IPN o krok od ekshumacji Pileckiego

0
0
0
/

- Ofiary uśmiercano metodą katyńską, czyli strzałem z bliskiej odległości w tył głowy - mówi dr Krzysztof Szwagrzyk z IPN, koordynator prac na „Łączce” w rozmowie z Robertem Witem Wyrostkiewiczem.


 

Wznowiliście prace poszukiwawczo-ekshumacyjne na „Łączce” na warszawskich Powązkach.


Tak. Celem naszego ponownego przyjazdu na Powązki jest odnalezienie pozostałych około 200 szczątków ofiar komunizmu pogrzebanych tutaj na dawnym polu więziennym i uśmierconych -jak ostatnio ekshumowane szczątki - metodą katyńską, czyli strzałem z bliskiej odległości w tył głowy. Będziemy starali się odnaleźć możliwie wiele pochówków. Mówię „możliwie wiele”, ponieważ mamy świadomość, że ze względu na to, iż dawny obszar pola więziennego w dużej mierze został przeznaczony w latach 70. i 80. do ponownych pochówków, to niektórych szczątków niestety nie uda się odnaleźć.


Liczycie, że wśród tych, których odnajdziecie znajdą się szczątki rotmistrza Witolda Pileckiego?


Są wszelkie dane ku temu, abyśmy tak uważali. Liczymy na odnalezienie szczątków rotmistrza Pileckiego. Dla nas jest to postać szczególna i wyjątkowa. Jesteśmy – jak nam się wydaje – w tej chwili blisko miejsca jego pochówku, ale to kilka najbliższych dni pozwoli przekonać nam się jak naprawdę blisko jesteśmy.


Jakie przesłanki są ku temu, by twierdzić, że jesteście blisko odnalezienia szczątków rotmistrza? Zwłaszcza bez potwierdzenia tego faktu badaniami DNA.


Najważniejsze przesłanki wynikają stąd, że jeszcze kilka miesięcy temu nie mieliśmy pewności od kiedy tutaj zaczęto wykonywać pierwsze pochówki. Nie wiedzieliśmy czy było to lato czy też wiosna roku 1948. Dzisiaj już wiemy, że był to kwiecień 1948 roku. Kilka miesięcy temu poinformowaliśmy wszystkich o tym, że udało się zidentyfikować kolejne szczątki, wśród których był pułkownik Stanisław Kasznica, ostatni dowódca Narodowych Sił Zbrojnych, stracony 12 maja 1948 r., a więc na dwa tygodnie przed śmiercią rotmistrza Pileckiego. Komuniści pogrzebali tutaj pułkownika Kasznicę, a był on w hierarchii ważniejszy dla ministerstwa bezpieczeństwa niż rotmistrz Pilecki, którego wielkość dopiero dziś znamy i doceniamy. W ówczesnych warunkach, w roku 1948, to pułkownik Kasznica był w pewnym sensie większym wrogiem dla władzy komunistycznej niż rotmistrz Pilecki. Daje nam to podstawę do tego, żeby uznawać, że także szczątki rotmistrza Pileckiego, pochowanego dwa tygodnie później, znajdują się w promieniu kilku metrów od szczątków pułkownika Kasznicy.


Nie dawno prof. Andrzej Romanowski w „Polityce” stwierdził, że rotmistrz Pilecki był esbeckim kapusiem…


Od wielu lat zajmuję się historią i mogę powiedzieć, że artykuł prof. Romanowskiego jest jednym z najbardziej obrzydliwych tekstów jakie miałem wątpliwą przyjemność czytać. Byłem zmuszony do analizy tego artykułu, chciałem bowiem wiedzieć jakie zarzuty można wysunąć wobec tak wielkiej postaci jaką był rotmistrz Pilecki. Nie mieści mi się w głowie, że ktoś kto posiada tytuł naukowy profesora może okazać się takim dyletantem, tak nie przygotowanym do analizy materiałów archiwalnych. Nie mówię, że gdyby prof. Romanowski był moim studentem dostałby jedynkę. Dostałby jedynkę nawet gdyby był uczeniem gimnazjum, bowiem tylko ktoś kto nie posiada nawet odrobiny wiedzy o realiach historycznych tamtego okresu, o stosowanych metodach śledczych, może wysunąć takie wnioski jakie wysunął pan Romanowski.


Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Robert Wit Wyrostkiewicz.

Źródło: prawy.pl

Najnowsze

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną