, którym był wierny. Trzymał zawsze z silniejszymi. Mimo iż nie był naukowym orłem, miał bardzo dobre oceny. Był zaufanym ulubieńcem całego grona pedagogicznego. W klasie nie miał wrogów. Każdy kto próbował przeciwstawić się jego planom niemal natychmiast lądował w pokoju nauczycielskim z rzeczywistym lub wymyślonym pakietem oskarżeń sformułowanych przez Dyndajewskiego. Otaczała, zatem naszego bohatera raczej pogarda niż wrogość. Nie doskwierało mu nagłe, zapadające milczenie koleżanek i kolegów, gdy tylko pojawiał się w ich orbicie. Miał przecież za sobą wszystkich, szkolnych decydentów.

Skończywszy zacny wydział nauk politycznych, siłą inercji wstąpił do jedynie słusznej, przewodniej siły narodu. Otrzymał posadę w wojewódzkim urzędzie. Praca niewiele różniła się od jego działań szkolno-studenckich. Niezmiennie donosił na współtowarzyszy, szczując niekiedy jednych na drugich. W owych czasach zew natury popchnął Kornela w ramiona licznych kobiet. A że był mężczyzną postawnym, nie miewał problemu z ich poszukiwaniem. Chuć Dyndajewskiego szybko zaowocowała nieplanowanym powołaniem na świat kilkoro różowych potomków. Nasz bohater nie trapił się tym zbytnio, nie zwracając uwagi na narastające alimentacyjne zobowiązania, których i tak nie zamierzał spłacać.

Kiedy wiatry historii mocno zatrząsnęły spiżowymi posadami obowiązującego systemu Kornel Onufry Dyndajewski demonstracyjnie cisnął bordową legitymacją, stając się od tej chwili świadomym opozycjonistą. Nie długą chwilę zajęło mu konstruktywne węszenie w poszukiwaniu „Nowych Silnych”. Ku jego radości szeregi nowego establishmentu w zasadzie nie zmieniły się w stosunku do poprzednich. Lekko odmłodnieli, dopuścili potomstwo, pozmieniali służalcze znaczki w klapach i z nowymi siłami zaczęli tworzyć polityczne układanki. Rok 1989 stał się dla niego przełomowym. Z wielką radością dostrzegł, iż ludzi podobnie do niego myślących, jest bez liku. Jako znanego opozycjonistę i reformatora zaproszono Kornela do okrągłego mebla, by radził z innymi nikczemnikami o przyszłości własnej, a co za tym idzie - przyszłości kraju.

Zaczął się dla Kornela Onufrego Dyndajewskiego czas prosperity mający trwać, bez mała dwadzieścia pięć lat. Nasz bohater zdążył przez ten czas dorobić się własnej siatki donosicieli, sowicie przez niego wynagradzanych. Piastując różne, państwowe stanowiska szerokim gestem rozdawał srebrniki i latyfundia lojalnym poddanym. Żył otoczony luksusem, uczestnicząc w setkach poważnych bankietów, budując i niszcząc kariery maluczkich. Podróżował po świecie, nie bacząc na koszty swojej nowej, poznawczej pasji. Organizował rauty dla sobie podobnych obywateli z innych krajów. Skrupulatnie wypełniał wskazówki i żądania „Silnych”, tych dalszych - zamorskich i tych bliższych - ościennych. I tak miało trwać do końca świata i jeden dzień dłużej.

Kornel Onufry Dyndajewski w tak pięknych okolicznościach przyrody doszedł do nobliwego wieku znawcy i zasłużonego działacza. Jego zmysły nieco stępiały, a własny dobrobyt mocno odgrodził go od ogólnoludzkich trosk. Nie dziwota zatem, iż osąd społeczny roku 2015 i wyborczy wynik potężnie zaskoczyły Kornela. „Jak to?”, „Co jest?”, „O co tu kurwa chodzi?!”, „Przecież było tak fajnie!!”. Nieznośne frazy tłukły się w jego głowie. Pomimo przetłuszczonego jestestwa Kornel szybko opanował doskwierający chaos. Na dużej kartce papieru wynotował wszystkich mogących się przydać, zależnych poddanych. Drugą kartkę zapełnił nazwiskami znajomych, zagranicznych decydentów. Trzecią, zatytułowaną hasłem: „pożyteczni idioci” zapisał nazwami kilku organizacji społecznych, wspieranych dotąd przez niego jak i jemu podobnych.

Na pierwszej kartce roiło się od nazwisk wszelkiej maści celebrytów i gęb telewizyjnie dostępnych. Oczyma wyobraźni omiatał już potencjalny kwik i larum towarzystwa odrywanego od szklanego ekranu, mównic i życiodajnych reklam. Druga kartka rychło zawarła nazwiska znanych światowych luminarzy, niegodziwców, łajdaków i innych kreatorów lucyferskiej, współczesnej ideologii. Sprawnie wystosował do nich rzewny list, oddając do tłumaczenia na wszelkie języki świata. Dominował język angielski, niemiecki, francuski i rosyjski jednak by nikogo nie pominąć nie omieszkał także przywołać specjalnego tłumacza, biegłego w języku idisz. Kiedy odczytał treść swej nikczemnej korespondencji, z trudem pohamował cisnące się łzy. Ból zgwałconej demokracji, cierpienie uciemiężonych obrońców wolności i nieskończony żal do ożywczego powiewu, aż krzyczały z jej wersów. W poczuciu swej osobistej tragedii i potencjalnej utraty przywilejów nawet przez chwilę nie zastanowił się nad tym, czy aby powzięte działania nie wyczerpują znamion zapomnianego przestępstwa zdrady Ojczyzny. Jeszcze tylko kilka krajowych telefonów, do dyżurnych kanalii do wynajęcia, umawiających ciąg systematycznych, ulicznych pochodów zgrai „uciemiężonych”. I mógł już wygodniej rozeprzeć się w fotelu, w poczuciu ulotności i chwilowości współczesnych wydarzeń.

Dzień był dżdżysty, ale wyjątkowo ciepły jak na tę porę roku. Kornel Onufry Dyndajewski pańskim okiem omiatał niezbyt licznie zgromadzonych. „Niewdzięczne gnoje”, pomyślał. Panując nad rozczarowaniem pochwycił przygotowany nienawistny transparent i ruszył w kierunku najważniejszego placu w Polsce. Ku jego zaskoczeniu z prawej strony zdyscyplinowanego pochodu zaczęły pojawiać się grupki młodych ludzi z politowaniem obserwujące maszerujących. Kornel ukradkiem obserwował gęstniejący tłum antagonistów. Kiedy jego liczebność przerosła wielokrotnie ilość maszerujących nasz bohater usłyszał głośny krzyk w swoim kierunku; „Patrzcie! To ten gruby, sprzedajny świniak tam idzie!”. Wszystkie oczy skierowały się w jego stronę. Kornel chciał się skulić, skryć się za czyimiś plecami. Nagle poczuł przeszywający ból w piersiach. Coś nim szarpnęło od wewnątrz. Niespodziewanie upadł na kolana, aby po chwili leżeć wyciągnięty na chłodnym asfalcie. Gdy się na chwilę ocknął usłyszał tylko rozmowę ratowników;

-„Jak on się nazywa?” - zapytał jeden z nich, wypełniający jakiś bzdurny druk.

-„Kornel Onufry Dyndajewski” – odparł drugi, trzymając dowód osobisty w jednej ręce, uciskając wiotki nadgarstek pacjenta, drugą.

-„Nie zmieszczę w tej rubryce” – stwierdził pierwszy.

- „To daj same inicjały, i tak już po nim” – podsumował ratownik.

- „ K.O.D.” – skrupulatnie wycedził piszący, zapisując kolejne litery.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną