Odbieranie Kart Polaka za neobanderyzm będzie standardem?

0
0
0
/

Cofanie_Kart_PolakaPierwszym krokiem rządu, który ukróca śmiałość neobanderyzmu w Polsce było ukaranie studentów z Przemyśla fotografujących się z flagą OUN-UPA. Prawdopodobnie będą następne.

W opinii Ministerstwa Spraw Zagranicznych „Incydent fotografowania się w 2014 r. kilku studentów Państwowej Wyższej Szkoły Wschodnioeuropejskiej w Przemyślu na tle flagi Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) wywołał ostre reakcje społeczne oraz medialne, także dlatego, że sześciu spośród pozujących studentów okazało się posiadaczami Karty Polaka”. Co istotne podzielają ją także urzędnicy innych, odpowiednich instytucji. Biorąc bowiem pod uwagę sekwencję postępowania między urzędami szczęśliwie odnieść można wrażenie, że przepis o odbieraniu wspomnianego dokumentu przestaje być martwy. A co z tym idzie - zardzewiałe wcześniej tryby instytucji państwowych zaczęły działać, przesyłając do Ukraińców, tak studiujących, jak i pracujących w Polsce, wyraźny sygnał ostrzegawczy. Warto zaznaczyć, że w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Nie jest to bowiem próba ani „zastraszenia” ani „sterroryzowania” Ukraińców, „braku wyrozumiałości” i „psucia wzajemnych stosunków”, jak będą to chcieli przedstawić nacjonaliści ukraińscy. To ostrzeżenie zwykłych Ukraińców, by od tychże ukraińskich nacjonalistów trzymać się z daleka. Obserwowane działanie poszczególnych instytucji w tej sprawie z jednej strony może się oczywiście wydać biurokracją i asekuracją, z drugiej - to jednak dopiero początek. Ponadto, przy tym wszystkim cieszy zgodność opinii wydawana przez wszystkie zaangażowane osoby. „Konsul RP w Winnicy, który przyznał Karty Polaka wspomnianym studentom, po zasięgnięciu opinii Rady ds. Polaków na Wschodzie, wydał 10 czerwca 2016 r. decyzję o unieważnieniu przyznanych Kart Polaka. Konsul powołał się na art. 20 ust. 1 pkt. 1 ustawy o Karcie Polaka, przewidujący unieważnienie z urzędu Karty Polaka w przypadku, gdy jej posiadacz zachowuje się w sposób uwłaczający Rzeczypospolitej Polskiej lub Polakom” informuje MSZ.

Jakkolwiek by na to nie patrzeć po raz pierwszy po latach wymuszonego milczenia uznana została oczywistość: afiszowanie się z flagą organizacji, której głównym zajęciem było wyjątkowo okrutne mordowanie polskich cywilów jest dla Polaków uwłaczające. Pozwala to stwierdzić wyraźnie, jak bardzo wcześniej państwo polskie, mające w istocie swej definicji być narzędziem w rękach Polaków, było nim w rzeczywistości. Co roztropniejsi ludzie wiedzieli zawsze, że podejście do tej sprawy jest papierkiem lakmusowym podatności na zależności obce. Wszystkie inne sprawy bardziej znane, jak mówienie o „polskich obozach koncentracyjnych”, wypowiedzi Eriki Steinbach, głosy z Rosji usprawiedliwiające agresję 17 września są pochodną przekroczenia tej granicy.

Zarówno niemieckie operacje na historii (np. serial „Nasze Matki Nasi Ojcowie”, czy słynny artykuł Ciemny Kontynent w Der Spieglu i wiele innych), jak i operacje rosyjskie (Np. tragiczna intelektualnie wypowiedź jednego z deputowanych: "Polacy byliby służącymi i prostytutkami u Aryjczyków, gdyby nie 17 września 1939 roku") były możliwe w wypadku wcześniejszego ignorowania procederów równie skandalicznych, lecz mniej znanych. A znanych mniej wyłącznie dlatego, że wiedza na temat tego co się dzieje, lub działo na Ukrainie czy Litwie, długo była reglamentowaną dla nieurażania stosunków z tymi państwami. Trudno się dziwić, że obywatele państw bardziej potężnych i silnych próbowały tego samego. W stosunku do skorumpowanej Ukrainy na glinianych nogach czy małej podskakującej Litwy ważą przecież dużo więcej. Toteż Niemcy i Rosjanie uznali, że są w stanie zmuszać nas także do uznania fałszów i zachowań - nie tyle bardziej rażących, co dokonywanych wobec spraw bardziej społeczeństwu znanych.

Państwowy precedens jako reakcja na przemyski skandal

Ignorowanie procederu honorowania zbrodniarzy związanych z państwami mniejszymi, lecz nie mniej winnych (jeśli już to bardziej), jest o prostu wskazówką, na ile polskie społeczeństwo, a tym samym państwo, może sobie pozwolić. Otóż urzędnicy państwa polskiego po raz pierwszy na to tak wyraźnie nie pozwolili. Odebrali Karty Polka ukraińskim studentom, afiszującym się z czerwono-czarną flagą w galerii handlowej w Przemyślu. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało stworzyli precedens. Choć jak wiadomo nie powinno to stanowić precedensu, lecz dawno wdrożone działanie. Wspomniane "Decyzje o unieważnieniu Kart Polaka zostały przesłane również do Podkarpackiego Urzędu Wojewódzkiego (PUW)", jak się dowiedziała nasza redakcja z Ministerstwa Spraw Zagranicznych.

To jednak nie tylko kwestia rozchodzenia się pism po poszczególnych strukturach. Należy zwrócić uwagę, że wcześniejsze kary, które zastosowała macierzysta uczelnia wspomnianych studentów były praktycznie żadne. Władze Wyższej Szkoły Wschodnioeuropejskiej w Przemyślu pozbawiły ich stypendium. Konsekwencje te mogłyby dotknąć zwykłych, przeciętnych studentów, ale nie tych konkretnych. Sprawa stała się bowiem na tyle głośna, iż można się tylko domyślać, że dla usankcjonowania czynów takie stypendia mogłyby się z innego źródła specjalnie dla nich znaleźć. Pieniądze mogłyby przychodzić z Kanady, gdzie operuje w największej ilości nacjonalistyczna diaspora ukraińska. A chodziłoby właśnie o zachęcanie młodzieży do postaw nacjonalizmu ukraińskiego, podczas gdy interes polski, ale i ludzki idzie dokładnie w odwrotną stronę.

Całej pikanterii sprawie nadał wtedy fakt, że na posterunku przemyskiej policji, która wszczęła w tej sprawie dochodzenie pojawił się ukraiński konsul Wasyl Pawluk (znany zwolennik neobanderyzmu) i jak wiadomo interesował się tą sprawą. Zaraz potem została ona umorzona, co wywołało publiczny skandal, który z kolei spowodował jej wznowienie. Tragikomicznym okazało się wtedy, że policja jako biegłego poprosiła o opinię w tej sprawie Bohdana Huka, znanego zwolennika OUN-UPA i przedstawiciela Związku Ukraińców w Polsce. W ramach ciekawostki warto wspomnieć, że za kadencji szefa przemyskiej policji Krzysztofa Pobuty (tego który spotykał się z konsulem ukraińskim nacjonalistą) zagubiono pendrive z listą policyjnych informatorów i agentury. Sam inspektor Krzysztof Pobuta dostał natomiast awans na Komendanta Wojewódzkiego Policji w Rzeszowie w styczniu 2016 roku.

Jeśli weźmie się pod uwagę, że skandal sięga czasów starej władzy, awans natomiast odbył się za nowej, tym większe znaczenie ma pomyślne zakończenie sprawy przemyskich studentów. To kolejny z dowodów, że w rządzie PiS ścierają się różne frakcje. Tak oczywiście być nie powinno, bo trudno zaakceptować głos ludzi w partii opierającej się o wartości patriotyczne, którzy w pewnej mierze prowadziliby część polityki rządu PO, czy retoryki Gazety Wyborczej. Plusem jest to, że o ile poprzednia władza aż nadto demonstracyjnie w sprawach polsko-ukraińskich zachowywała się fatalnie, ta częściowo (w zależności od tego kto przeważy) bierze opinie społeczeństwa pod uwagę. Pod rozwagę wziął to klub Kukiz'15, który prezentuje postawę dość jednolitą w planach tępienia niebezpiecznej ideologii w zarodku.

Ostry sparing wewnątrz PiS

Powyższe mechanizmy rozumieją z kolei w rządzie ci działacze PiS, którzy usiłują funkcjonowanie urzędów zmieniać, wprowadzać wyższe standardy. Słowem - pójść znacznie dalej w sprawach związanych z antypromocją ukraińskiego nacjonalizmu w stosunku do tego, co zostało zrobione. Konsekwencje, które poniosą studenci są wbrew pozorom dużo poważniejsze. W sprawie swoją rolę spełnił Departament Współpracy z Polonią i Polakami za Granicą MSZ. „W rozmowie z przedstawicielami DWPPG MSZ, dyrektor Wydziału Spraw Obywatelskich i Cudzoziemców PUW zadeklarowała, że po otrzymaniu decyzji o unieważnieniu Kart i po ich uprawomocnieniu się, cofnie pozwolenie na pobyt stały w Polsce dla jednego z grupy wspomnianych studentów, który takie pozwolenie otrzymał na podstawie Karty Polaka. Unieważnione KP nie będą dawały podstawy również innym studentom do ubieganie się o pozwolenie na stały pobyt.” stwierdza MSZ.

Trudno tu nie zaznaczyć, że czas na uznanie kolejnej oczywistości, a mianowicie faktu, że neobanderyzm jest odmianą nazizmu. I to bardziej radykalną niż jego niemiecki odpowiednik. W tę stronę idzie klub Kukiz'15, złożywszy projekt ustawowego zakazu używania symboliki banderowskiej. Wystarczy przypomnieć przypadek ucznia, który ujawnił Staniaław Srokowski. Znajomy pisarza, jeden z polskich nauczycieli wykrył w szafce uczącego się w Polsce ukraińskiego gimnazjalisty, czerwono-czarną flagę, portret Bandery oraz banderowskie gadżety. Na uwagę o niestosowności trzymania w polskiej szkole takich klamotów uczeń zachowywał się wobec niego bardzo butnie. Innym jest analogiczny, słynny przypadek z Lublina. Tam młody Ukrainiec, student w akademiku Helios, prócz banderowskiej flagi trzymał sprofanowaną polską, a także kuszę i bagnet. Wcześniej zachowywał się agresywnie wobec innych mieszkańców akademika. Dopiero po interwencji policji i tym znalezisku - wyrzucono go z akademika.

Ponieważ wspomnianą sprawą, przed rokiem obiecał się zająć poseł Kukuz'15 Marek Jakubiak, toteż wspomniany ustawowy projekt jest zapewne jednym z efektów. Wspomnieć także warto o przypadkach ujawnionych przez Tomasza Maciejczuka, tj. hajlowaniu przy napisie „Zagłada Polski”, czy aprobowaniu kciukiem w górę zbrodni w miejscu pamięci w Majdanku. W PiS wagę tych spraw dostrzega wiceminister Jan Dziedziczak, przedtem przez wiele lat, jako poseł aktywnie uczestniczył w posiedzeniach Parlamentarnego Zespołu do Spraw Kresów, Kresowian i Dziedzictwa Dawnych Ziem Wschodnich. Zasłużył się on szczególnie w pociągnięciu do odpowiedzialności ukraińskich studentów z Przemyśla, rozpatrując wcześniej tę sprawę. Później odpowiednią z zewnątrz interpelację złożył także poseł Robert Winnicki, obecny uczestnik obrad wspomnianego Zespołu. Sprawami związanymi z szerzeniem neobanderyzmu interesują się, zarówno przewodniczący Sejmowej Komisji Łączności z Polakami za Granicą Michał Dworczyk (PiS), jak i poseł Wojciech Bakun (Kukiz'15).

Jest to o tyle znamienne, że obaj pod względem upamiętnienia zbrodni ludobójstwa ukraińskich nacjonalistów pozostają w sporze: czy uderzyć lżej (uchwała), czy mocniej (ustawa). Żaden z nich nie ma jednak wątpliwości czy uderzać. Z bezkompromisowych, jeśli chodzi o prawdę stwierdzeń słynie tak senator Jan Żaryn (PiS), jak i sam Paweł Kukiz. Jednak tą postawą wykazują się praktycznie wszyscy posłowie jego klubu (warto wymienić jeszcze Elżbietę Borowską). Można przypuszczać, że gdyby nie ta część PiS-u, która drżąc o dobre stosunki polsko-ukraińskie chce obniżać ukraińskim neonazistom poprzeczkę (marszałek senatu), lub z nimi prowadzić dialog (marszałek sejmu) – oba kluby dogadałyby się w tej kwestii błyskawicznie. Część parlamentarzystów PiS jest bowiem zakładnikami tej „obniżonej poprzeczki”. Narzucona została zresztą przez partyjną frakcję, której tak naprawdę większość posłów PiS zdaje się być przeciwna. Sprawa rodzi więc niepotrzebne konflikty, nie tylko z ich kolegami z sejmu z Kukiza'15, ale i robi na zewnątrz fatalne wrażenie.

Makiawelizm zniszczyłby PiS

Wspomniana frakcja, która w PiS chce podporządkowywać się wrażliwości „ukraińskiej” (de facto nacjonalistów ukraińskich) wgrywa tym samym w partii powolny program autodestrukcji. Ponadto, nie tylko nie pomagają interesom geopolitycznym Polski, ale im szkodzą. Nie przejmują się oni żadnymi głosami społeczeństwa, bo po klęskach protestu KOD, PO i Nowoczesnej są pewni, iż nic nie jest groźne. Z krótkowzroczności takiego myślenia zdają sobie sprawę ich partyjni koledzy, którzy próbują sytuację ratować. Do zwalczania bowiem banderyzmu i bezkompromisowości traktowania polityki historycznej wobec OUN-UPA potrzeba niezachwianej moralności. Nie może jej zastępować domniemany, rzekomy, czy nawet rzeczywisty interes polityczny (czy geopolityczny). Moralną chwiejność dostrzeże elektorat PiS, a posługuje się on innym systemem wartości niż KOD, PO, Nowoczesna. Bowiem wyborcy PiS, którzy tę partię wybierają, kierują się właśnie moralnością i to oni zapewniają tej partii polityczny prąd. Nawet mały protest środowiska patriotycznego jest dla PiS groźniejszy niż tysiące, które za pieniądze Sorosa mógłby wyprowadzić na ulicę KOD. Coś takiego powoli kruszyłoby poparcie.

Ludzie chcą bowiem poczucia bezpieczeństwa, którego nie dawał im wesoły Bronek, chwiejna i absolutnie pozbawiona charyzmy Ewa Kopacz, skompromitowany Donald Tusk oraz wielki biały uśmiech Schettiego. Jeśli stracą je także ze strony partii rządzącej, nie wyjdzie to jej na dobre. Dlatego właśnie tak ważną jest kwestia, aby rozwiązana sprawa przemyskich studentów, która zyskała rangę symbolu, li tylko między symbolami nie pozostała. Można też odnieść wrażenie, że Kukiz'15, znając charakter tego klubu, w przytłaczającej większości nie chce robić na tym kapitału politycznego, lecz traktując te sprawy poważnie, wolałby, aby rozwiązał je PiS. Tak byłoby szybciej i bezpieczniej dla społeczeństwa. Choć trudno nie zauważyć, że w wypadku przeważenia politycznie poprawnej frakcji w partii rządzącej klub Pawła Kukiza ewidentnie zyska punkty.

I stałoby się tak, nawet i bez premiery filmu „Wołyń” w październiku. Bowiem społeczeństwo ma coraz większy kontakt z internetem, a jego świadomość w odniesieniu do ukraińskiego nacjonalizmu i jego zbrodniczości wzrasta w regularnym tempie. Nie pomaga przy tym standardowa propaganda stosowana przez nacjonalistyczne środowiska ukraińskie, bo w walce ze prawdą i wzrastającą wiedzą polskiego społeczeństwa, wypada ona coraz słabiej, łamiąc się w coraz większych fragmentach. Tutaj sprawa jest przesądzona. Gra toczy się o zupełnie co innego. Po pierwsze: Czy z partii parlamentarnych PiS, który (tak jak i Kukiz'15) ma ambicję, by Polskę naprawiać da się pociągnąć na dno poprzez tolerowanie w jakimś stopniu ukraińskiego nacjonalizmu? Bo ukraiński nacjonalizm jest pułapką tych samych zewnętrznych sił, które chcą PiS posłać na dno, by dalej kształtować Polskę, jak chcą i traktować ją niczym dojną krowę. Wystarczy zobaczyć, jaki mają stosunek, zarówno do sprawy, jak i PiS-u ci sami ludzie, którzy nasz kraj moralnie, mentalnie, umysłowo, gospodarczo obracali w ruinę.

Po drugie, o ile sprawa rozejścia się wiedzy w polskim społeczeństwie jest już przesądzona, to fakt czy będzie to odrobinę prędzej czy później ma znaczenie w oddziaływaniu na modyfikowane neobanderyzmem społeczeństwo ukraińskie. To paradoksalnie o nie walczą nacjonaliści ukraińscy na polskim froncie. Dlatego tak bardzo jest fatalne to, co czyni w tej partii Klub Przyjaciół Wrażliwości „Ukraińskiej” (rzekomo). Zbawienne natomiast to, co czynią ich partyjni oponenci, którzy dopilnowali, by neobanderowscy studenci, którzy chcieli pokazać na ile sobie mogą w naszym kraju pozwolić, ponieśli konsekwencje. Czas pokaże, czy powyższy ruch był zwiastunem dobrej zmiany, czy jedynie małym cukierkiem mającym osłodzić tradycyjny już styl polityki prowadzony wobec ukraińskich nacjonalistów.

 

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną