Stanisław Michalkiewicz: Mówią młodzi i starzy

0
0
0
/

Amerykański prezydent Calvin Coolidge słynął z małomówności. Podobno zanim cokolwiek powiedział, zadawał sobie trzy pytania: po pierwsze - czy to, co zamierza powiedzieć, jest prawdziwe, po drugie – czy jest uprzejme, a po trzecie – czy jest potrzebne.

 

Przeważnie dochodził do wniosku, że albo nie jest prawdziwe, alb o nawet jeśli prawdziwe jest, to nie jest uprzejme, bo wiadomo, że nic tak nie gorszy jak prawda, a nawet gdyby przypadkowo prawda była uprzejma, to prawdopodobnie nie jest potrzebna. Pewnego dnia wybrał się na nabożeństwo, a po powrocie żona zapytała go, o czym pastor mówił na kazaniu.

 

Po głębokim i długim namyśle Calvin Coolidge odpowiedział, że pastor mówił „o grzechu”. - No dobrze, o grzechu – powiedziała żona, trochę zirytowana długim oczekiwaniem na odpowiedź – ale co mówił o tym grzechu? Na to Calvin Coolidge zamyślił się jeszcze głębiej, a wreszcie powiedział: „był mu przeciwny”.

 

Podobnie jak pastor z opowiadania prezydenta Coolidge, Jego Świątobliwość Franciszek niekiedy też mówi o grzechu i zawsze jest mu przeciwny, ale w odróżnieniu od małomównego amerykańskiego prezydenta, szeroko wypowiada się również na inne tematy.

 

Podczas Światowych Dni Młodzieży w Rio de Janeiro szalenie młodzieży zakadził – że niby młodzi „mają rację” buntując się przeciw „elitom”, co to „spowodowały kryzys” – i żeby „nie dali się wykluczyć”, bo są „przyszłością świata”. Ale „starzy” też nie powinni dać się wykluczyć – a jak już nie dadzą się wykluczyć, to powinni mówić. I młodzi i starzy. Najwyraźniej małomówność prezentowana przez prezydenta Calvina Coolidge`a nie jest przez Jego Świątobliwość Franciszka preferowana.

 

Ale sęk w tym, że zarówno „młodzi”, jak i „starzy”, mówią rozmaite rzeczy. Na przykład arcybiskup Desmond Tutu z Południowej Afryki, który, podobnie jak były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju Lech Wałęsa, jest laureatem pokojowej Nagrody Nobla, a w dodatku ma 81 lat. Chociaż jest raczej „stary”, to też chciałby się „młodym” podlizać – powiedział tedy, że wolałby „pójść do piekła”, niż „czcić homofobicznego Boga”.

 

Ponieważ w Starym Testamencie jest sporo przypisywanych Bogu wypowiedzi, które dzisiaj każdy niezawisły sąd uznałby za „homofobiczne”, to sprawa wydaje się poważna; albo arcybiskup Desmond Tutu będzie musiał pójść do piekła, albo wymyślić sobie jakiegoś Boga politycznie poprawnego, któremu mógłby „oddawać cześć” bez narażania się na straszliwy zarzut homofobii i wzgardę postępowej młodzieży, która najwyraźniej i w tych sprawach ma ostatnie słowo.

 

Jestem pewien, że o ewentualnym pójściu do piekła arcybiskup Tutu tylko tak mówi – bo kto by na serio wybierał piekło, gdzie cały czas będzie bolało, a w dodatku trzeba będzie znosić tam towarzystwo Roberta Biedronia i Anny Grodzkiej? W tej sytuacji już prędzej przypisze Bogu najmodniejsze właściwości. Takiego nikt łatwo nie przelicytuje.

 

Stanisław Michalkiewicz

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną