Komorowski puszcza farbę

0
0
0
/

prawy.pl_images_nowe_stories_media_felietonisci_stanismichalkiewiczW książce „Był bal” Stanisław Cat-Mackiewicz wspomina en passant o „makabrycznej i niesamowitej” dziedzinie prowokacji policyjnej w Rosji. Żandarmeria rosyjska była bardzo wysoko ceniona nawet za granicą i na przykład francuski prezydent Feliks Faure  prosił oficera rosyjskiej żandarmerii Raczkowskiego o zorganizowanie mu ochrony podczas podróży do Lyonu. Ten Raczkowski, nawiasem mówiąc, witał kiedyś popa Hapona, który był konfidentem żandarmerii. Niby to padli sobie w objęcia, ale kiedy tak się obejmowali ręce jednego i drugiego wędrowały po ciele obejmowanego w poszukiwaniu broni. Czyż to nie prefiguracja „szorstkiej przyjaźni” Aleksandra Kwaśniewskiego z Leszkiem Millerem? Ale – jak pisze Cat - „jak łowczym i podłowczym, pilnującym polowań w jakiejś puszczy, potrzebne są sarny i dziki, aby było na co polować, więc muszą je rozmnażać, tak samo żandarmom byli potrzebni rewolucjoniści, aby było kogo łowić, aresztować, wykazywać swoją gorliwość i osiągnięcia”. Przedstawia tam między innymi postać inżyniera Jewno Azefa, patrona wszystkich prowokatorów, który zaczął od tego, że założył kółko socjalistyczne i stanąwszy na jego czele, dostarczał Ochranie informacje, oczywiście za wynagrodzeniem. To kółko rozrosło się w potężną partię, mać wszystkich lewic, które tak czy owak zawsze pozostają wierne swemu rodowodowi. Ale nie o to w tej chwili chodzi, by przedstawiać rodowody lewic, chociaż one wszystkie – jak powiada Tuwim - „z miszpuchy cycełesowatej”, tylko o to, ze bezpieczniaki muszą hodować sobie zwierzynę, to znaczy – rewolucjonistów-konfidentów. To znaczy tak było za czasów carskich, ale komuna wydoskonaliła ten proceder do granic wirtuozerii i teraz żandarmeria nie po to hoduje rozmaitą zwierzynę, żeby wykazywać swoją gorliwość i osiągnięcia” - bo niby przed kim tę „gorliwość” i te „osiągnięcia” wykazywać, skoro te wszystkie rewolucyjne reżymy jeśli nawet nie były pozakładane przez żandarmskich konfidentów, to bardzo szybko zostały przez nich opanowane. Czyż trzeba lepszego przykładu, niż przypadek Józefa Stalina, czy Adolfa Hitlera? Owszem, czasami zdarzało się, że uczeń przerósł mistrza, ale przecież i bezpieczniacy, nauczeni tymi doświadczeniami, dzisiaj tak ustawiają konfidentów, żeby żaden nie wyrósł ponad innych. Nazywa się to demokracją, która – jak wiadomo – stanowi największą zdobycz ubeckich dynastii. Czyż taki Edmund Kwasek mógł niechby i w gorączce wyobrazić sobie, że będzie strażnikiem demokracji? Tymczasem właśnie były prezydent naszego i tak już przecież wystarczająco nieszczęśliwego kraju, czyli Bronisław Komorowski powiedział, że właśnie „prowadzi rozmowy” z panem Mateuszem Kijowskim, filutem „na utrzymaniu żony”, którego soldateska, zapewne na większe urągowisko wobec historycznego polskiego narodu, upatrzyła sobie na „Bolka” naszych czasów i umieściła na fasadzie Komitetu Obrony Demokracji, który ma doprowadzić do rozruchów w następstwie których sprowokowany do reakcji rząd zostanie oskarżony o „terroryzm państwowy”, a wtedy KOD zaprosi Unię Europejską do interwencji w Polsce w ramach przewidzianej przez traktat lizboński „klauzuli solidarności”. Już mniejsza o to, że Bronisław Komorowski, chociaż wystrugany z banana przez generała Dukaczewskiego, to jednak były prezydent, musi namawiać się z panem Kijowskim i jemu podobnymi kreaturami, bo słusznie mu się należy takie i jeszcze większe poniżenie. Ciekawe, czy podczas spotkania też się z panem Kijowskim tak obszukują nawzajem jak pop Hapon z Raczkowskim, chociaż niekoniecznie, bo przypuszczam, że taki Jewno Azef, a nawet Hapon miał więcej samodzielności, niż Bronisław Komorowski u generała Dukaczewskiego. Mniejsza zresztą o towarzyskie ceregiele między konfidenty, bo ciekawsze jest – na czym tez mogą polegać takie „rozmowy”. Pewnej wskazówki dostarcza incydent w gmachu Ochrany po zamordowaniu ministra Plehwego. Generał Gierasimow, szef Ochrany, miał energicznie kroczyć korytarzem wykrzykując: „to nie mój agent, to nie mój agent! To zrobili socjal-rewolucjonisci-maksymaliści pułkownika Trusiewicza!” Skoro tedy były prezydent naszego i tak przecież nieszczęśliwego kraju musi „prowadzić rozmowy” z panem Kijowskim, to nieomylny to znak, że obok konfidentów podlegających generałowi Dukaczewskiemu, ostatnio musieli nabrać znaczenia konfidenci podlegający innym oficerom prowadzącym, być może nawet pułkownikowi Trusiewiczowi? Mamy wszak w naszym i tak już przecież dostatecznie nieszczęśliwym kraju, aż siedem bezpieczniackich watah, które nauczyły się nie tylko pasożytować na ciele Rzeczypospolitej ale i aranżować scenę polityczną w ramach demokracji. Każda z tych band ma prawo prowadzenia działalności operacyjnej, więc musi mieć agenturę, to znaczy – konfidentów. Tych konfidentów musi nie tylko wynagradzać, ale również, a może nawet przede wszystkim – ulokować ich w odpowiednich miejscach organizmu państwowego, żeby w ten sposób zapewnić sobie wygodny dostęp do koryta. Domyślam się tedy, że Bronisław Komorowski, dostał od swoich przełożonych zadanie wysondowania u pana Kijowskiego, jaki dostęp do żerowiska jego mocodawcy mogliby zagwarantować mocodawcom byłego prezydenta na wypadek udanej interwencji w ramach „klauzuli solidarności” - no bo o czym innym mogliby rozmawiać? Stanisław Michalkiewicz

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną