Czarno to widzę

0
0
0
/

media_stanismichalkiewiczZ obfitości serca usta mówią. Żydowska gazeta dla Polaków nie mogła już wytrzymać, a poza tym – jak rozkaz, to rozkaz – i wyjaśniła, w jakim tak naprawdę celu kobiety wyzwolone urządzą w poniedziałek „czarny protest” to znaczy – włożą czarne majtki, czarne staniki, czarne halki, czarne rajstopy, czarne sukienki, czarne buty, czarne płaszcze (jeśli będzie chłodno, albo dżdżysto) – a jak której przytrafi się „wedle zwyczaju niewiast”, to włoży czarny tampon, a kiedy już minie termin wyznaczonej przez pana profesora Jana Hartmana strajku alkowianego – zażądają od przygodnego partnera założenia czarnej prezerwatywy. Jaki interes mają Żydzi w propagowaniu akurat czarnego koloru – trudno zgadnąć. Możliwe, że finansowy grandziarz zainwestował w produkcję sadzy, no i teraz wszystkie Michniki uwijają się jak w ukropie, bo jak sponsor płaci – to wymaga i nie można się przed tym wymigać żadnymi „bólami głowy”. Ciekaw jestem, kiedy pochodząca ze świętej rodziny pani red. Dominika Wielowieyska, będzie musiała wymalować sobie czarne podniebienie – bo jestem pewien, że jak padnie stosowny rozkaz, to nie będzie żadnej dyskusji i świątobliwe ciotki rozchylą jej paszczę, by odpowiednio wszystko pokolorować. Ale mniejsza już o kolor, bo tak, jak za Stalina wszystkie postępowe damy zakładały dynamówy czerwone – jako aluzję, że „my wszyscy za towarzyszem Stalinem” - no to teraz czarne – bo ważniejszy jest prawdziwy cel manifestacji. Okazało się, że nie chodzi ani o żaden „wybór”, ani o ochronę „wagin” i „macic” przed penetracją przez nieubłagany palec faszystowskiego reżymu, tylko o to, by „skończyć z obłudą”, to znaczy - „przestać mówić o autorytecie Kościoła”. Okazuje się, że od dwóch tysięcy lat – co opisane zostało już w „Dziejach Apostolskich” - Sanhedryn uwiera cały czas to samo, nawet jeśli niektórzy biskupi w „dzień judaizmu” skaczą przed Żydami z gałęzi na gałąź. A jeśli przy okazji może namówić głupie gojki do wyskrobywania swojego potomstwa – to tym lepiej, bo na tym właśnie polega łączenie pięknego z pożytecznym. Ciekawe, że żaden z komentatorów nie dostrzega tego rasistowskiego aspektu poniedziałkowego protestu – a przecież z powodu zaangażowania Żydów w propagowanie ćwiartowania gojskiego potomstwa, trudno takiego słonia w menażerii nie zauważyć. Najwyraźniej musieli dostać jakiś rozkaz – no bo jakże inaczej? Ale to wszystko drobiazg, zwłaszcza, że po potępieniu radykalnego projektu społecznego przez princesse autoritaire, czyli panią Martę Kaczyńską, która – jak przypuszczam – przy pomocy tej aluzji uświadomiła Umiłowanym Przywódcom, że pan prezes Jarosław Kaczyński, podobnie jak inni czciciele Świętego Spokoju, stoi na nieubłaganym gruncie kompromisu, żadnych radykalnych zmian nie będzie, dzięki czemu Żydzi i postępactwo będzie mogło otrąbić zwycięstwo. Skoro tedy ta sprawa już wydaje się załatwiona, możemy spokojnie zająć się czym innym – no a czymże, jeśli nie kondycją niezawisłych sądów? Sprzyjają temu nie tylko podchody pod Trybunał Konstytucyjny, który niedługo będzie musiał podkasać te „śmieszne średniowieczne łachy” w które się z takim upodobaniem przebiera i zatańczyć dziękczynnego majufesa („Chaima ciotka zasię Pesa tańczyła w Purim majufesa...”), ale przede wszystkim forsowany z uporem godnym lepszej sprawy pogląd, jakoby z wyrokami sądowymi nie wypadało polemizować. Taki pogląd świadczy o tym, że nasi sędziowie, wśród których – jak podejrzewam – co dziesiąty może być konfidentem, na co wskazywałaby frekwencja na Nadzwyczajnym Kongresie Sędziów Polskich – domagają się nie tylko tego, by opinia publiczna dała się nabrać na ich „niezawisłość”, ale również – by przyjęła do wiadomości, że są też nieomylni. Inaczej niepodobna zrozumieć tych uroszczeń do traktowania wyroków z nabożną czcią – co jest tym bardziej śmieszne, że istnieje przecież instytucja apelacji i kasacji! Nawiasem mówiąc, ostatnio wykorzystał ją pan mecenas Giertych, który - odkąd powziął decyzję przejścia na jasną stronę Mocy - uwija się wokół ograniczenia wolności słowa i właśnie przekabacił w tym kierunku sędziów Sądu Najwyższego. Jak przeborował sobie sekretny kanał do ich delikatnych sumień – tajemnica to wielka, no ale jak trzeba, to nie takie rzeczy się robiło. Kiedy Roland Freisler dostał rozkaz osądzenia uczestników zamachu z 20 lipca 1944 roku, to tak się uwijał, że aż musiał go mitygować sam Adolf Hitler – o czym ciekawie pisze Dawid Irving w książce „Wojna Hitlera”. No to jakże tu dziwować się sędziom Sądu Najwyższego, co to „jeszcze samego znali Stalina”? Ale tym ambicjom wzniesienia się na poziom Nieba Empirejskiego sprzeciwia się skrzecząca rzeczywistość. Oto z Elbląga dobiegły skrzydlate wieści, że z tamtejszego niezawisłego sądu „zginęły” akta w sprawie zabójstwa Krzysztofa Olewnika. Wcześniej – jak pamiętamy – w piwnicach olsztyńskiej prokuratury nastąpił wybuch gówien z kanalizacji i w rezultacie doszło do zniszczenia dowodów rzeczowych – no a teraz ten cały Elbląg. Zgodnie z moją ulubioną teorią spiskową, wygląda na to, że tego morderstwa dokonali bezpieczniaccy konfidenci, którzy przez swoich mocodawców z bezpieki wynagradzani są bezkarnością, jeśli chcą sobie coś tam ukraść, albo nawet zrabować. Taka bezkarność musi być gwarantowana nie tylko przez bezpieczniaków, ale i policję, podobnie jak niezależną prokuraturę i niezawisłe sądy. W tym celu bezpieka musiała naszpikować konfidentami zarówno policję, jak i prokuraturę oraz niezawisłe sądy, dzięki czemu możliwa była i eksplozja gówien w olszyńskiej piwnicy, jak i „zaginięcie” akt z niezawisłego sądu w Elblągu. Czyż trzeba nam jeszcze jakichś dodatkowych poszlak, by nabrać graniczącego z pewnością przekonania, że III Rzeczpospolita jest rodzajem organizacji przestępczej o charakterze zbrojnym?  

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną