Agenci wpływu, pożyteczni idioci w Polsce i na Ukrainie? Tylko czyi?
Potencjalna destabilizacja pogranicza polsko-białorusko-ukraińskiego nie leży w interesie żadnego z wymienionych podmiotów. Wpisuje się jednak doskonale w okazję dla mocarstw ościennych. Chaos stanowi bowiem doskonałą okazję dla złodzieja.
Odrodzenie nacjonalizmu ukraińskiego jest procesem minerskim, który dokonuje się w sposób analogiczny - do tego na Bliskim Wschodzie. W Syrii mamy walczące USA oraz wykreowane przez nie siły, Rosję oraz wspieranego przez nią Baszara Al-Assada. Powstała również zaraza w postaci ISIS, która pomaga być pretekstem do zalewania Europy (głównie zachodniej) - jej dziedzictwa, kultury i osiągnięć cywilizacyjnych - etniczną trucizną. Jakkolwiek by na to nie spojrzeć falę imigrantów można tak, o ile nie w sensie dosłownym, to co najmniej przenośnym - określić. Mamy więc jeden zdestabilizowany region: Syrię, Irak, trzęsący wiecznie się od ekscesów i kontrowersji Izrael, oraz Turcję po sztucznie wywołanym zamachu stanu, by zdławić potencjalną opozycję, mogącą sprzeciwić się islamizacji. Do tego destabilizowane są dwa inne rejony na świecie.
Pierwszym jest Europa Zachodnia, poprzez problemy związane z ludnością obcą, gdzie w miejscowej - siłą i propagandą tamuje się wszelkie naturalne odruchy obronne. Drugim jest Europa Wschodnia i jej głównym czynnikiem destabilizacyjnym będzie ukraiński nacjonalizm. Brak odpowiedzialności w państwie ukraińskim oraz jego uzbrajanie i szkolenie widać jak na dłoni. Przy czym wartość bojowa może wzrastać, nie tylko w wojsku, czy oddziałach nawiązujących do kontrowersyjnych bohaterów związanymi z nazizmem (w wersjach ukraińskiej czy niemieckiej). Mnóstwo broni trafiło w ręce cywilów, a trafi jeszcze więcej, bo nieodpowiedzialna ukraińska zbieranina posłów, widziana przez nieświadomych ludzi jako parlament - zamierza ułatwić dostęp do broni. Jednocześnie pełną parą pompuje w Ukraińców ultranazistowski nacjonalizm ukraiński.
Wszystko dzieje się w tle „wykonywania woli ludności” przez USA i Rosję. Jedni zaprowadzają demokrację, drudzy wciąż pączkują samozwańcze republiki w różnych krajach. Działania tych mocarstw to nie tylko konflikty, to także zmiana map, choćby w Jugosławii (USA), Gruzji czy Mołdawii (Rosja). Przy czym do zwykłych mieszkańców dociera morze propagandy z obu stron i zamiast dbania o polskie interesy tworzą się nieoficjalne „stronnictwa”. Osoby, które są ich nieformalnymi uczestnikami (oficjalnie mało kto się przyznaje) przyklejają się do jednego obozu, krzycząc o niebezpieczeństwie ze strony drugiego. Polski interes ma iść ramię w ramię np. z rosyjskim czy amerykańskim. Tak jakby nie było niezależnego polskiego interesu, który nie zawsze musi się zgadzać z planowaną polityką tych krajów. On po prostu w umysłach tych ludzi nie istnieje. Dość tragikomicznym jest fakt, że jeśliby o powstanie separatyzmu obwinić tylko jeden kraj popełniłoby się błąd.
Gdyby nie majdanowe przemiany na Ukrainie separatyzm, który by powstał można byłoby włożyć między wyłącznie klasyczne działania rosyjskie. Jednak majdanowe protesty były słynącą na całym świecie eksportowaną przez USA walką o demokrację. Nikt chyba nie ma wątpliwości, że chodzi o przesunięcie strefy wpływów, bądź z drugiej strony jej obronę. Konsekwencje dla zwykłych ludzi - mocarstw nie obchodzą. Dochodzi do paradoksu, bo USA wspierało wcześniej kosowskich separatystów, tych z Donbasu zaś wspiera Rosja. Jednym słowem agresywna polityka mocarstw rozbiła się o siebie na styku ukraińskim. I Ukraina jest przykładem wyjątkowym, gdzie widać wybuch - na skutek maczania palców - nie tylko Rosji i USA, ale także nieistniejących już sowietów i III Rzeszy. Już dwa ostatnie kreowały mentalność ukraińskich nacjonalistów i sowiecką Ukrainę wschodnią, inwestując w to siły i środki.
Neobanderyzm jest wygodny także dla Rosji
Mówienie o wojnie Ukrainy z Rosją, co ciekawe - jest dość jaskrawym zaprzeczeniem publicznych, ponad dwudziestoletnich wypowiedzi różnych polskich komentatorów – ekspertów, znawców tematu, polityków, dziennikarzy. Te wypowiedzi występowały ponad podziałami i trudno im było odmówić słuszności. Składały się one w jedną treść: Nie ma jednej Ukrainy, są co najmniej dwie. Rozpadu Ukrainy obawiano się zresztą od lat. Tym bardziej wobec dwóch różnych Ukrain, o których mówiło się tyle lat i próbie narzucenia systemu myślenia Ukrainy zachodniej po Majdanie na wschodnią - wybuch separatyzmu nie może dziwić. I to jest pokłosie już nawet, nie tyle rosyjskich działań pomajdanowych, lecz prowadzonej przez dziesiątki lat polityki sowieckiej.
Rosji wystarczyło jedynie za pomocą swojej polityki różnice podtrzymywać, a Ukraina odwrotnie - musiała unifikować. Ta polityka w jakimś stopniu lepiej lub gorzej Ukrainie szła. A szła do momentu, gdy źli i głupi ludzie starali się zrobić czynnik scalający z neobanderyzmu, czyli ideologii przez wschodnią Ukrainę znienawidzonej. Przy czym nie ma tu żadnego znaczenia dlaczego znienawidzonej: Czy znienawidzonej z powodu obiektywnego poznania historii faktycznie zbrodniczej i ludobójczej formacji OUN-UPA (której ideologia zwie się potocznie banderyzmem)? Czy z powodu wieloletniej propagandy sowieckiej? A sowietom w praktyce zbrodniczy banderyzm się przysłużył. Nie tylko wykonał za nich zadanie usunięcia Polaków z Kresów Południowo-Wschodnich, pozwalając zachować im ręce i tak brudne od krwi odrobinę czystszymi.
Nie tylko dał powód do represji. Pozwalał je wręcz - wobec części Ukraińców (tak tak tych na zachodzie) podświadomie uzasadnić. I to właśnie w sensie moralnym. Bo kruszenie się UPA i powstrzymywanie mordów dokonywanych przez „banderowskich faszystów” chcąc nie chcąc znajdywało potwierdzenie w faktach. To był dla sowietów największy prezent. Ukraińcy na terenie zagrabionej Polski południowo-wschodniej musieli mieć w jakiś sposób moralnego kaca. I ten kac moralny tyczy się także osób, które nie zawiniły i nie były w stanie nic zrobić. Tym bardziej osób, które z banderowcami współdziałały, lecz nie miały odwagi się przeciwstawić. Jakaś trudno określona część banderowców mogła się tego powodu skruszyć. Te postawy miały szansę przybrać na sile, gdy walka UPA okazała się beznadziejną. Fanatyzm części banderowców nie wystarczył.
Nawet w Polsce ludzie zmęczeni byli oporem i poparcie oraz współpraca z Żołnierzami Wyklętymi, którzy wszelako nie byli ludobójcami topniała. I także tu propaganda komunistyczna usiłowała wykorzystać, czy może bardziej kreować wg własnych wyobrażeń - jakiekolwiek rozmowy UPA i polskiego podziemia (Dobitny przykład: fragment filmu „Ogniomistrz Kaleń”). Przeto wystarczy sobie wyobrazić jaką siłę oddziaływania miało to na Ukrainie w powolnym zmienianiu postawy ludności wobec narzuconej władzy (Nie kłóci to się paradoksalnie z oporem Ukraińców przyzwyczajonych do innych, niż w sowietach standardów życia, bo to właśnie te dwa czynniki się siłowały.). Dziś środowiska nacjonalistów ukraińskich (neobanderowskie) mogą sobie pisać o wielkim poparciu dla banderowców. Po części tak było, bo ludzie mieli porównanie z rzeczywistością niesowiecką (za Polski), w czasie okupacji niemieckiej i za sowieta. Nie zmienia to jednak ludzkich postaw, głęboko związanych z psychiką.
Żelazna sowiecka pięść i ubranie się przez propagandę w szaty moralizatorskie dało ostatecznie bardzo skuteczne efekty. Ukraińcy na Ukrainie wschodniej nienawidzili UPA tym bardziej, że nie mieli zazwyczaj przodków w tej organizacji, a częściej członków rodziny, którzy zmuszeni służyć u sowietów w wojsku - ginęli z rąk upowskich morderców. Można by zatem rzec złośliwie, że współcześnie kult UPA mógł stanowić o scaleniu Ukrainy tylko w umysłach idiotów, ale tak nie jest. Robione to było specjalnie. Wiadomo bowiem, iż na UPA wschód Ukrainy zareaguje alergicznie. Wschodni Ukraińcy neobanderyzmu się bali i słusznie. Zatem wszyscy ci, który starali się kneblować usta mówiącym o nacjonalizmie ukraińskim, panoszącym się na Majdanie - przyczynili się właśnie do wywołania separatyzmu. Wcześniej zaś do oderwania Krymu przez Rosję.
Wielu może nie pamiętać palenia ukraińskiego paszportu przez jednego z prorosyjskich działaczy na Krymie, który neobanderyzmu szczerze nienawidził. A było to na lata przed protestami majdanowymi. Przezabawne jest to, iż wystarczy poszukać konkretnych nazwisk majdanoentuzjastów, którzy zarzucali czytelnikom worki na głowę, by neobanderzymu na Majdanie nie widzieć, lub się nim nie przejmować. Natomiast każde wspomnienie jakie środowiska rozgrywają tam piłkę ilustrowali jako działanie prorosyjskie (Sic!). Robili to ci sami ludzie, którzy osłaniali banderyzm służący Rosji jako główną broń propagandową. I zamiast tę broń wytrącić i rozłożyć na części pierwsze rozkładali nań wielką medialną zasłonę. A Rosjanie tak czy inaczej wykonywali ruchy dyplomatyczne na Ukrainie jakie chcieli i do tej pory dziejące się na Ukrainie ekscesy mogą wykorzystać.
Trudno się dziwić, bo byłoby głupotą tak bulwersujących faktów nie wykorzystywać. To przecież oczywiste, że banderyzm stanowi to samo narzędzie dla Rosji jakie stanowił dla sowietów kilkadziesiąt lat wcześniej. Nie ma znaczenia, iż banderowcy Rosji i Rosjan z wzajemnością nienawidzili, bo ci podziałali na ich korzyść. Rosjanie to naród praktyczny, może i uważają tych morderców za „gnój”, ale też wiedzą, że nawóz się przydaje na polach uprawnych. Wystarczy go rozrzucić nie trzeba się nim smarować, bo obrzydliwy. To co wyrośnie zgarnia się przy okazji żniw. Na tym naturalnym nawozie rośnie choćby propaganda używana do własnych celów (ale bynajmniej nie tylko!). Propaganda tym skuteczniejsza, że oparta na prawdziwej głupocie, zbrodniczości, fanatyzmie, na działalności głupków, którzy sami wierzyli w to czego dokonują. A tak się składa że dokonywali zbrodni.
Zbrodniczość sowiecką od lat analogicznie przykrywała kurtyna zbrodniczości niemieckiej. To dzięki niej propaganda sowiecka, czy komunistyczna w Polsce była w stanie przekierować uwagę społeczną ze swoich czynów - wyłącznie na niemieckie. To dawało znakomity efekt, nawet jeśli ktoś się o sowieckich zbrodniach dowiadywał - rozpatrywał to w kontekście mniejszego zła. I to właśnie ideologia wyboru mniejszego zła towarzyszyła także polskim komunistom od zawsze, znajdując swe ujście we wprowadzeniu stanu wojennego. Nie ma zatem żadnej sprzeczności w nienawiści i odrazie żywionej przez Rosjan do banderyzmu i neobanderyzmu poprzez bycie beneficjentami jego istnienia.
Współzależność rosyjskiej i neobanderowskiej propagandy oraz głupota jej ofiar
Propaganda neobanderowska opiera się współcześnie na podobnych mechanizmach. W opisywaniu niebezpieczeństwa rosyjskiego osiąga ona Himalaje, także karykatury. Co by jednak ta sama propaganda zrobiła bez Rosji? Naprawdę niewiele, już samo prowadzenie przez nacjonalistów ukraińskich polityki w Polsce wymaga oskarżeń o prorosyjskość każdego kto im psuje plany. To tak naprawdę nie ich opinia, lecz narzędzie. Wiedzą o tym doskonale, nie wiedzą zaś tylko ogłupione niższe w hierarchii osoby i zwykli ludzie. W retoryce rosyjskiej natomiast każdy kto w kwestii ich oficjalnej polityki na Ukrainie nie pasuje - będzie zawsze działał na korzyść neobanderowców. Dosłownie, wszyscy którzy psują „słowiańskie braterstwo narodów”, scalone przez rosyjską rękę będą działali na korzyść banderowców. Tudzież będą wspomagać opanowanie Polski przez neobanderowskie wpływy (które niestety są równie rzeczywiste).
Z drugiej strony wszyscy którzy zechcą mówić o niebezpieczeństwie ze strony nacjonalistów ukraińskich, choćby nawet w kwestii wykorzystania osiedlania się setek tysięcy Ukraińców w Polsce – będą ruskimi agentami. Między pewnymi sprawami nie ma sprzeczności, tak jak między wzajemną nienawiścią Rosji i neobanderyzmu, a próbą wykorzystania przeciwnych czynników w propagandzie. Nie wszystko jest proste i nie wszystko jest takie na jakie wygląda. I znów z jednej strony zadaniem rosyjskim jest wytworzenie wrażenia, że każdy Ukrainiec to neobanderowiec (Paradoksalnie rządy ukraińskie chcące zatrzeć różnice między Ukraińcem a neobanderowcem bardzo Rosji pomagają. I należy się zastanowić czy to przypadek choćby w kwestii mającego fabryki w Rosji Poroszenki, czy nieprzedłużenia sankcji Ukrainy wobec Rosji...).
Z drugiej neobanderowcy pompują zagrożenie rosyjskie do takich rozmiarów - jakby Rosja była ekonomicznym gigantem na poziomie USA, czy Chin. Czasami czytając ich propagandę, lub ich polskich popleczników można by odnieść wrażenie, iż to Rosja dysponuje najbardziej potężną armią na całym świecie i zaleje go bez żadnego problemu, szczerząc zęby. To nie tylko fizycznie niemożliwe, ale wręcz humorystyczne, bo choć armia rosyjska jest jedną z największych na świecie, a sama Rosja może wielu nieprzyjemnie zaskoczyć, to jednak w tym szaleństwie należy znaleźć jakiś złoty środek. Kontrastuje zresztą - z tą straszną wizją obśmiewanie rosyjskiej techniki. Popadanie w skrajności cechuje niejednokrotnie ludzi w jakichś sposób tracących kontakt z rzeczywistością. Szczerze mówiąc z politowaniem należy spojrzeć zarówno na piewców poglądów, iż Rosja zrobi z nas braterskie mocarstwo - tak bardzo po słowiańsku nas lubi (A poza tym to rzekomo nasze cele oraz interesy nigdy nie były sprzeczne.), jak i na tych drugich.
Ci drudzy parają się retoryką w dwóch wersjach. Pierwsza z nich mówi, że USA nas ozłoci i też zrobi z nas mocarstwo. Nie dostrzegają bynajmniej, iż czasy Planu Marshalla dawno już minęły. Dziś jeszcze bardziej niż w przeszłości żądzą interesy. Powiem cynicznie. Trzeba by się zastanowić, czy więcej moralności nie mieli w sobie Churchill i Roosvelt sprzedający Polskę w Jałcie, bowiem oni podlegali jeszcze staremu wychowaniu. Druga chyba jeszcze bardziej idiotyczna wersja mówi o tym, że z banderowską Ukrainą i szowinistyczną Litwą odbudujemy imperium jagiellońskie. Mamy je odbudować z ludźmi, którzy wzrastali w klimacie antyjagiellońskim projektowanym jeszcze przez zaborcze wywiady. A dodatkowo rozrósł się on dziś do wyjątkowo dusznych rozmiarów i przepoczwarzył w coś jeszcze bardziej agresywnego.
Na jaką przynętę łapią nas inni?
Wiadomo, iż wszelkie puszczanie oczka przez neobanderowców w sprawie choćby utworzenia Międzymorza, to wyłącznie taktyka, która nas zamrozi do czasu osiągnięcia przez nich gotowości bojowej. Odpowiednio na Litwie do czasu zniszczenia tamtejszych Polaków, którzy jako jedyni byliby w stanie te antypolskie resentymenty wstrzymywać. Dziś wprawdzie wmawia się nam, zaprzeczając naszej inteligencji, iż to oni je powodują. Chyba swoim istnieniem. Niektórzy z politycznie poprawnych politruków, tak właśnie nieoficjalnie sądzą i myślą, że w związku z tym należy dać upust szowinistycznej patologii, by wileńskich Polaków posłano do lamusa. Tylko ludzie, którzy zastanowią się głębiej - wiedzą, że to nie likwidacja przyczyn. To patologie trzeba odsyłać do lamusa, status Polaków na Litwie przywrócić do normalności i uczynić ich tym samym mostem jaki ci ludzie stanowili właśnie za czasów Rzeczpospolitej Obojga Narodów.
Obawiam się jednak, iż nie jest to na korzyść interesom sił zewnętrznych, które nie chcą by wyrosła im konkurencja w postaci jakiejś kolejnej potęgi. W związku z powyższym należy działać przeciwko i dodatkowo symulować, że wszystko jest w porządku, iż idąc w stronę przeciwną osiągniemy super pozycje. Czy to aż tak trudne do zrozumienia? Zmylenie, już nawet nie przeciwnika, lecz konkurenta to podstawa prowadzenia skutecznej polityki międzynarodowej. Pozwolenie uwierzenia mu w różne sprawy, wmówienie, iż jest najważniejszy, sprawienie by się dobrze czuł - zamiast konkretów - to po prostu cześć rzemiosła dyplomatycznego. Tymczasem my oczekujemy od każdego uczciwości, oczekujemy, iż każdy wyjdzie do nas z sercem na dłoni, jeśli zrobimy to my, że każdy będzie prostoduszny jeśli my będziemy. Tak nie ma, no może za wyjątkiem Węgrów, bo z bratankami łączy nas miłość szaleńcza w dobrym tego słowa znaczeniu, wręcz rodzinna. Wyjątek nie zaprzecza jednak istnieniu reguł.
Należy zrozumieć, iż Ukraina po absolutnej banderyzacji i pozwoleniu na ten fakt ze strony Polski nie zapała do nas nagle miłością. Mimo fałszywych uśmiechów, na które się wszyscy nabierają. Litwa po zniszczeniu Polaków na Litwie nie stanie się propolska. Gdy te kraje osiągną cele, które zmuszają je, by się do nas fałszywie uśmiechać, tym bardziej nie będą miały ku temu motywacji. Nie wspomnę o motywacjach przeciwnych, które będzie im dawać antypolska ideologia. Banderyzm wyrósł na terenie Polski i wychował się na negacji, nie tylko stanu polskiego posiadania, ale wręcz negacji Polski i polskości jako takiej w ogóle. Skończyło się jak wiadomo ludobójstwem, przy pierwszej lepszej okazji. Kopiowanie tej ideologii dzisiaj, może nie skończyć się inaczej. Nasze działania, by różnym na Ukrainie oligarchom, czy nacjonalistom pomóc nie przekonają ich. Nie przekonają - tak jak nie przekonała ich proukraińska polityka Jana Henryka Józewskiego.
Jeśli nie mogliśmy liczyć w trakcie II WŚ na przyjaciół takich jak Anglicy, Francuzi czy Amerykanie, z którymi nie mieliśmy bezpośrednich sprzeczności - to co zrobią nacjonaliści ukraińscy przy pierwszej możliwej zawierusze? Rzucą się na pomoc Polsce, pewnie tak - niczym sowieci przekraczający granicę 17 września mówiący „My na Giermańca”. Czy tak trudno uwierzyć, że jeśli Amerykanie robią nas w konia z wizami, sprzedają nam drożej niż innym używane F-16, to rządzi nimi interes, a nie sympatia do nas. Czy tak trudno spostrzec, że Rosja miejscem na tronie zarządzającym słowiańską bracią się nie podzieli, że tkwi w niej mentalność traktowania nas jako Przywiślański Kraj? Czy tak trudno zobaczyć, że Niemcy bajając o wspólnej Europie po raz trzeci próbują ją zdominować i uginać kark innym? Czy tak trudno zobaczyć, że Litwa nie wywiązuje się ze swoich zobowiązań traktatowych i cynicznie, niczym myszka śmieje się „A co nam zrobicie?”.
Czy tak trudno zobaczyć, że Ukraina staje się neobanderowską, dojąc nas niemiłosiernie i uważając niczym bandyta pobierający haracz, iż to nasz obowiązek. Teraz przyjrzyjcie się Państwo dokładnie: Każde z tych państw tak bardzo od siebie różnych robiło nas czymś w konia i każde dorabiało do tego wyższą ideologię, bo o Francuzach oraz ich rozgruchotanych Caracalach nie wspomnę. USA jedzie nadal na wagoniku Paktu Północnoatlantyckiego i altruizmu jasnej strony z czasów zimnej wojny. Rosja braterstwa Słowian. Niemcy jako narzędzie używają Unii Europejskiej i pojęcia europejskości w ogóle. Nacjonaliści ukraińscy łapią nas na pętelkę Międzymorza, z którego po cichu drwią, a Litwa powtórki z Unii Polsko-Litewskiej, której wszak nienawidzi. Boli tylko ślepota i głupota polityków w naszym kraju, pomieszana z działaniami agentury wpływu. Jeśli sieci zależności istnieją nawet między Rosją a ludźmi promującymi banderyzm, to co dopiero między USA, którego wywiad zatrudniał od lat najbardziej krwawego zbrodniarza z OUN-UPA Mykołę Łebedia.
Ten ostatni robił dla amerykańskiego wywiadu za eksperta antysowieckiego. A był to szef i twórca Służby Bezpeky OUN, czyli odpowiednik Feliksa Dzierżyńskiego. I o ile obaj byli krwawymi zbrodniarzami na usługach wrogów Polaków, to Dzierżyński z racji pochodzenia darzył ich sentymentem, a Łebed zoologicznie nienawidził. Amerykanie nie mieli zbyt dużych oporów, by takiego, piewcę tortur zatrudnić, pomimo wspólnych pięknych krat historii polsko-amerykańskiej, takich jak Puławski czy Kościuszko. Polityka USA poprzez dokonywane przez siebie zmiany spowodowała ludzką rzeźnię na Bliskim Wschodzie w postaci ISIS, które zwalczają dość niemrawo. Trudno uwierzyć, by z najlepszą i największą armią na świecie nie mogli tego wcześniej szybko zakończyć. Widocznie interesy nie pozwalają, by rzeźników nagrywających filmiki z mordowania ludzi skrócić o głowę.
Co się tyczy sowietów i depolonizacji, którą wykonali za nich ludobójcy z UPA nie trzeba sięgać aż na Wołyń czy do Małopolski Wschodniej. Przyglądali się oni jak Niemcy mordują za nich Warszawę. Tym większą naiwnością jest twierdzić, że jakikolwiek pardon wobec nas będą mieli Rosjanie, z powodu jakichś mówiąc kolokwialnie „bzdetów”, czy wspólnych przeciwników w postaci neobanderii. Wszak III Rzesza też była wspólnym wrogiem i to Polska poznała się na nim wcześniej. Na sowietach i tak nie zrobiło to wrażenia. By jednak określić zachowanie i współpracę z nacjonalistami ukraińskimi, lub działanie na ich korzyść potrzeba bardziej się poskramiać. Bowiem wobec niektórych osób publicznych w Polsce definicja naiwności i łatwowierności nie wystarczy. Aby nie przywoływać nieparlamentarnych określeń należy stwierdzić, że odważne stawianie się mocarstwom, kiedy się kłania przed ich wasalami nie da powodów do podziwu, lecz jedynie przyczynek do politowania.
Aleksander Szycht
Źródło: prawy.pl