Palestyńczycy zmienili front

0
0
0
/

Na początku zeszłego miesiąca zachodnie i izraelskie media obiegła informacja o wsparciu przez palestyńskie ugrupowanie zbrojne Hamas syryjskich rebeliantów. Palestyńczycy – niegdyś w centrum bliskowschodniej polityki i punkt odniesienia dla innych jej aktorów, dziś muszą wpisać się w dynamicznie zmieniającą się geopolityczną układankę regionu.

 

Jeszcze 5 kwietnia londyński „The Times” poinformował o bojownikach Hamasu trenujących syryjskich rebeliantów na kontrolowanych przez nich południowowschodnich przedmieściach Damaszku. Jeden z anonimowych zachodnich dyplomatów twierdził, że palestyńscy instruktorzy „są bardzo dobrymi specjalistami”. Jednym z ich zadań miało być szkolenie buntowników w zakresie wykorzystania podziemnych tuneli dla komunikacji i działań zbrojnych, w czym Hamas ma wieloletnie doświadczenie wyniesione z pogranicza Strefy Gazy i Egiptu, podziurawionego tego typu tunelami niczym dobry szwajcarski ser. Informatorzy z największego obozu palestyńskich uchodźców w Libanie Ain al-Hilweh donoszą, że z analogicznych obozów w Damaszku – Jarmuk i Neirab operuje kilkuset członków Hamasu wspierających rebelię.


Zachowanie palestyńskiej organizacji jest prawdziwą zmianą frontu. Jeszcze w ubiegłej dekadzie, która była okresem apogeum politycznego znaczenia i aktywności militarnej „Zapału” (tak można przetłumaczyć arabski akronim Hamas), ściśle związał się on z antyizraelskim i antyzachodnim, szyickim blokiem pod przywództwem Iranu, na który składała się także Syria Baszara Asada oraz libański Hezbollah ściśle powiązany i właściwie w dużej mierze zależny od wsparcia Teheranu. Palestyńczycy byli w tym towarzystwie jedynymi przedstawicielami wojującego sunnizmu.


Hamas przez kilka lat politycznie wisiał u klamki Iranu skąd otrzymywał bardzo znaczne dotacje. Był to jednocześnie okres najbardziej radykalnej aktywności organizacji, która wysadzona w 2006 r. z siodła na Zachodnim Brzegu przez Fatah (z poparciem Izraela), urządziła w Strefie Gazy swoje udzielne państewko. Kulminacją tej aktywności był krótki, ale intensywny konflikt zbrojny z Izraelem na przełomie 2008 i 2009 r., którego wynik można oceniać jako przegraną Hamasu i katastrofę humanitarną dla ludności Strefy.


"Odczuwamy dumę także z tego powodu, że zawsze staliśmy u boku Palestyny i Hamasu” - mówił jeszcze w listopadzie zeszłego roku przewodniczący irańskiego parlamentu Ali Laridżani, choć była to już raczej werbalna retrospekcja, gdyż kilka miesięcy wcześniej Iran zaczął wstrzymywać strumień gotówki dla Palestyńczyków. Dystansowi jaki wyrósł między Gazą a Teheranem towarzyszyło porozumienie w sprawie uformowania wspólnego rządu tymczasowego między sprawującą władzę w Autonomii Palestyńskiej partią Fatah a Hamasem (6 lutego 2012) oraz ogłoszenie przez organizację rozejmu z Izraelem (21 listopada 2012).


Wydaję się, że Teheran znalazł już sobie wśród Palestyńczyków nowego protegowanego w postaci Islamskiego Dżihadu. Media donosiły w zeszłym roku o konwersjach na szyicką odmianę islamu w szeregach tej dotychczas sunnickiej organizacji.


Katar wchodzi do gry


Choć ustami swojego libańskiego przedstawiciela Hamas zaprzeczył jakoby wspierał Wolną Armię Syryjską o wiele bardziej pamięta się słowa hamasowskiego premiera Strefy Gazy Ismaila Haniji, który w marcu zeszłego roku pozdrowił „wszystkie narody Arabskiej Wiosny oraz niezwykle heroicznych ludzi z Syrii, którzy dążą do wolności, demokracji i reform”. Najbardziej wymowny jest fakt, że jeszcze w kwietniu 2011 lider organizacji Chalid Maszal przeprowadził się z Damaszku do Kataru, a w ciągu następnych miesięcy do stolicy tego państwa Dohy ewakuowały się jej struktury.


O ścisłych relacjach z katarskim emiratem, będącym jednym z głównych popleczników syryjskiej rebelii świadczy fakt, że emir szejk Hamad ibn Chalifa as-Sani, jest jedynym przywódcą państwowym, który złożył oficjalną wizytę w rządzonej przez Hamas Strefie Gazy (w październiku zeszłego roku), czyniąc wyłom w kordonie izolacji jakim otoczyła ją dyplomacja zachodnia, izraelska i oficjalnych władz palestyńskich z Zachodniego Brzegu. Fetowany przez ludność Gazy katarski emir obiecał rządowi Hamasu 400 milionów dolarów w ramach inwestycji.


Katar – małe ale bardzo zamożne państwo wspiera syryjskich rebeliantów pieniędzmi, bronią a nawet militarnie – jak informował rok temu izraelski portal Debka, na terenie Syrii operowali katarscy komandosi. Jego polityka zagraniczna jest bardzo aktywna, odgrywał on pierwszorzędną rolę w czasie całej „arabskiej wiosny”, analogiczne do obecnego zaangażowania w Syrii, z pomocą rozbudowanego instrumentarium wspierał poprzednie bunty przeciw arabskim dyktatorom, a poligonem dla wykorzystania narzędzi militarnych stała się Libia, gdzie Katarczycy istotnie przyczynili się do zniszczenia Muammara Kaddafiego.


Katarski emirat posiada przy tym prawdziwą broń informacyjną masowego rażenia – właśnie w jego stolicy ma siedzibę popularna w całym świecie arabskim telewizja Al-Dżazira. Głośno reklamowanej przez władze stacji „informacyjnej niezależności” towarzyszy obfite finansowanie z katarskiego budżetu idące corocznie w dziesiątki milionów dolarów.


Katar „nie szuka po prostu roli dla siebie, szuka roli o charakterze panarabskim” stwierdził swego czasu premier emiratu. W rolę tę wpisuje się świetnie współpraca z Hamasem. Jak zauważył przy tym publicysta Europejskiego Centrum Analiz Geopolitycznych katarski emirat, będący naftowym potentatem, wspierając rebelię w Syrii sabotuje powstanie ropociągu łączącego irańskie złoża z syryjskimi i libańskimi naftoportami.


Jeszcze większy wpływ na politykę Hamasu mają jego ścisłe więzi z egipskim Bractwem Muzułmańskim. Ostatecznie „Islamski Ruchu Oporu” powstał pod koniec lat 80. ubiegłego wieku właśnie jako palestyńskie skrzydło egipskiej organizacji. Dlatego hamasowcy gorąco dopingowali falę protestów jaka obaliła Hosniego Mubaraka w 2011 r. Kluczowe znaczenie obok ideologii i organizacyjnej genetyki miała kwestia geopolityczna – ograniczanie przez Izrael morskiego dostępu do Strefy Gazy czyni Egipt oknem na świat dla tego swoistego wielkiego getta jakim jest Strefa Gazy.


Gdy jednak Bracia przechwycili władzę oferując odblokowanie granicy i silne wsparcie finansowe wpłynęli jednocześnie na tonowanie polityki palestyńskiego ruchu. Całości układanki dopełnia fakt, że za pośrednictwem Jusufa Karadawiego - pochodzącego z Egiptu znanego ideologa islamizmu, przez lata działającego za pieniądze katarskiego rządu, Bractwo a teraz cały Egipt nawiązało ścisłe relacje z Katarem.


Dodajmy, że Bracia Muzułmanie mają stare porachunki z klanem Asadów. Po nieudanym zamachu Bractwa na Hafiza Asada (ojca obecnego prezydenta Syrii) w czerwcu 1980 roku, wydał on Braciom zdecydowaną wojnę. W trwających blisko dwa lata walkach zginęło od 10 do 25 tys. członków organizacji, która została praktycznie zniszczona w tym kraju. Ci którzy przeżyli, schronili się w Egipcie.


Dowództwo Generalne bez armii


Jeszcze bardziej znamienny jest rozłam czy być może nawet rozpad innego palestyńskiego ugrupowania Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny – Dowództwo Generalne. Organizacja ta powstała jeszcze w 1968 r. na skutek rozłamu we właściwym, odwołującym się do świeckiego nacjonalizmu i marksizmu LFWP. Dokonany przez Ahmeda Dżibrila rozłam inni palestyńscy politycy uznawali za działanie z poduszczenia Syryjczyków, tym bardziej że Dżibril był w młodości oficerem syryjskiej armii. W istocie organizacja jeszcze w latach 80. uzależniła się od syryjskiego rządu.


Gdy w Syrii wybuchł bunt lider LFWP-GD opowiedział się jednoznacznie po stronie prezydenta Baszara Asada. Starzejący się Dżibril nie wyczuł jednak wiatru zmian w zaułkach obozów palestyńskich uchodźców. Najpierw na znak sprzeciwu wobec zaangażowania po stronie Asada ustąpiło szereg członków Komitetu Centralnego organizacji, potem Dżibril został usunięty z Palestyńskiej Rady Narodowej za „angażowanie Palestyńczyków w konflikt wewnątrz-syryjski”. Zdecydowanie potępili go także przedstawiciele innych lewicowych palestyńskich frakcji.


Gdy w grudniu zeszłego roku Dżibril skierował swoich bojowników z palestyńskiego obozu Jarmuk do walki z nacierającymi rebeliantami znaczna część z nich jej nie podjęła, a niektórzy przeszli na stronę buntowników. W ferworze walki helikoptery i moździerze sił rządowych nie oszczędzały obozów palestyńskich uchodźców co wywołało dodatkowy ferment. Ostatecznie, wobec postępów rebeliantów, Dżibril wraz z najbliższymi towarzyszami wycofał się do nadmorskiego Tartusu, twierdzy wiernej Asadowi ludności alawickiej. 7 maja sztab Dżibrila poinformował o udzieleniu zgody przez władzę Syrii na rozmieszczenie jego baterii rakietowych na Wzgórzach Golan i ostrzał Izraela bez uprzedniej konsultacji. Wydaje się jednak, że to pohukiwanie nie jest poparte większymi możliwościami.


Gramy swoje


Na dystans palestyńskich organizacji względem syryjskiego prezydenta z pewnością mają i doświadczenia Palestyńczyków z jego ojcem Hafizem. W latach 70. i 80. cynicznie rozgrywał on Fatah i Organizację Wyzwolenia Palestyny, pragnąc je sobie podporządkować a gdy to się nie udało animował i prowokował do uderzeń rozłamowe grupy takie jak As-Saika i LFWP-GD. Przyczynił się do wypchnięcia OWP z Libanu w 1982 r., planował zamach na Arafata, w latach 1983-1985 przyczynił się do krwawej wewnątrzpalestyńskiej „wojny obozów”. Nic nie wskazuje na to, by kiedykolwiek władze w Damaszku uważały Palestynę za coś więcej niż peryferie Wielkiej Syrii.


Nie można lekceważyć kwestii religijnych, które po obaleniu świeckich dyktatorów przez „arabską wiosnę” (Asad jest ostatnim ze starej gwardii) wystąpiły na Bliskim Wschodzie z nową siłą. Podział na dwa skonfliktowane bloki przebiega zgodnie z podziałem na sunnitów i szyitów, a Hamas do niedawna stał okrakiem na tak wyznaczonej barykadzie.


Jednak ważniejsze wydaje się, że liderzy Hamasu mogli dojść do wniosku, że gra po stronie bloku szyickiego daje coraz bardziej ujemny bilans polityczny. Rząd syryjski walczy o przetrwanie. Teheran jest hojnym sponsorem jednak domaga się radykalnych działań militarnych, które wiążą uwagę Izraela i zachodu dając więcej swobody jego polityce, a których koszty ponoszą Palestyńczycy, zamknięci w twierdzy-gettcie w Gazie. Zmiana frontu oznaczałaby więc konsekwentny kurs na kompromis z Fatahem i bardziej umiarkowaną politykę wobec Izraela. Raczej pożądaną biorąc pod uwagę nadszarpnięcie własnych zasobów i dekoniunkturę dla sprawy palestyńskiej - w obecnej konstelacji geopolitycznej podatnej na zinstrumentalizowanie przez wielkich graczy regionalnych.


Rok temu premier Ismail Hanija stwierdził oficjalnie, iż nie ma zamiaru prowadzić żadnych działań zbrojnych wobec państwa żydowskiego tylko z tego powodu, że zaatakuje ono Iran. Premier Strefy Gazy powiedział: „Hamas jest ruchem palestyńskim, który działa na terenach Palestyny, gdzie prowadzi swoją politykę i podejmuje działania odpowiadające interesom Palestyńczyków”. Mimo swojego islamistycznego charakteru Hamas pilnuje by palestyńska nie stała się narzędziem bliskowschodnich przywódców toczących swoje partykularne gry za zasłoną panarabskiej frazeologii.


Karol Kaźmierczak
fot. sxc.hu

Źródło: prawy.pl

Najnowsze

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną