Olaboga, niedziela jest dla Boga
Zgodnie z założeniem projektu pracownicy sklepów wielkopowierzchniowych będą mieli wolne od pracy niedziele. Warto taką ustawę wprowadzić chociażby z jednego powodu: jest to możliwe do wykonania i nie rodzi negatywnych konsekwencji. By w niedzielę posiadać niezbędne do życia artykuły spożywcze (czy higieniczne), nie trzeba w tym dniu odwiedzać wielkiego marketu. Można iść do sklepu wielkopowierzchniowego lub osiedlowego w każdym innym dniu poza niedzielą (sklepy te są otwarte zazwyczaj od 6.00 do 22.00), a w niedzielę do sklepu "rodzinnego", zatem niczyich potrzeb bytowych omawiany projekt ustawy nie ogranicza.
Ta ustawa również nie sprawi, że wzrośnie bezrobocie (zarzut wielu jej przeciwników). Jeśli wielki market będzie czynny 6, a nie 7 dni w tygodniu, to jego wierni klienci będą tam chodzić od poniedziałku do soboty i kupią w tych dniach nieco więcej produktów. Będzie nieco więcej tych konsumentów w każdym z tych 6 dni, a w konsekwencji będzie zapotrzebowanie na większą ilość pracowników do pracy od poniedziałku do soboty. Jeśli zaś konsument będzie chciał koniecznie zrobić zakupy w niedzielę, to zwiększy się zapotrzebowanie na małe sklepy (oczywiście kosztem marketów), które będą mogły pracować w niedzielę, a w których - według założeń ustawy - nikt nikogo do niedzielnej pracy nie zmusza.
Pojawia się zarzut, że ustawa umożliwia niedzielny odpoczynek kasjerce w Bierdonce, a kasjerka w kinie i liczni przedstawiciele innych zawodów, takiego przywileju mieć nie będą (Ł. Adamski). Oczywiście tak będzie, ale nie dlatego, że autor projektu ustawy szczególnie lubi kasjerki w marketach, a tych w kinach nie lubi, ale dlatego, że takie rozwiązanie jest możliwe do wykonania. Praca w zawodzie, gdzie trzeba pracować bez względu na dzień tygodnia i porę dnia (kolej, służba zdrowia, policja, straż pożarna, stacje benzynowe, zakłady pracy „ciągłej”) oraz w branżach, gdzie ze względu na interes większości pracuje mniejszość (np. gastronomia, rozrywka) nie powinna sprawiać, że w niedzielę mają pracować ci, którzy pracować nie muszą. Funkcjonowanie marketu w niedzielę nie jest konieczne, by w ten dzień pracownicy z innych branż mogli miło i pożytecznie spędzać wolny od pracy czas, a jeśli ktoś postuluje, że z powodu pracy kina czy stacji benzynowej mają pracować markety, to czemu nie szkoły i urzędy? Czy nauczycielka jest „lepszego sortu” niż kasjerka w markecie? Nie. Nauczycielka odpoczywa w sobotę i niedzielę nie dlatego, że w innych zawodach w tych dniach się odpoczywa, ale dlatego, że nie ma konieczności otwierania w sobotę i niedzielę większości polskich szkół. I podobnie powinno być z marketami, które nie muszą być otwarte w niedzielę. Czym więcej grup zawodowych, czym więcej osób, korzysta z dobrodziejstwa wolnej od pracy niedzieli, tym lepiej. Nie widzę uzasadnienia równania w dół na zasadzie „strażak musi pracować w niedzielę, to niech pracuje również pani układająca towar w markecie”.
Jest zasadnicza różnica między marketem, a teatrem czy pogotowiem ratunkowym mimo tego że we wszystkich tych miejscach zatrudnieni są ludzie, którzy mają prawo, i przeważnie chcieliby, w niedzielę wypoczywać, zamiast iść do pracy. Niektórzy pracują w niedzielę dlatego, że jest taka konieczność (pogotowie, szpital, straż pożarna, policja, komunikacja publiczna), a inni pracują w niedzielę po to, by inni mogli miło czy pożytecznie spędzać wolny od pracy czas (restauracja, kino, teatr, muzeum). Niektórzy zaś pracują tylko dlatego, że jest to w interesie ich pracodawcy. I tu wkracza ustawodawca, który wymusza, by znaczna część pracowników zatrudnionych w handlu mogła - podobnie jak urzędnicy czy nauczyciele - korzystać z prawa do niedzielnego wypoczynku.
Nieprawdziwy jest też „argument”, że praca w niedzielę w sklepach wielkopowierzchniowych, to wyjście naprzeciw potrzebom bytowym obywateli. Oczywiście część (być może nawet większość) konsumentów lubi i chce robić zakupy w niedzielę, ale to nie jest konieczność, a „chęć”. I mimo tej „chęci”, w wielu krajach ustawodawca nakazuje zamykać w niedzielę (czasem nawet w sobotnie popołudnia) wielkie markety, gdyż - słusznie lub nie - stara się wpływać na zachowania obywateli. To oczywiście zakrawa na socjalizm, ale nie jest to jedyny przejaw socjalizmu czy „przymusu w interesie obywateli”, bowiem w polskim i obcym prawodawstwie takie praktyki są powszechne, np. przymus wykonywania badań okresowych przez przedstawicieli niektórych zawodów czy obowiązek posyłania dzieci w określonym wieku do szkoły. Nie chciałbym wchodzić w głęboką analizę, czy tego typu nakazy i zakazy są właściwe, stwierdzam jedynie fakt, że polskie, unijne i światowe prawo naszpikowane jest rozmaitymi regulacjami, podobnymi do zakazu handlu w niedzielę.
I sprawa kolejna. Są instytucje i urzędy, do których dostęp w dzień powszedni jest zdecydowanie bardziej ograniczony, niż dostęp w niedzielę do sklepu spożywczego. Na przykład aby wyrobić paszport, trzeba wziąć dwa dni urlopu (na złożenie wniosku i na odebranie dokumentu), bo wydziały paszportowe pracują 5 dni w tygodniu z reguły do godz. 15.30 (w poniedziałki do 17.30). To świadczy, że krytykom omawianej ustawy nie chodzi o ułatwienie życia obywatelom, bo owi krytycy nie postulują, by urzędy pracowały 7 dni w tygodniu do późnej nocy mimo że nie ma dla urzędów państwowych i samorządowych, w przeciwieństwie do sklepów wielkopowierzchniowego, żadnej alternatywy. Więcej. Nie spotkałem się z żadnym krytykiem ustawy zakazu handlu w niedzielę, który by postulował chociażby wydłużenie czasu pracy jakiegokolwiek urzędu, na przykład do godz. 18.00, by bez „urwania się z pracy” obywatel mógł coś załatwić w wydziale paszportowym, urzędzie skarbowym, wydziale komunikacji czy sądzie. Czy zatem o komfort obywateli chodzi, czy o komfort urzędnika, który, de facto, ma większe prawa, niż pani „na kasie” w kinie czy w przysłowiowej „biedrze”?
Kto straci, a kto zyska na ograniczeniach handlu w niedzielę? Stracą te sklepy wielkopowierzchniowe, które nie będą potrafiły zorganizować sprawniejszej obsługi klientów w pozostałe 6 dni tygodnia i w konsekwencji utracą część klientów (i zysków). „Stracą” ci konsumenci, którzy lubią niedzielę spędzać na zakupach w marketach (wiele małych sklepów będzie w tym dniu czynna, więc chodzi nie o zaspokojenie potrzeb życiowych klientów, ale potrzebę specyficznego spędzenia wolnego czasu). Zyskają zaś te sklepy, które będą mogły w niedzielę funkcjonować i przejmą część klientów sklepów wielkopowierzchniowych, zyska znaczna część konsumentów, która zostanie skłoniona do innego spędzenia niedzieli, niż robienie zakupów i przede wszystkim zyskają pracownicy tych sklepów, które w niedzielę czynne nie będą.
Możliwość pracy wielkich sieci handlowych 7 dni w tygodniu od rana do późnej nocy, to przychylenie się do oczekiwań ich właścicieli kosztem sklepów małych („rodzinnych”), które, w przeciwieństwie do wielkich sieci handlowych, nie stosują na masową skalę, nieuczciwych lub kontrowersyjnych praktyk, np. nie zmuszają dostawców do „opłat półkowych”, nie stosują odroczonego terminu płatności, nie transferują, przy pomocy prawniczych i księgowych sztuczek, zysków za granicę, nie unikają płacenia podatków pod pozorem nikłych zysków (faktycznie „zmniejszanych” poprzez opłaty za korzystanie z logo itp.).
Warto na koniec zauważyć, że nie ma możliwości stworzenia takich regulacji prawnych, które by dogodziły wszystkim jednocześnie. Nie oznacza to jednak, że reguły prawa tworzone przez polski Parlament, nie mają zauważać potrzeb i interesów tych obywateli, którzy z jakiegoś powodu (np. braku wykształcenia umożliwiającego przebieranie w ofertach pracy lub strukturalnego bezrobocia w miejscu zamieszkania) są zmuszone pracować na nie najlepiej opłacanych stanowiskach w markecie. Praca tych osób jest niezbędna, ale nie 7 dni w tygodniu od rana do później nocy. Osoby, które muszą zrobić zakupy w niedzielę, np. wrócą z podróży w sobotę już po zamknięciu sklepów, nie będą po wprowadzeniu ustawy pozbawione możliwości kupna podstawowych produktów żywnościowych i bez trudności dotrwają do otwarcia wszystkich możliwych sieci handlowych, jakie są w okolicy, w poniedziałek rano. I z tego powodu, chociaż nie tylko z tego, warto umożliwić pracownikom marketów, by dla nich niedziele były dniami wolnymi od pracy.
PS. Jak Czytelnicy zauważyli, ani razu nie użyłem w powyższym tekście argumentów religijno-etycznych. Sam tytuł tekstu wystarczy.
Źródło: prawy.pl