„Polityka” chce skutecznego zabijania dzieci, a z obrońców życia robi oszołomów

0
0
0
/

aborcja_marszdlazycia_1 Sprawa dziecka ze szpitala św. Rodziny, o której informowaliśmy na portalu Prawy.pl, spędza sen z powiek mainstreamowi, ale nie dlatego, że śmierć poniósł człowiek, ale dlatego, że przeżył aborcję. Co więcej publicystka „Polityki” wyraźnie nie może, że prokuratura dotychczas nie umorzyła tej sprawy. Tekst „Ocalić od życia” Joanny Onoszko, który ukazał się w 33 numerze „Polityki” został tak skonstruowany, żeby możliwie najmocniej bronić aborterów, natomiast z obrońców życia, w tym również katolickich publicystów, zrobić bezdusznych oszołomów. Bo przecież mainstreamowym dziennikarzom nie mieści się w głowie, jak można bronić dzieci przed zabijaniem, przecież mają prawo stracić życie w imieniu prawa, a że nikt nie pyta ich o zdanie, to już mało istotne. Nie mieści się im w głowach także to, że można bronić matkom zabijania własnych dzieci, jako że zabicie własnego dziecka jest ich zdaniem pełnym prawem matki. I tak Joanna Onoszko nie zastanawia się, jak zapobiec zabijaniu dzieci, jak powstrzymać ten proceder, ale „Co robić, by w wyniku aborcji nie dochodziło do żywych urodzeń?”. Cóż, najwyraźniej pani ta wyznaje zasadę, że jak zabijać to skutecznie, żeby ofiara nie miała szans na przeżycie, bo jeszcze zechce wytrwać i będzie problem. A tak na marginesie, sprawa zgonu dziecka, które przeżyło dwie aborcje, w szpitalu św. Rodziny stanowi zapewne niemały problem dla feministek i innych lewaków, jako że okazało się w sposób tak jasny, że bardziej już nie można, że aborcji dokonuje się na dzieciach a nie na „zlepkach komórek”, zatem cała ich pseudoargumentacja została obalona jednym żywym urodzeniem. Joanna Onoszko zarzuca publicystom portalu Prawy.pl, że napisali nieprawdę o tym, co się faktycznie w szpitalu św. Rodziny wydarzyło, twierdząc, że nie było ich przy „zabiegu” i dodaje, że „o tym, co się wtedy w szpitalu faktycznie zdarzyło, wypowiedzieli się właśnie konsultanci krajowi w dziedzinie położnictwa i ginekologii, perinatologii oraz neonatologii”. – Opinie wszystkich są zgodne, że postępowanie personelu szpitala było prawidłowe. Nie potwierdziły się informacje przekazywane przez media – cytowała rzecznika praw pacjenta, który zlecił ekspertyzy, a którego też przy tym „zabiegu” przecież nie było. Mamy zatem obecnie do czynienia z sytuacją słowo przeciwko słowu. Prawy.pl powoływał się na zeznania świadków, „Polityka” na ekspertów, twierdzących, że wszystkie procedury zostały zachowane. Cały problem w tym, że jak przyznają sami lekarze, procedury, podobnie jak i zresztą cały system, nie jest dla kobiety przy nadziei przyjazny. Prof. Ewa Dmoch-Gajzlerska w wywiadzie dla miesięcznika „Moja Rodzina” mówi, odnosząc się do kierowania na aborcję kobiet, u których nienarodzonych dzieci podejrzewa się wadę: „To nie jest kwestia podejścia medycznego lekarza, że trzeba doprowadzić do końca tę ciążę, tylko jest taka procedura i oni stosują się do tej procedury.”. Zatem z proceduralnego punktu widzenia wszystko może być w porządku, natomiast z moralnego – nie. Prof. Ewa Dmoch-Gajzlerska przyznaje także, że lekarze woleliby udzielić pomocy perinatalnej zamiast kierować na aborcję. Ale tego wątku w artykule Onoszko trudno się doszukać. Trudno też doszukać się w nim głosu za zmianą obowiązującego prawa, aby lekarze nie byli narażani na takie procedury, które w oczach społeczeństwa robią z nich „morderców w białych kitlach”. Aborcja bowiem to nic innego jak zamordowanie niewinnego człowieka i nie zmienimy tego, nawet jeżeli będziemy się starali zaklinać rzeczywistość.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną