REKONSTRUKCJA W RADYMNIE. Polskie milczenie i ukraińskie pohukiwania

0
0
0
/

Pomysł inscenizacji rzezi polskiej wsi przez oddział UPA, jaką ostatecznie przedstawiono w podkarpackim Radymnie, wywołał potępieńczą kampanię ze strony środowisk generalnie negatywnie nastawionych do idei przywracania kresowego ludobójstwa naszej narodowej pamięci. Najwięcej hipokryzji wykazał przy tym Związek Ukraińców w Polsce.

 

W kampanii krytyki prym wiodła oczywiście „Gazeta Wyborcza” do której przyłączyły się szybko telewizje TVN i Polsat, które poświęciły pomysłowi inscenizacji zjadliwe materiały w głównych wydaniach swoich programach informacyjnych. Nie zabrakło krytycznych wypowiedzi dziennikarzy „Tygodnika Powszechnego” czy „Newsweek”. Głos zabrali nawet ostatnio niezwykle skorzy do pouczania Polaków w kwestiach II wojny światowej dziennikarze niemieccy. Na łamach „Frankfurter Rundschau” w artykule „Rzeź na pokaz" określono koncepcję artystyczną jako „niesmaczną”. Niezwykle krytycznie o rekonstrukcji wypowiadał się także Tomasz Nałęcz będący wszak doradcą Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego do spraw historii i dziedzictwa narodowego.


Rekonstrukcje


Ostatecznie inscenizacja odbyła się zgodnie z planem 20 lipca. Wśród gości byli kompozytor Krzesimir Dębski – autor kompozycji wykorzystanych jako tło muzyczne rekonstrukcji, ks. Tadeusz Isakowicz-Zalewski, prezydent Stalowej Woli Andrzej Szlęzak. Ten ostatni w swoim poprzedzającym inscenizację przemówieniu podkreślał rolę Ukraińców, którzy wbrew UPA ratowali swoich polskich sąsiadów. Potwierdził wolę ufundowania im pomnika w Stalowej Woli. Sama inscenizacja również ukazywała sceny z życia lokalnej społeczności w której Polacy i Ukraińcy wspólnie żyją pracują a nawet modlą się.


Charakterystyczne zresztą, że już po całym wydarzeniu sprawa niemal całkowicie ucichła a zaciętym medialnym krytykom zabrakło paliwa dla publicystycznych ataków. Zgodnie z wcześniejszymi deklaracjami cała rekonstrukcja przypadku wołyńskiej rzezi była dramatyczna, ale nie turpistyczna, zaś traumatyczny wymiar brutalności rzezi został symbolicznie zawoalowany.


Uwagę zwraca jednak inny ośrodek krytyki. Jeszcze 19 lipca przeciw rekonstrukcji w Radymnie protestował Związek Ukraińców w Polsce wysyłając specjalny list do Urzędu Miasta. Oburzenie ukraińskich działaczy miał wzbudzać fakt, że Radymno znajduje się w okolicy gdzie miało według nich dochodzić do pacyfikacji ukraińskich wiosek.


Mirosław Majkowski, przewodniczący Przemyskiego Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznej „X D.O.K.”, które było głównym organizatorem inscenizacji zdemaskował hipokryzję ZPU – „oczekuję od nich zajęcia stanowiska wobec marszu faszystów, który odbył się w tym roku we Lwowie z okazji 70. rocznicy utworzenia dywizji SS-Galizien i wielkiej imprezy plenerowej, która towarzyszyła tym obchodom. Obchody sfinansowała rada miejska Lwowa”.


W istocie ani Związkowi Ukraińców w Polsce ani polskim mediom przez tydzień znęcającym się nad koncepcją inscenizacji w Radymnie nie wydało się stosownym nie tylko ocenić ale i w sposób obszerniejszy poinformować polską opinię publiczną o skandalicznej imprezie lwowskiej na której fetowano formacją ukraińskich nazistów. Koncert ku czci ukraińskich nazistów jaki odbył się 11 maja sponsorowany był przez lwowski magistrat.


Jeszcze bardziej skandaliczna rekonstrukcja, bo zakłamana, została zorganizowana w Łucku przy okazji gloryfikującego OUN-UPA festiwalu rockowego o wiele mówiącej nazwie Bandersztat jaki odbywał się na początku tego miesiąca. Scenariusz rekonstrukcji przewidywał, że polska policja w niemieckiej służbie organizuje deportację ukraińskiej młodzieży na roboty przymusowe do Niemiec. Wobec oporu mołojców z UPA Polacy zwracają się o pomoc do Niemców i wraz z Wehrmachtem atakują oddziały UPA. Organizatorzy podkreślali, że „zwycięzcą jest UPA, ponieważ chodzi nam o zachowanie pamięci o naszych bohaterach".


Hipokryzja


Do jakiego konkretnego wydarzenia historycznego się odnosili – organizatorzy łuckiej inscenizacji nie potrafili jednoznacznie wyjaśnić. Być może dlatego, że chodziło im o propagandę eksploatowanego przez nacjonalistyczne organizacje polityczne mitu, nie o historię. Zaznaczyć trzeba, że i łucka impreza miała bardzo umiarkowany oddźwięk w polskich mediach, tak czułych na rzekome „przerysowania” rekonstrukcji z Radymna.


Cóż jednak pisać o Ukrainie. W 2007 r. przy okazji festiwalu XXV Łemkowska Watra w małopolskiej Zdyni działacze łemkowscy powiązani z ZUwP zorganizowali inscenizację Akcji „Wisła”. Nie inaczej niż w przypadku Radymna pokazywała on wprost dramatyczne sceny, tyle że ze znacznie mniejszym weryzmem. Dość wspomnieć, że polscy żołnierze, spędzający w trakcie inscenizacji bezbronne kobiety i dzieci do ciężarówek, występowali we współczesnych wyjściowych mundurach Straży Granicznej. Impreza przeszła całkowicie bez echa, żadne polskie środki masowego przekazu nie użalały się na „robienie przedstawienia z tragedii”. Nikt też nie deliberował nad jej szkodliwością dla polsko-ukraińskiego pojednania.


Dodajmy, iż na owym łemkowskim festiwalu „rekonstrukcji” przyglądał się goszczący na nim ówczesny prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko, zaś sam festiwal mógł odbyć się dzięki dotacji Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego RP. Gdy wspomni się jak kolejno prezydenci Kaczyński i Komorowski bojkotowali rocznicowe upamiętnienia wołyńskiej krwawej niedzieli organizowane przez środowiska kresowe, gdy wspomni się, że inscenizacja w Radymnie odbyła się wyłącznie ze środków społecznych zebranych przez te środowiska oraz dzięki pewnemu wsparciu władz miejskich Radymna dochodzimy do smutnych wniosków.


Porównanie to jak soczewce obrazuje różnicę między ukraińskim (także Ukraińców-obywateli RP) a polskim podejściem do upamiętniania historii okresu II wojny światowej i czasu bezpośrednio po niej. Tak szowiniści na Ukrainie jak i działacze ukraińscy w Polsce bezwzględnie forsują swoją wizję historii, bez względu zresztą na jej luźny związek z faktami. Odbywa się to zwykle bez reakcji polskich czynników oficjalnych i mediów, a w przypadku Związku Ukraińców często za publiczne pieniądze. Próby przywrócenia prawdy o kresowym ludobójstwie przez polskich działaczy społecznych są ignorowane przez polskich polityków i urzędników oraz krytykowane przez media, może z wyjątkiem reprezentantów niektórych lokalnych samorządów.


Przedstawiciel tych środowisk społecznych – doktor Andrzej Zapałowski w wypowiedzi dla rzeszowskich „Super Nowości” stwierdził – „Część politycznych elit na Zachodniej Ukrainie zbrodniczą ideologię Bandery i Suchewycza przyjęła jako swój oręż ideowy w bieżącej walce politycznej na Ukrainie. Nie chcą i nie będą oni prowadzić historycznego dialogu ani z Polakami, ani z tymi Ukraińcami, którzy jej historię oceniają inaczej. To jest główny problem dzisiejszej polskiej dyplomacji, która przez lata nie dopuszczała do głosu ofiar ludobójstwa UPA, nie liczyła się z ich krzykiem o godną pamięć i pochówki na Ukrainie. Niestety, Związek Ukraińców w Polsce wpisuje się w tę politykę i taktykę, którą stosuje ukraińska „Swoboda” [partia nacjonalistyczna]” – podsumował będący historykiem Zapałowski.
                                    

Karol Kaźmierczak

fot. Agata Bruchwald/prawy.pl

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną