Jedną z najciekawszych publikacji na łamach kwietniowego numeru miesięcznika „Egzorcysta” jest wywiad z Marcinem Śnieżkiem, prawnikiem z kancelarii „Lex Generis” w Lublinie przeprowadzony przez Pawła Sokołowskiego, na temat szkodliwości tzw. chwilówek.
Zdaniem Marcina Śnieżka lichwa polega „na tym, że wykorzystuje się przymusowe położenie osoby i daje się jej niewspółmiernie małe korzyści w stosunku do tego, co się od niej bierze”. W Polsce lichwą zajmują się parabanki. Proceder ten jest sprzeczny z polskim prawem. Ustawa antylichwiarska zawiera przepisy określające, „że oprocentowanie kredytów nie może przekraczać dwu krotności odsetek ustawowych. Aktualnie (...) 10% w skali rocznej”. W parabankach przepis ten obchodzi się poprzez to, że „ludzie nie płacą wysokiego procentu, tylko duże opłaty dodatkowe za usługi”.
Według Marcina Śnieżka umowy z parabankami sprzeczne są z ustawą antylichwiarską, są w nich ukryte dodatkowe nieuzasadnione wysokie koszty czyli lichwa. „Świadczenie, jakie uzyskuje się w wyniku takiej umowy, jest niewspółmierne dla jednej strony. Mamy tu do czynienia z gigantycznym oprocentowaniem”. Rekordowe oprocentowanie wyniosło w takiej umowie 16 000% w skali roku. Często jest w wysokości 5000% w skali roku. „Ktoś pożycza 500 zł i po roku musi zwrócić 30 000 zł”.
Zgodnie z informacjami Marcina Śnieżka umowy w chwilówkach zawierane są na tydzień. Chwilówki idą na spłatę rat od innych kredytów. Obarczone są dodatkowymi wysokimi kosztami (czyli ukrytym oprocentowaniem). Najczęściej nie udaje się spłacić chwilówek. Gdy nie chwilówki są niespłacane parabanki podają dłużnika do sądu w ramach Elektronicznego Postępowania Upominającego - realizuje go sąd w Lublinie. Pozew wysyłany jest mejlem, i wyrok przychodzi pocztą elektroniczną. Oskarżyciel nie przedstawia żadnych dowodów (w tym i umowy z bezprawnymi zapisami). W trybie zwykłym, przed normalnym sądem musiał by przedstawić dowody i sąd zwrócił by uwagę na bezprawne zapisy umów. Dłużnik w postępowaniu elektronicznym ma 14 dni na odwołanie. Jak skazany się nie odwoła, sprawa trafia do komornika, co może skutkować tym, że dług np. 200 zł powiększony o koszty sądowe i koszty komornicze urasta do 1000 złotych.
Marcin Śnieżka uważa że „z chwilówek najczęściej korzystają ludzie, którzy są zadłużeni w bankach”. „W spirale długów najczęściej wpadają osoby starsze, które mają niewielką emeryturę bądź rentę”. Ludzie zadłużają się w bankach nie dlatego, że mają taką potrzebę, ale dlatego, że padają ofiarą nachalnej reklamy. Mając już jeden niepotrzebny kredyt, namawiani są na kolejną pożyczkę, a potem na konsolidację długów. Rzeczywiste oprocentowanie bankowych pożyczek jest wyższe od tego z reklam. Dodatkowe koszty pożyczek to marże, prowizje, ubezpieczenia, elementy składające się prócz oprocentowania na realną stopę oprocentowania. Po drugiej pożyczce pojawiają się problemy ze spłatą kredytów.
Zgodnie z informacjami podawanymi przez rozmówcę miesięcznika „każdy kredyt, który udzielił bank, zostaje wpisany do BIKu, czyli biura Informacji Kredytowej. W praktyce wygląda to tak, że każda rata jest monitorowana przez BIK”. Ludzie zapożyczeni w bankach, są na listach BIK i nie mogą dostać kredytów. Szczególnie ci z dużymi dochodami, którzy mają nawet małe opóźnienia w spłacie kredytów, a nawet je już spłacili, choć mieli opóźnienia. Są na listach BIK przez 5 lat i realnie nie mają szans na kredyt. Problem ten dotyczy kilku milionów Polaków, i są oni zmuszeni do korzystania z parabanków, które nie sprawdzają BIK, tylko Biura Informacji Gospodarczej, w tym Krajowy Rejestr Długów.
Zdaniem rozmówcy miesięcznika „Egzorcysta” Najgorsze są te firmy, które dają pożyczki pod zastaw nieruchomości. Umowy są tak skonstruowane, by ludzie tracili nieruchomości. Mają bardzo wysokie oprocentowanie. Firmy te współpracują z konkretnymi notariuszami.
Inną stroną lichwy jest to, że ludzie niezwykle nieodpowiedzialnie biorą kredyty, nie myśląc o konsekwencjach. Nawet po wygranej z lichwiarzami sprawie w sądzie należy spłacić dług z odsetkami ustawowymi i kosztami sądowymi. Od 2015 roku możliwa jest upadłość konsumencka. Procedura ta oczyszcza osobę z długów. Często osobami występującymi do sadu o upadłość konsumencką są frankowicze. Można ją ogłaszać raz na dziesięć lat. Jest to bardzo dobre rozwiązanie dla tych, którzy nie mają majątku. Jeżeli ktoś ma jakieś dochody, sąd może mu nakazać spłacanie przez 36 miesięcy jakieś kwoty wierzycielowi, kwota ta nie może odbijać się na kondycji finansowej dłużnika. Zadłużonych najwięcej jest tam gdzie ludność jest napływowa (w Warszawie, Katowicach, Kielcach i Radomiu) i na terenie ziem zaboru rosyjskiego (więc jest to też kwestia uwarunkowana kulturowo). Im ludzie mają wyższe wykształcenie tym są mniej zadłużeni. Zadłużeni najczęściej są tak biedni, że nie stać ich na pomoc prawną. „Emeryci, renciści i ludzie mający niewielkie pensje stanową do 70% zadłużonych”. Zadłużeni często mają po kilkadziesiąt umów w parabankach, i są zadłużani na setki tysięcy złotych. Ofiary parabanków zaczynają od zadłużenia w banku, są ofiarami bankowego marketingu, tego, że są im wpychane niepotrzebne pożyczki. Problemem jest to, że prokuratury do tej pory nie chciały stawiać przed sądami lichwiarzy.
Według informacji rozmówcy miesięcznika „Egzorcysta” komornik może zabrać do 1/4 emerytury, którą zadłużony dostaje do ręki. Nie może zabrać kwoty z pensji nie większej niż pensja minimalna, ale jeżeli płaca jest minimalnie większa od płacy minimalnej, to komornik może z niej zabrać konkretną zasądzoną kwotę. Dlatego właściciele małych firm, dbając o swoich zadłużonych pracowników, legalnie płacom im nie więcej niż pensję minimalną, a resztę dają im „pod stołem”. Komornik może zająć 100% z umów śmieciowych (umów o dzieło lub umów zlecenia). Co powoduje, że dłużnicy rezygnują z pracy.