Straciła firmę, bo sprzedawała „Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego” Wojciecha Sumlińskiego

0
0
0
/

sumlinski1Wojciech Sumliński opublikował list właścicielki księgarni internetowej na Allegro, Kingi Cichockiej, której zablokowano możliwość prowadzenia działalności tuż po tym, jak zaczęła sprzedawać „Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego” autorstwa Sumlińskiego. Firmy już nie odzyskała... Publikujemy pełną treść listu. Komentarz wydaje się zbędny. Dzień dobry, Panie Wojtku, piszę do Pana ponieważ chciałabym się podzielić historią, jaka mnie spotkała, a która prawdopodobnie ma związek z tym, że... no cóż, sprzedawałam Pana książkę „Niebezpieczne związki". Być może jest to wyłącznie przykry zbieg okoliczności, że mojemu małemu biznesowi ukręcono łebek zaraz po wyborach. A być może już słyszał Pan podobne historie? Sama wielokrotnie zastanawiałam się co się wydarzyło i co zadziałało, gdzie i jak zawiniłam sama, bo jak najbardziej dostrzegam własne błędy. Pomimo dużej tendencji do samobiczowania uporczywie wraca ta myśl, że jednak sprawa nie jest prosta ani czarno-biała, że gdzieś powyżej mnie zaistniała zła wola, bo cała sytuacja od początku nie miała wiele wspólnego ze zdrowym rozsądkiem. Działo się tak jakbym trafiła na czarną listę. Przez prawie trzy lata prowadziłam księgarnię na Allegro. Zaczęłam od zera. Ciężko pracowałam, by to moje drobne przedsiębiorstwo zaistniało i funkcjonowało. Pomimo ogromnej konkurencji na rynku pomału wykroiłam dla siebie skrawek miejsca. Taki, na którym nie zarobi się na Mercedesa, bywa że trudno spiąć koniec z końcem, ale jakieś pieniążki na przeżycie da się zdobyć. Satysfakcja przy tym też była duża, bo po prostu lubię książki. Z biegiem czasu nawiązałam lepsze kontakty z hurtowniami, dostałam większe rabaty, sprzedaż ustabilizowała się na progu rozsądnej opłacalności, nawet stale rosła i ogólnie szło mi coraz lepiej. Po skromnych początkach, pracy i wyrzeczeniach firma zaczynała prosperować. O pojawieniu się „Niebezpiecznych związków" wiedziałam z jakimś wyprzedzeniem, bo sama czekałam na kolejną Pana książkę. Czytałam już „Z mocy bezprawia" oraz „Z mocy nadziei", oglądałam wiele filmów ze spotkań autorskich. Tak się złożyło, że mój główny dostawca, hurtownia Platon, był jednocześnie głównym dystrybutorem „Niebezpiecznych związków". Weszłam w sprzedaż tego tytułu z wielkim entuzjazmem, od początku promowałam go z dziką przyjemnością. Ot, nie był to dla mnie towar jak inne, osobiście bardzo chciałam dotrzeć do ludzi z tym, co ma Pan do przekazania i cieszyło mnie że to robię. Sprzedaż była absolutnie gigantyczna, istna petarda. Nigdy wcześniej nie widziałam tylu zamówień na żadną książkę, choćby najbardziej głośną i przebojową. Ja mały pikuś, ten jeden tytuł ściągałam z setkami i rezerwowałam dostawy z wyprzedzeniem. Na jednej aukcji jak w dym szło po 300 egzemplarzy. I ta lawina maili, telefonów, pytań o możliwość zakupu choćby „z pod lady"! To były dla mnie, drobnego księgarza, bardzo pracowite dwa miesiące. Minął kwiecień, maj, czerwiec... i zaczęły się schody. Właściwie już pod koniec czerwca portal Allegro z dnia na dzień zaczął blokować mi możliwość sprzedaży. Technicznie polega to na tym, że nie mogłam wystawiać nowych ofert oraz przestały wznawiać się istniejące. Przyczyną jaką podawano było obniżenie się jakości obsługi klienta. OK, faktycznie „Niebezpieczne związki" to była dla mnie mocna sprawa, taka nawet i klęska urodzaju. W tym ferworze doszło do kilku pomyłek i obsuw z dostawą, ze względu na ogrom pracy, codzienną lawinę maili i telefonów kupujący mieli też utrudniony kontakt ze mną. Obsługa serwisu wskazała mi konkretne sprawy zgłaszane przez kupujących, jakie mam wyjaśnić i po rozwiązaniu których zostanie przywrócona normalna funkcjonalność konta. W ciągu kliku dni spokojnie odszukałam i wyjaśniłam wszystkie transakcje tak, aby każdy był zadowolony, opisałam obsłudze Allegro, jakie ze wskazanych spraw nie są moją winą albo już dawno zostały rozstrzygnięte. OK., i wszystko jasne, blokada została zdjęta, po paru dniach znów mogłam normalnie pracować. Zaczęłam odrabiać zaległości. Taka codzienna mrówcza robota: przede wszystkim trzeba było zrekonstruować mocno uszczuploną ofertę, a więc ponownie wystawić to, co w wyniku blokady nie wznawiało się z automatu, oraz dodać sporo nowości z oferty dystrybutora. Wie Pan co? Nacieszyłam się tą normalną pracą tydzień. Otóż Allegro znów nałożyło mi blokadę, podając ten sam powód, co niedawno: obniżenie jakości obsługi i prośba o wyjaśnienie kilku transakcji. W całej swojej naiwności jeszcze nie wiedziałam, że wybiła moja ostatnia godzina. Myślałam, że tak naprawdę coś tam komuś się pomyliło, w końcu ledwie co mnie odblokowali i nawet nie stało się nic, co by uzasadniało ponowną blokadę czy jakieś restrykcje. Jestem legalnym przedsiębiorcą, na Allegro w końcu od wielu lat, nie sprawiałam żadnych kłopotów, 99% kupujących oceniało mnie pozytywnie. Transakcje do wyjaśnienia? Właściwie drobiazgi. Kilka typowych nieporozumień, w tym niesłuszny negatyw od kogoś kto książkę kupił i nie odebrał, co się po prostu zdarza i już. Od ręki wyjaśniłam obsłudze 8 na 10 wskazanych problemów. Nic nie pomogło. Od tej pory byłam traktowana jak ktoś do odstrzału. W następnych tygodniach sytuacja wyglądała ni mniej ni więcej tak, że obsługa Allegro grała ze mną w kotka i myszkę. Ciągle to samo: twierdzą, że odblokują kiedy jakaś sprawa zostanie wyjaśniona, ale potem znajdują kolejny pretekst, i kolejny, i następny. W sytuacji, kiedy uniemożliwiali mi normalne funkcjonowanie i płynną realizację zamówień, o preteksty akurat było im coraz prościej. Po prostu zaczęłam się wykrwawiać. Oferta w mojej księgarni topniała, z około 5000 tytułów zostało mniej niż 2000 i codziennie odpadały kolejne... Bieżące oferty kończąc się nie mogły być wznawiane, nowych nie dodam. Siadła sprzedaż, siadła płynność finansowa, opóźniały się dostawy z hurtowni, bo teraz nie zawsze udawało mi się zebrać minimum logistyczne. Allegro nie reagowało na kolejne prośby o zdjęcie blokady. W drugiej połowie lipca sama zakończyłam wszystkie oferty jakie jeszcze pozostały, ostatnią garstkę. Stanęliśmy na tym, że zostały mi do wyjaśnienia dwie banalne sprawy... Chodziło o dwa zamówienia, których nie udało się zrealizować bodajże ze względu na niedostępność tytułów. Czasami tak się zdarza, nakład się wyczerpie, rynek wchłonie resztki, u dystrybutorów susza - jak się nie ma książki na swoim magazynie, klienta trzeba przeprosić i zamówienie anulować. Dużo wcześniej uzgodniłam już z kupującymi zwrot pieniędzy, ale nie otrzymałam od nich numerów kont - inaczej te przelewy dawno by poszły. Z tymi dwiema osobami po prostu urwał się kontakt. Okres wakacyjny, może gdzieś sobie pojechali. Sumy były małe, więc nawet nie dziwi, że nie zależało im na szybkim zwrocie. Allegro jednak albo mnie ignorowało, kiedy pisałam do obsługi wyjaśnienie tej mocno już absurdalnej sytuacji i prosiłam o ludzkie podejście, albo jak mantrę powtarzało: „warunkiem odblokowania jest przesłanie skanów z potwierdzeniem przelewu za te niezrealizowane zamówienia". 3 sierpnia zmarł mój Tato, a w niecały tydzień po Jego pogrzebie odeszła Babcia... Taki po prostu trudny czas w życiu, do problemów zawodowych dołączyła śmierć dwóch bliskich osób. Bliżej końca sierpnia nie miałam siły, żeby dalej komunikować się z portalem, bo to była walka z wiatrakami. Po tych prawie dwóch miesiącach miałam już przeczucie, co się dzieje: Allegro nie zamierza mnie odblokować w ogóle. Mogę tak się szarpać do końca świata i dwa dni dłużej, nic to nie zmieni. Chyba każdy jako tako inteligentny człowiek już by się zorientował, że jest na straconej pozycji. To od początku było jak walenie głową w mur. Głowa boli coraz bardziej, a mur stoi... Mogli tak blokować choćby kolejne cztery miesiące. Przecież nic im nie zrobię, nic na to nie poradzę. Ostatnia próba rozwiązania sytuacji. Znów piszę do obsługi, tłumaczę: przecież to bezpodstawne i nawet bezprawne działania, rozwalacie mi firmę za nic, wyjaśniłam co chcieliście, robiłam wszystko co mogłam, po stokroć udowodniłam, że nikomu tutaj krzywdy nie ma, nikogo nie oszukuję, pozostały dwie drobne kwestie z przelewami które stoją w martwym punkcie nie z mojej winy... W odpowiedzi ktoś z obsługi podał rozwiązanie, które postawiło kropkę nad i, ukazując że faktycznie robili ze mnie głupka. Po tych kilku tygodniach daremnego tłumaczenia z mojej strony i odbijania piłeczki przez obsługę, padł warunek, żebym w tej sytuacji wysłała kupującym zwykłe pieniężne przekazy pocztowe. Zabrzmiało to jak jawna kpina i w istocie nią było. Nie muszę chyba dodawać, że zrobiłam to już bez większej wiary, że Allegro da mi wreszcie pracować, raczej w celu potwierdzenia przypuszczeń, że nie grają uczciwie. A jakże, zrobienie tych przekazów i przesłanie obsłudze skanów pokwitowań niczego nie zmieniło. Po raz nie wiem który nie dotrzymali słowa. W tym miejscu już się poddałam. Efekt tych zmagań to wyłącznie nerwy w strzępach i jedno wielkie poczucie bezsilności i niesprawiedliwości. Nie zrobiłam nic takiego, co by usprawiedliwiało działanie portalu. Sama widywałam szemranych sprzedających z całą setką negatywnych komentarzy, niskimi parametrami ocen za terminowość czy jakość kontaktu, a mi za kilka głupstw tak z miejsca ukręcono głowę jak kurczakowi. Prawie trzy tysiące dobrych transakcji i lata rzetelnej pracy nie miały nagle znaczenia. Tygodniami przecież wodzili mnie za nos, zupełnie jakby liczyli na to że i tak w końcu dam sobie spokój. Po wszystkim byłam wyczerpana i zdezorientowana. Za ostatnie pieniądze, jakie mi jeszcze zostały zasięgnęłam porady prawnej. Tyle mojego: wiedza, że istnieje podstawa dochodzenia sprawiedliwości że działania portalu były przegięciem. Ale z księgarnią już pozamiatane, parę lat pracy i starań poszło do kosza. Minęło kilka miesięcy, ciągle próbuję się pozbierać. Na razie jestem bez stałej pracy i co tu dużo mówić, z ręką w nocniku. Teraz muszę się martwić jak żyć, jak spłacić różne zobowiązania. Zostaje wiara, że Boska Opatrzność wskaże mi jakąś drogę wyjścia. Z perspektywy czasu właściwie samo się nasuwa, iż rzeczywistym powodem bezwzględnych represji ze strony portalu było mocne zaangażowanie w sprzedaż „Niebezpiecznych związków". W okresie przed wyborami i tuż po, rozprowadzałam tego solidne ilości. Po wyborach oberwałam za swoje, bardzo szybko straciłam możliwość dalszej pracy, bo niestety opierałam sprzedaż tylko na Allegro, nie zdążyłam jeszcze dorobić się własnego sklepu. Nie wiem, czy same służby mogą być zainteresowane ukrócaniem dystrybucji takich właśnie materiałów, jak Pana książka. Jeśli są, to ja na zainteresowanie zasłużyłam. Oprócz „Niebezpiecznych" moja oferta obejmowała wszystkie Pana tytuły, a także wiele, wiele innych, które tym środowiskom nie w smak. Koniec końców może też być całkiem banalnie - wystarczyło narazić się jakiemuś pracownikowi Allegro, w którego mocy było wydać dyspozycję zablokowania mnie i podtrzymywać ją, aż pęknę. Stało się. Pomimo utraty firmy i popadnięcia w kłopoty, odczuwam satysfakcję, bo może w drobny sposób, ale jednak, dołożyłam cegiełkę do informowania społeczeństwa o tym, kim jest Bronisław Komorowski. Wiem, że księgarze bali się sprzedawać Pana "Niebezpieczne związki", wspominali mi o tym klienci z różnych stron Polski. Nadal wydaje się to z lekka nierzeczywiste - niektórzy gratulowali odwagi, że ją mam, że promuję w biały dzień. Zresztą, sam Pan wie, że atmosfera była napięta. Kiedy wyczerpywały się kolejne dodruki i tytuł znikał, ludzie natychmiast sądzili, że książka decyzją zdesperowanych władz bądź służb została wycofana ze sprzedaży. Nigdy już się nie dowiem, czy to zaangażowanie w promocję i sprzedaż tej książki przyczynił się do tego, że dziś nie mam pracy ani firmy, ale gdybym mogła cofnąć czas mimo wszystko zrobiłabym dokładnie to samo. Pozdrawiam serdecznie, Kinga Cichocka

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną