I to nie byle jaki budyń, bo czekoladowy! Co prawda niemieckie me(n)dia głównego nurtu milczą o pięknie unoszącym się nad Dusseldorfem dymie z palonych w zrobionym z hali sportowej ośrodku dla uchodźców materacy. Żeby jeszcze bardziej nie wkurzać poirytowanych finansowaniem muzułmańskich nierobów Niemców, muszących na nich przecież zarobić.
Historia tego, co się stało w Dusseldorfie jest banalnie prosta. Otóż dzień po tym jak w publicznej niemieckiej telewizji (po niemiecku, ale z arabskimi napisami) rzecznik niemieckiego rządu Steffen Serbeit złożył życzenia wszystkim islamistom, „pokojowi uchodźcy” zrobili dym ponieważ… nikt ich nie obudził na ostatnie przed świtem żarcie. Rzekomo to był konflikt pomiędzy nieobudzonymi Marokańczykami, a mającymi ich obudzić Irańczykami. Cóż, jakby sami budzików w swoich wypasionych komórkach nie mieli… Co więcej jeden z nich – udający Syryjczyka Marokańczyk był już wcześniej zdrowo wkurzony, ponieważ uważał, że porcje są za małe, a on sam dzień wcześniej nie dostał deserku w postaci tytułowego budyniu czekoladowego.
Żeby pokazać całemu światu głębię swojego niezadowolenia podpalił swój materac i przekonał kilku innych swoich kumpli, Marokańczyków (oczywiście udających Syryjczyków), do tego samego kroku. Mieli mnóstwo radochy, kiedy wszystko zaczęło się ostro palić, przyjechała niemiecka straż pożarna i zaczęła wyciągać śpiących nachodźców i gasić ośrodek.
Dowodem na to, że zabawa była przednia jest fakt, że marokańscy zadymiarze całą akcję ostro filmowali swoimi komórkami. Cóż, straty materialne to ponad 10 milionów euro które pokryje podatnik niemiecki. Ewakuowano 280 osób, 70 osób zostało poddano leczeniu w wyniku zatrucia dymem. Skrajnie leniwa i równie skrajnie roszczeniowa dzicz została rozdysponowana po różnych ośrodkach, a za zaistniałe wydarzenia nikogo nie ukarano, choć w pierwszej chwili dwie łajzy zostały aresztowane. Łącznie z Marokańcem, który najpierw powinien swoje odsiedzieć za spowodowanie zagrożenia życia i zdrowia, potem odpracować straty, a na końcu powinien zostać deportowany, ponieważ trafił do Niemiec podszywając się pod narodowość syryjską.
Jednak możemy być spokojni, ponieważ mu włos z kędzierzawej główki nie spadnie. Co innego, gdyby Polak jechał na autobahnie 10 km za szybko, albo wsiadł do metra nie kasując biletu. Wtedy od razu byłby areszt. Wnioski: Moja wyjątkowo, wręcz nieprawdopodobnie durna koleżanka, która podawała wodę „biednym uchodźcom” w czasie, kiedy oni kamieniami napierdzielali z Serbii w węgierską policję po drugiej stronie granicy, zapytana o wydarzenie w Dusseldorfie stwierdziła, że rozumie gniew biednego uchodźcy, ponieważ on nie dostał jedzenia i dlatego miał prawo się zdenerwować! Idąc dalej tym tokiem rozumowania przypomniałem sobie sytuację z jednej z zakopiańskich cukierni, kiedy moja ówczesna narzeczona kupiła sobie za swoje pieniążki kawałek torcika z wisienką. Jakimś jednak dziwnym trafem (a ja o ten traf podejrzewałem wyjątkowo grubą barmankę) torcik na stolik trafił już bez wisienki. Moja narzeczona torcik zjadła pomstując na obsługę. A powinna zgoła niczym ten pokojowy muzuł podpalić cukiernię i pół Zakopanego. Zwłaszcza że ona za to zapłaciła a on nie. Co do mojej proimigracyjnej koleżanki to czasami zastanawia mnie do jakiego stopnia można mieć wyprany mózg – ona jest po prostu jak owca z „Folwarku zwierzęcego” z beczeniem „cztery nogi dobre, dwie nogi złe”.