
Dziewięć osób z Hiszpanii gościli u siebie podczas diecezjalnych ŚDM państwo Czeluśniakowie z Wrocławia. Pani Barbara opowiada o nich, jak o kolejnym działaniu Pana Jezusa w jej życiu.
- Na początku miało ich być cztery, potem pięć osób. W nocy przyjechało jeszcze kilka z Warszawy, dla których parafia szukała miejsca – opowiada pani Basia. W efekcie u państwa Czeluśniaków z parafii Najświętszej Maryi Panny Nieustającej Pomocy zamieszkało siedem dziewczyn i dwóch chłopców w wieku 17-19 lat, z Hiszpanii.
- Jestem przeszczęśliwa, oni bardzo zadowoleni – pani Basia opowiada z energią, radością i pasją. Jest osobą żywiołową, z natury optymistką, bardzo łatwo więc znalazła płaszczyznę porozumienia z równie żywiołowymi i otwartymi Hiszpanami.
Zaangażowała się tak bardzo, że odkąd przyjechali, sypiała tylko po trzy godziny. Przygotowuje i spędza czas z gośćmi podczas wspólnych rodzinnych śniadań i kolacji, odwozi na spotkania do parafii i do centrum miasta, angażuje się jako wolontariusz w sprawy organizacyjne ŚDM. A w nocy – smaży kotlety, wytapia smalec, piecze naleśniki, by goście mogli posmakować jak największej ilości polskich dań.
Głębia gościnności
- Moi goście zaskoczyli mnie pozytywnie już pierwszego dnia. Nie zaczęli jedzenia, póki ja nie dołączyłam. I wtedy zaczęli wspólną modlitwę – mówi. - To był jeden z mocnych elementów duchowych, który nas połączył. Ja z mężem i nasza córka modliliśmy się po polsku, oni po hiszpańsku - zaznacza.
Pani Basia z radością opowiada o zaufaniu, z jakim hiszpańskie dziewczyny zwracały się do niej w swoich potrzebach. Z jaką serdecznością witały co rano. Jak bardzo przez ten tydzień związały się emocjonalnie. I jak włączyły się w pomaganie w domowe przygotowania posiłków.
- To przygotowywanie także scala, zarówno naszą rodzinę, jak też całe trzynaście osób, które przez ten czas funkcjonowało u nas w domu – opowiada, wspominając również o tym, jak mąż czekał na nie w sobotę z gotową kolacją, jak przygotowuje listę na zakupy i organizuje szereg ważnych spraw. – Jest u nas tak ciepło i rodzinnie – mówi z zadowoleniem. Dobrą relacje z Hiszpankami nawiązała także 19-letnia córka pani Basi. Są w podobnym wieku, więc łatwo między nimi o wspólne zainteresowania i tematy.
„Jesteś dla nas jak mama” – napisała na kartce jedna z Hiszpanek. Te słowa pani Basia wspomina z entuzjazmem: taka właśnie starała się dla nich być.
Zresztą, jak podkreśla, po oczach gości widać, że są zadowoleni, szczęśliwi z dobrych warunków.- Ja się angażuję, a moi goście cieszą się z tego i to doceniają.
Są też podczas tej gościny tematy trudne, smutne, głębokie. Któregoś wieczora, gdy wrócili z kościoła, Hiszpanki zaczęły płakać. Jak się okazało, dowiedziały się o zamachu w Monachium.
- Byłam przerażona. A równocześnie bardzo mnie ujęła ich wrażliwość – pani Basia reaguje we właściwy sobie sposób: z dużym zaangażowaniem emocjonalnym. Razem odmówiliśmy wtedy Różaniec za wszystkich, którzy doświadczyli tragedii.
Te i wiele innych, codziennych, zwyczajnych sytuacji pogłębiło relację pomiędzy gośćmi a gospodarzami. Tak bardzo – że trudno się im było rozstać.
Miłość bez zastrzeżeń
Pani Barbara gości z Hiszpanii postrzega także bardzo głęboko: w duchu osobistego pogłębiania więzi z Jezusem. Chętnie dzieli się tym, jak jeszcze rok temu nie angażowała się w sprawy Kościoła i miała ważne do rozwiązania problemy. Później, jak to postrzega: to Pan Jezus zaprowadził ją w odpowiednim czasie do odpowiednich, gotowych do udzielania pomocy osób. Kapłana, który podszedł w odpowiednim momencie, w odpowiedni sposób. Miał czas, słuchał potrzeb, reagował tak, że łaska Boża mogła przez Jego ręce oddziaływać.
- Widzę to tak: że w tym roku miłosierdzia, sama zyskałam miłosierdzie. A przyjmując pod mój dach gości na Światowe Dni Młodzieży, chciałam włączyć się w budowanie dobra – w jej głosie wyraźnie słychać radość.
Moja rozmówczyni mówi o wydarzeniach, które świadczą o tym, że gościna scaliła jeszcze bardziej jej rodzinę, pogłębiła dobre relacje sąsiedzkie i przyjacielskie. Zarówno sąsiadki, jak też znajomi włączyli się w przygotowania na przyjęcie gości. W ugotowanie potrawy, czy choćby sprawy tak proste a równocześnie symbolicznie pokazujące zaangażowanie i więź, jak przywiezienie szczypców do kiszonych ogórków, by bardziej elegancko i wygodnie przygotować stół dla gości. Dla pani Basi to jest ważne i cieszy się z każdej takiej reakcji.
Mówi o sytuacjach, których była świadkiem, że w ich wspólną modlitwę włączały się osoby, które do tej pory nie miały potrzeby modlitwy.
Ziarenko, które rośnie
Z tematów bardzo głębokich pani Basia z radością przechodzi znów na pełne energii emocjonalnej wydarzenia. Właśnie wrócili z festynu parafialnego, podczas którego obserwowała jak integruje się ze sobą parafia. Jak osoby i rodziny angażują we wspólne inicjatywy.
- Ujęły mnie też znów moje Hiszpanki, które wołały mnie głośno do tańca – mówi. – To też świadczy o więzi, jaką nawiązałyśmy – zauważa.
Pani Basia i Hiszpanie, mówiąc potocznie, „nadają na wspólnych falach”. Gdy jadą na przykład razem samochodem, zachowują się podobnie.
- Włączam muzykę i zaczynam gestykulować w jej rytm, a moi Hiszpanie o żywym temperamencie zaraz się włączają. Pod względem temperamentu naprawdę do siebie pasujemy. Myślę, że także dzięki temu ominęliśmy w relacji etap powolnego poznawania się i dostosowywania, a weszliśmy od razu na jej głębszy poziom: jakbyśmy się znali od lat – mówi nie bez sentymentu.
- Czy uważam, że Światowe Dni Młodzieży są potrzebne? – moja rozmówczyni nie waha się ani chwili. – Jestem przekonana, że one kształtują młodych, którzy są przyszłością świata. Że ich relacje, ich modlitwa, to jakimi dorosłymi się stają, jest gwarancją, że dobra w świecie będzie więcej i więcej. Podczas ŚDM młodzi kształtują także swoją chrześcijańską tożsamość: świadomość tego, kim są, skąd pochodzą, doświadczają skutków, jakie w ich życiu niesie relacja z Bogiem - dodaje.
- Już widzę, jak efekty ŚDM promieniują: na moją rodzinę, znajomych, parafię. ŚDM są jak ziarenko, które poszerza dobro - podkreśla.
Fot. Dorota Niedźwiecka