Przyjaźń w obliczu prób niszczących

0
0
0
/

media_stanislawmichalkiewiczAjajajajajajaj! Sacrebleu! Salauds et salopes! Quel etat foutu! Ajajajajajajaj! - według relacji mes honorables correspondants takie właśnie okrzyki dobiegały przez zamknięte na głucho okna rządowych gmachów w Paryżu, a słychać je było aż na ulicy, mimo hałasów powodowanych ruchem i gwarem ulicznym, kiedy tylko dotarły tam skrzydlate wieści o wycofaniu się polskiego rządu z zakupu francuskich śmigłowców bojowych Caracal dla naszej niezwyciężonej armii. Nic dziwnego, ze w następstwie takiego kroku tradycyjna amicycja francusko-polska została wystawiona na ciężką próbę, a prezydent Hollande ( podobno to właśnie on, chwytając się za głowę i gestykulując, wykrzykiwał „ajajajajajajaj!”, podczas gdy francuski personel pomocniczy przeklinał w swoim języku ojczystym) odwołał wizytę w naszym i tak już przecież wystarczająco nieszczęśliwym kraju. Jedynie pan minister Witold Waszczykowski niczym się nie przejmuje w przekonaniu, że ta sprawa na pewno nie wpłynie na współpracę z Francją. Ciekawe, czy swój niezachwiany optymizm pan minister Waszczykowski czerpie stąd, że od kilku dni jego zastępcą od „dyplomacji ekonomicznej” w Ministerstwie Spraw Zagranicznych został Amerykanin Robert Grey, czy z jakichś innych powodów – ale podobnie jak w wielu innych sprawach; na przykład zaproszeniu do Polski Komisji Weneckiej, czy zdezawuowaniu w Kijowie uchwały polskiego Sejmu, który nie miał wątpliwości co do przebiegu i sprawców „tragedii wołyńskiej” - pan minister Waszczykowski nie musi mieć racji. Tak czy owak, przyjaźń francusko-polska została wystawiona na ciężką próbę, a przecież to nie są jedyne, a nawet – najważniejsze skutki tego wydarzenia. Żeby to lepiej zrozumieć, warto przypomnieć, że Polska ogłosiła zamiar zakupu śmigłowców dla naszej niezwyciężonej armii w roku 2012. Wiadomo, że przy takich zakupach z samego kurzu, jaki powstaje przy przeliczaniu pieniędzy można wykroić wiele fortun i założyć wiele starych rodzin. Nie to jest jednak w tej sprawie najważniejsze, ale to, że w roku 2012 Stany Zjednoczone nie uprawiały aktywnej polityki w naszym zakątku Europy, pozostawiając ją strategicznym partnerom, to znaczy – Niemcom i Rosji. Jak pamiętamy, w sierpniu 2012 roku Patriarcha Moskwy i Wszechrusi Cyryl wraz z JE abpem Józefem Michalikiem, ówczesnym Przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski, podpisał na Zamku Królewskim w Warszawie deklarację o pojednaniu między narodami polskim i rosyjskim – co wynikało z lizbońskiego porządku politycznego, ustanowionego 20 listopada 2010 roku na dwudniowym szczycie NATO w Lizbonie, gdzie proklamowane zostało strategiczne partnerstwo NATO-Rosja. Polska też musiała się w tym strategicznym partnerstwie odnaleźć, więc nie tylko naród polski wziął się i pojednał z narodem rosyjskim, ale ta sytuacja musiała być też uwzględniona przy zakupach śmigłowców i innych gadgetów dla naszej niezwyciężonej armii. Toteż wprawdzie z jednej strony coraz częściej pojawiały się głosy, że najlepsze są śmigłowce Caracal, ale „tymczasem na mieście inne były już treście”. Chodzi o to, że prezydent Obama, któremu bardzo zależało na zwycięstwie demokracji w Syrii, doznał właśnie tam okrutnego zawodu za sprawą zimnego ruskiego czekisty Putina, który podjudził nie tylko Naszą Złotą Panią i francuskiego prezydenta Hollande`a, ale nawet brytyjskiego premiera Camerona, by za nic w świecie nie wchodzili do koalicji pod dyrekcją USA, by obalać tyrana syryjskiego. Mówiąc nawiasem, część syryjskich „bezbronnych cywilów”, którzy po już zapowiedzianej przez prezydenta Obamę interwencji wiele sobie obiecywali, wskutek tego utraciła w niego wiarę, nawróciła się do Allaha i utworzyła Państwo Islamskie, z którym mamy teraz tyle zgryzoty. Tedy dotknięty do żywego na prestiżu prezydent Obama powziął do ruskiego czekisty śmiertelną urazę i z tej irytacji wysadził w powietrze lizboński porządek polityczny, zapalając zielone światło dla przewrotu na Ukrainie, którego nieukrywanym celem było wyłuskanie tego kraju z rosyjskiej strefy wpływów, by oddać go w arendę żydowskim oligarchom, którzy już tam wycisną z niego wszystko, co się tylko da, a potem się zobaczy. W ten sposób USA powróciły do aktywnej polityki w Europie Środkowo-Wschodniej, co oczywiście oznaczało, że i nasz nieszczęśliwy kraj znowu przechodzi pod kuratelę amerykańską, co wymaga ukształtowania tubylczej sceny politycznej pod kątem aktualnych amerykańskich potrzeb. Dlatego trzej kelnerzy natychmiast zawiązali straszliwy spisek przeciwko III RP, podsłuchując dygnitarzy Platformy Obywatelskiej. Nagrali podobnież aż 900 godzin po rozmaitych knajpach, a dodatkowo podobno aż 700 godzin w rezydencji premiera Tuska – no a z początkiem roku 2014 nagrania te zaczęły przeciekać do niezależnych mediów. Ciekawe, że kelnerzy nie podsłuchali ani jednego polityka PSL. Być może dlatego, że odróżnieniu od Platformy Obywatelskiej, którą podejrzewam, iż jest polityczną ekspozyturą Stronnictwa Pruskiego, podczas gdy PSL podejrzewam o bycie ekspozyturą Stronnictwa Ruskiego, to Platformę trzeba było usunąć z pozycji lidera, podczas gdy PSL zawsze może się przydać choćby ze względu na swoją stuprocentową a w porywach nawet większą zdolność koalicyjną. Jak tam było, tak tam było, dość, że popularność PO zaczęła spadać. Tymczasem dygnitarze PO najwyraźniej nie zauważyli, że amerykańska siekiera została już do pruskiego pniaka przyłożona i negocjowali z Francuzami, jak gdyby nigdy nic. Co więcej – biorąc pod uwagę ceny, jakie Polska miała zapłacić za francuskie śmigłowce, a zwłaszcza porównując je z cenami, jakie zapłaciły za nie inne kraje, niepodobna pozbyć się wrażenia, że musiały być wzięte gigantyczne łapówki. To by nawet dobrze tłumaczyło przyczynę opieszałości Francuzów w sprawie offestu. Najwyraźniej i nad Sekwanę musiała dotrzeć rosyjska zasada, by jednak brać „po czinu” to znaczy – według rangi i z umiarem, a nie z zachłannością wyposzczonych arywistów. Ponieważ jednak w roku 2015 już gołym okiem było widać, że dni dobrego fartu Stronnictwa Pruskiego są policzone, więc pan prezydent Komorowski rzutem na taśmę zatwierdził decyzję „grupy urzędników MON”, która „wybrała” śmigłowce Caracal. Tymczasem pozycję lidera tubylczej sceny politycznej zajęła inna ekipa „naszych sukinsynów”, która pod żadnym względem nie czuła się zobowiązana do respektowania tego wyboru, no i stało się, co się stało. Ponieważ pan prezes Kaczyński zapewnił, że nasza niezwyciężona armia znakomite śmigłowce otrzyma, to na pewno tak będzie, zwłaszcza gdy przy tym zakręci się nasz nowy specjalista od „dyplomacji ekonomicznej” przy MSZ w osobie pana Roberta Greya – ale w takim razie jest wysoce prawdopodobne, że Francuzi tych 13 miliardów nawet nie powąchają. Na razie siedzą cicho, a co najwyżej przeklinają w języku ajajajajaj i po francusku ale jak długo? Skoro tylko oni utracili takie alimenty, to ich cierpliwość też może się skończyć i powiedzą, kto ile wziął, a nawet – gdzie schował szmalec. Zatem – może się zakotłować – chyba, że nasza niezwyciężona armia, podobnie jak 13 grudnia 1981 roku, na sygnał z Komisji Europejskiej, stanie na nieubłaganym gruncie obrony demokracji i praworządności przed zagrożeniami ze strony faszystowskiego reżymu, kiedy tylko upłynie termin ultimatum wyznaczonego Polsce przez KE pod koniec lipca. Skoro nastręcza się taki znakomity pretekst, to nie ma na co czekać. Stanisław Michalkiewicz

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną