Tzw. podatek od supermarketów obowiązuje zaledwie 2 dni, a już w niektórych mediach ukazały się artykuły jaki on będzie szkodliwy zarówno dla klientów, a także dostawców do sklepów wielkopowierzchniowych.
Podatek ma być bowiem przerzucany na ceny oferowanych towarów i wtedy jego ciężar poniosą klienci sklepów, albo też supermarkety mają wymuszać dodatkowe obniżki cen u swoich dostawców i wtedy to ci ostatni poniosą jego ciężar.
Tyle tylko, że handel detaliczny cechuje niesłychana walka konkurencyjna (o czym świadczy chociażby bezpardonowa walka na upusty prowadzona w ostatnim okresie przez dwie wielkie sieci Lidl i Biedronka emitujące ogromne ilości reklam na ten temat),więc to przerzucanie ciężaru tego podatku na klientów nie jest wcale takie oczywiste.
Z kolei przerzucanie ciężaru tego podatku na dostawców także nie będzie możliwe po przyjęciu przez Parlament ustawy dotyczącej nieuczciwych praktyk handlowych.
Już bowiem we wrześniu Sejm uchwali ustawę o przeciwdziałaniu nieuczciwemu wykorzystywaniu przewagi kontraktowej w obrocie produktami rolnymi i spożywczymi (rząd przyjął ten projekt 19 lipca i skierował go do Sejmu), która wprowadza wysokie kary finansowe za stosowanie przez handel nieuczciwych praktyk handlowych wobec dostawców (nawet do 3% wartości ich obrotów z roku poprzedniego).
Przypomnijmy tylko, że rząd premier Beaty Szydło (a później większość parlamentarna) zdecydowali o przyjęciu skali progresywnej tego podatku składającej się z dwóch stawek: 0,8% wartości obrotu od przychodu pomiędzy 17 mln zł, a 170 mln zł miesięcznie i 1,4% wartości obrotu od przychodu powyżej 170 mln zł miesięcznie (oznacza to, że przychody poniżej 17 mln zł miesięcznie, a więc 204 mln zł rocznie, nie podlegają temu podatkowi).
Ważnym rozwiązaniem przyjętym przez Radę Ministrów jest to, że wspomniany przychód dotyczy tylko sprzedaży detalicznej (a więc sprzedaży na rzecz osób fizycznych nie prowadzących działalności gospodarczej oraz rolników ryczałtowych), przy czym przychód nie będzie obejmował wartości podatku należnego VAT (czyli opodatkowana będzie wartość sprzedaży netto, bez podatku VAT).
Przypomnijmy także, że nowe obciążenie podatkowe ma na celu zdaniem rządu, oprócz przyniesienia dodatkowych dochodów podatkowych do budżetu, także wyrównanie szans pomiędzy wielkimi sieciami i sieciami dyskontów, a mniejszymi przedsiębiorstwami handlowymi, a także wsparcie dla rodzimych producentów żywności, którzy sprzedają swoje produkty głównie w lokalnych sklepach małych i średnich przedsiębiorstw.
Podatek ma również na celu doprowadzenie do efektywnego opodatkowania sieci wielkopowierzchniowych, które unikają pełnego opodatkowania w Polsce, transferując część zysków za granicę, a w konsekwencji powstrzymania ekspansji sklepów dyskontowych i wielkich zagranicznych sieci sklepowych.
Bowiem jeszcze w 2008 sklepy małoformatowe w Polsce stanowiły jeszcze 51% wszystkich placówek handlowych, a według szacunków na koniec 2015 roku tego rodzaju sklepy stanowiły już tylko 37% wszystkich sklepów.
W tym roku rząd spodziewa się około 0,5 mld zł dodatkowych wpływów budżetowych z tytułu tego podatku, wpływy całoroczne zostały w związku z tym oszacowane na blisko 2 mld zł.
Podatek nie podoba się także firmom zagranicznym działających w branży handlu detalicznego w naszym kraju, a reprezentująca je w Brukseli organizacja Euro Commerce już złożyła w Komisji Europejskiej analizy ponoć pokazujące, że ten podatek ich głównie dotyczy.
Tylko co to za argument skoro większość obrotów w handlu detalicznym, realizują firmy z udziałem kapitału zagranicznego, a więc nowy podatek w sposób oczywisty powinny właśnie one płacić.