Robert Winnicki podczas wtorkowej demonstracji, Miesięcznicy Wołyńskiej, zdecydował się – obok apelowania o kontynuowanie walki o sprawę kresową – rozprawić z prowadzoną przez obecną ekipę polityką zagraniczną, niewiele różniącą się od tej prowadzonej przez ostatnie 25 lat.
Zwracając się do zgromadzonych mimo strug zimnego deszczu przedstawicieli środowisk kresowych i patriotycznych, powiedział:
„Bez złudzeń. Pan Witold Waszczykowski jest człowiekiem tej firmy, Ministerstwa Spraw Zagranicznych, i on tej firmy nie zmienił, ani nie zmieni. Jest człowiekiem zaangażowanym w polską dyplomację od wielu, wielu lat, za czasów, kiedy ta polityka była nie tylko antypolska w treści, ale i w formie, i niestety niewiele się zmieniło.
O tym, że niewiele się zmieniło pokazał los mojej interpelacji do pana ministra, kiedy na moje zapytanie na temat symboliki banderowskiej w czasie wizyty pana prezydenta Dudy w Kijowie odpowiedziano mi właśnie z tego ministerstwa w oficjalnym piśmie, w dokumentach, że nie można Ukraińcom odmawiać prawa do patriotycznego wychowania swojego najmłodszego pokolenia, zwłaszcza w obecnym okresie zmagań z Rosją. To była oficjalna odpowiedź na pytanie o banderyzm obecny wokół wizyty prezydenta, a symbole banderowskie pojawiły się w różnych miejscach, kiedy prezydent Duda był na Ukrainie.”
Nie omieszkał też odnieść się do nominacji Roberta Greya na sekretarza stanu w MSZ:
„Inna sprawa, która ma miejsce w tym ministerstwie, to jest nominowanie pana Roberta Greya na jednego z wiceministrów. Wprawdzie urodził się w Rawie Mazowieckiej, ale problem polega na tym, że całe jego życie dorosłe, nauka, szkoły i służba w różnych miejscach nie wskazują na powiązanie z interesem państwa polskiego, delikatnie rzecz ujmując. Wskazują raczej na powiązania z interesem Waszyngtonu.”
- Dotykamy tu kluczowej kwestii: dlaczego jest jak jest? Dlaczego pomimo dużej liczby retoryki, frazeologii, tak niewiele się zmieniło? - pytał retorycznie. - To są nie tylko kwestie wschodnie, ale też na forum unijnym. Robimy dużo zamieszania, Parlament Europejski się Polską zajmuje, ale jak przychodzi do konkretnych decyzji, to co mamy? Popieramy gospodarczy globalizm, kolejną zniewalającą nas umowę CETA. Popieramy Europejską Straż Graniczną, a przecież nie jest problemem to, że nie mamy kolejnej instytucji w Europie, która by broniła granic. Państwa południa Europy stosują złe metody, bo od ochrony granic jest armia. Jeśli mamy do czynienia z inwazją, a mamy, to trzeba zmienić metody, a nie mnożyć instytucje. Mówi się o prokuraturze europejskiej, która ma wejść. Ja się pytam pana ministra spraw zagranicznych, bo ministerstwa odpowiadają, że na razie to tylko kwestia przestępstw gospodarczych wobec UE. A ja się pytam, jak będzie prokuratura europejska, to czemu będzie przeszkadzało, żeby dopisać do przestępstw gospodarczych przestępstwa polityczne i pani premier Szydło za schowanie flag unijnych będzie już musiała zostać pociągnięta do odpowiedzialności. To jest najwyższy poziom suwerenności, na jaki zdobył się ten rząd – schowanie flag unijnych i to oczywiście nie w pałacu prezydenckim, ale tylko w Kancelarii Premiera - wyliczał.
- W sprawie polityki wschodniej od 25 lat jest konsensus: od Michnika do Kaczyńskiego i trzeba mieć tego głęboką świadomość. Od Michnika do Kaczyńskiego biegnie ten diabelski antypolski konsensus w sprawie Kresów wschodnich – skonstatował, zaznaczając, że:
„Sprawa kresowa to potrójnie sprawa narodowa, bo po pierwsze bitwa o pamięć historyczną, o co organizacje kresowe tyle lat zabiegają. Druga sprawa to właśnie kwestia edukacji, kwestia Muzeum Kresów Wschodnich. Jakim prawem wydano setki milionów polskich złotych na Muzeum Żydów, kiedy nie ma ciągle takiej placówki na tą miarę, jak Muzeum Kresów Wschodnich. Polska bez pamięci o Wilnie, o Lwowie, bez przywiązania, bez pamięci o tych wielkich literatach, którzy tworzyli i pochodzili właśnie z Kresów, to tak jak Polska bez Warszawy, bez Katowic, bez Gdańska, bez Bydgoszczy, bez Lublina. To jest ucięcie, amputowanie nam połowy tożsamości narodowej. Na to nie może być zgody. No i wreszcie trzeci wymiar – kwestia polityki wobec naszych mniejszości, wobec tych, którzy nie przenosili się nigdzie, a mamy proszę państwa w naszym kraju takich idiotów, bo trzeba to nazywać po imieniu, którzy na nasze alarmy i nasze zabieganie o sprawy Polaków na Litwie, na Białorusi, na Ukrainie, odpowiadają: „A po co oni tam wyjeżdżali?”. Trzeba o tym mówić, trzeba edukować społeczeństwo.”
Winnicki tłumaczył także, jak powinny wyglądać prawidłowe relacje Polski z sąsiadami, nie tylko tymi zza wschodniej granicy:
„Jakie powinny być nasze relacje z sąsiadami? My nie apelujemy o politykę romantyczną. To jest domena giedroyciowców. Giedroyciowcy postrzegają politykę zagraniczną jak w bardzo dobrej komedii „Kochaj albo rzuć”: albo miłość, albo nienawiść. Albo kochamy jakieś narody – kochamy Ukraińców i Amerykanów a nienawidzimy Rosji. To jest absurd. Poważne państwo prowadzi politykę interesu narodowego, a żeby interes narodowy realizować, trzeba mieć siłę gospodarczą, polityczną, militarną, kulturową.
Mamy do zaoferowania poszanowanie suwerenności politycznej każdego z tych państw, a z drugiej strony mamy do zaproponowania pełne poszanowanie mniejszości narodowych. I to jest język normalnej polityki. Na wschodzie, czy to są Litwini, Białorusini, Ukraińcy, czy Rosjanie, śmieją się z nas. Patrzą na nas jak na poczciwych idiotów i naiwniaków, którzy misjonarstwo realizują i chcą zaszczepiać zachodnie wartości.”
Winnicki zwrócił uwagę, że owe „zachodnie wartości” kojarzą się przede wszystkim z deprawacją i wszelkimi możliwymi zboczeniami.
Dodał, iż w pierwszym rzędzie jednak trzeba bronić „akcji Wisła” w polskiej przestrzeni publicznej.
Fot. Anna Wiejak