W zeszłą sobotę po południu trzech wolontariuszy Fundacji Pro-prawo do życia, w tym kobieta w ciąży zostali zaatakowani przez napastnika podczas przestawiania wystawy „Wybierz Życie” w krakowskiej Nowej Hucie. Z Adamem Kulpińskim, który najbardziej ucierpiał w czasie tego zajścia rozmawia Aleksandra Musiał.
Jak Pan się dziś czuje?
- Dobrze. Dzień po zajściu również czułem się całkiem nieźle. Biorąc pod uwagę przebieg zdarzenia i dysproporcje sił – to naprawdę niezwykłe, że nikomu nic poważnego się nie stało.
Atak na pokojowo nastawionych obrońców życia wydaje się czymś niewiarygodnym, tym bardziej, że była z wami kobieta w ciąży! Jak wyglądała cała ta sytuacja?
- Prawda o aborcji zawsze jest niewygodna. Przede wszystkim dla jej promotorów, ale także dla tych, którzy choć nie zajmują się wspieraniem propagandy legalnej aborcji, woleli by udawać, że ona nie istnieje – że w szpitalu kilkaset metrów od miejsca ich zamieszkania nie morduje się dzieci. W związku z tym jesteśmy przyzwyczajeni, że zdarzają się wulgarne ataki – zawsze ograniczały się one jednak do słów i obelg. To pierwszy przypadek w którym doszło do fizycznej napaści na człowieka.
Agresor podszedł do nas gdy wieszaliśmy plakat – przywitał się z nami używając jakichś wulgaryzmów, a później zagroził, że jeśli nie przestaniemy wieszać – spali wystawę. Bezemocjonalnie poinformowaliśmy Pana, że wystawa jest legalna i wróciliśmy do pracy. Wtedy złapał on za plakat i zaczął go wyrywać. Zażądałem aby przestał i powiedziałem, że wzywamy policję, co spowodowało, że atak został skierowany w moją stronę. Użyłem gazu pieprzowego, mimo to zostałem powalony na ziemię. Ciężko mi uwierzyć aby celem napastnika było uduszenie, ale faktem jest, że próbował zaciskać swoje dłonie na mojej szyi. Szamotanina trwała kilkadziesiąt sekund, teoretycznie nie powinienem mieć szans – mężczyzna był dość dobrze zbudowany, w mojej ocenie co najmniej dwa razy cięższy ode mnie. Wydaje się jednak, że pomoc kolegi, działanie gazu, a także to, że miałem na sobie ciężkie zimowe buty mimo ciepłego dnia, pozwoliły mi uwolnić się z uścisku napastnika. Później całą trójką uciekaliśmy jeszcze kilkaset metrów, ścigani przez tego człowieka, jednak nie udało mu się nikogo dogonić. Na bezpiecznych pozycjach doczekaliśmy przyjazdu policji.
Policji udało się namierzyć i spisać napastnika. Odpowie jakoś za tę napaść?
- Został spisany, oczywiście sprawa trafi do sądu. Tego rodzaju napaść to coś skandalicznego, nie moglibyśmy tego zostawić bez interwencji – chociażby dla bezpieczeństwa innych ludzi, którzy w przyszłości również mogliby paść ofiarą takiego ataku i nie mieć już tyle szczęścia co my.
Członkowie krakowskiej komórki Fundacji Pro-prawo do życia są w trakcie wielkiej kampanii zbierania podpisów pod obywatelskim projektem ustawy, chroniącym życie od poczęcia. Czy sobotnie zajścia nie zniechęcają Was do działania?
- Wręcz przeciwnie! Przeciwności w naszych działaniach bywają różne. Niezależnie od tego, jakie ataki są kierowane w naszą stronę – nie mamy najmniejszego zamiaru się poddawać. To tylko motywacja do dalszego, jeszcze bardziej wytężonego działania!
Dzień później w Krakowie zwolennicy aborcji wylali napój na stolik z podpisami w czasie pikiety antyaborcyjnej. Najwyraźniej nie wiedzieli, że zgromadzenie jest ochraniane przez policję. Ciekawe, czy zdają sobie sprawę, że „przeszkadzanie w wykonywaniu inicjatywy ustawodawczej” jest zagrożone karą od 3 miesięcy do 5 lat więzienia. Karty udało się wysuszyć, więc poparcie każdego z sygnatariuszy pozostaje ważne.
Zachowanie zwolenników aborcji pokazuje, że nie mają już żadnych argumentów – dlatego muszą uciekać się do przemocy. To znaczy, że zwycięstwo jest blisko. Bardzo blisko. W tym roku musimy działać jeszcze intensywniej, a każdy zebrany podpis jest ogromnie ważny. Dlatego wszystkich którym nieobojętny jest los nienarodzonych dzieci zachęcam do rejestracji w formularzu:
www.stopaborcji.pl/podpisy i rozpoczęcia zbiórki podpisów – chociażby wśród najbliższej rodziny i znajomych.
Dziękuję za rozmowę.
Źródło: StopAborcji