Zdaniem eurodeputowanego Janusza Korwin-Mikke'go, jeżeli amerykański establishment uzna, że istnieje groźba wygrania wyborów przez Donalda Trumpa, wywołają III wojnę światową, piekąc tym samym kilka pieczeni na jednym ogniu.
- Jestem absolutnie przekonany, że pani Clintonowa, jak się dorwie do władzy, to trzecią wojnę światową nam zmontuje. Zresztą ona powiedziała otwarcie – to jest w internecie – na jednym ze spotkań, że jeżeli hakerzy się włamali do serwerów komitetu Partii Demokratycznej, to musimy użyć sił zbrojnych, bomby atomowej. Ta osoba jest zupełnie szalona i ona chce doprowadzić do wojny światowej z wielu powodów. Jednym z powodów jest to, że trzeba Iran zniszczyć bo zagraża Izraelowi. Drugi powód jest bardzo ważny, że Ameryka słabnie, wyraźnie widać po wykresach, że zbrojenia amerykańskie się osłabiają, więc póki jest silna, trzeba zniszczyć Rosję i Chiny. Rosja i Chiny ogłosiły sojusz wojskowy, więc są to ostatnie lata, kiedy można pokonać Rosję i Chiny – trzeba zrobić to teraz, jak najszybciej, i wszelkie prowokacje są tutaj dobre – tłumaczył Janusz Korwin-Mikke podczas wtorkowej konferencji w Sejmie, zauważając, że w interesie całego świata, nie tylko Polski, byłoby zwycięstwo w wyborach kandydata Republikanów.
- Wcale nie jest wykluczone, że będą prowokacje jeszcze przed wyborami. Gdyby rzeczywiście groziło wygranie pana Trumpa, to może być próba wywołania wojny przed wyborami. Ludzie się wówczas skupią wokół aktualnego rządu. Nie zmienia się rządu w czasie wojny, wybory może by były wtedy w ogóle przełożone – snuł dywagacje.
Korwin-Mikke podkreślił, że amerykański establishment bardzo nie chce, żeby do władzy doszedł ktoś spoza establishmentu, a – jak podkreślał – spoza establishmentu są zarówno Ted Cruz, jak Donald Trump. Jego zdaniem mimo niekorzystnych wyników w sondażach Donald Trump ma szansę na wygranie wyścigu do fotela prezydenckiego.