Resort zdrowia w Norwegii ustalił na początku tego roku projekt ustawy legalizującej redukcję ciąż mnogich. W lutym ministerstwo sprawiedliwości ogłosiło, że redukcja dzieci w ciążach mnogich jest traktowana jak zwykła aborcja i nie wymaga dodatkowych zaświadczeń medycznych. Obecnie norweski ruch pro-life ściga się z czasem, aby zdelegalizować „redukcje płodowe”. Na przełomie tego roku norweski parlament ma zatwierdzić projekt resortu zdrowia.
W dzisiejszej dobie, gdy coraz starsze kobiety pragną zostać matkami i w tym celu poddają się zabiegom In vitro, ciąże mnogie są coraz częstsze. Kobiety nastawione roszczeniowo do życia pragną mieć tylko jedno dziecko, bo przy wychowaniu dwójki czy trójki nie będą miały komfortu psychicznego. Dlatego może być tak, że już niedługo przyszłe matki, gdy dowiedzą się o ciąży bliźniaczej mogą wybrać, które z dzieci dopuścić do życia, a które uśmiercić.
Według proponowanej ustawy „redukcja płodowa” przysługuje Norweżkom do 12 tygodnia ciąży. Zabieg jest bezpłatny. W październiku br. resort zdrowia rozszerzył zakres „redukcji płodowej”. Będzie ona dostępna nie tylko obywatelkom norweskim, ale wszystkim kobietom, które do nich się zgłoszą. Kobiety mające inne obywatelstwo będą musiały za taką usługę zapłacić.
W Norwegii ruchy pro-life nie są popularne. Właściwie istnieje jedna organizacja tego typu Menneskeverd (Ludzka Godność) i to ona zebrała 20 tys. podpisów z żądaniem zdelegalizowania „redukcji płodowej”. Jak na stosunki norweskie jest to dużo.
Prof.Ola Didrik Saugstad światowej sławy norweski pediatra i neonatolog procedurę „redukcji” ciąż mnogich nazwał odczłowieczeniem ludzi, którzy poddają się takiemu zabiegowi jak i tych, którzy wykonują ową „redukcję”. „ Aborcje tego typu – mówi - poprzez tak brutalną ingerencję w ciążę tylko potęgują ryzyko poronienia lub przedwczesnego porodu płodu, który został wybrany do przeżycia. Jeżeli chodzi o pięcioraczki czy czworaczki, mimo ryzyka przedwczesnego porodu, jakie niesie ze sobą taka ciąża, również nie sposób się godzić na tak potworne aborcje. Niewielkie zmniejszenie ryzyka przedwczesnego porodu absolutnie nie usprawiedliwia zabijania.”
Profesor mówi także, w jaki sposób zabija się dziecko. Wstrzykuje się bezpośrednio do serca dziecka przeznaczonego do zabicia chlorek potasu. Powoduje to natychmiastową śmierć. Ciało zabitego dziecka nie zostaje wydobyte, ale ulega powolnemu rozpadowi wewnątrz ciała kobiety.
Podobno Szwedki i Dunki zainteresowały się tymi „udogodnieniami” w wyborze oferowanego towaru, jakim jest ciąża w Norwegii. Prawdopodobnie już wkrótce będą mogły odwiedzić sąsiednie państwo, aby tam w mocy prawa wybrać które z dzieci ma się narodzić, a które skazać na śmierć.
Te odczłowieczające praktyki norweskie nie są jedyne, jakie funkcjonują we współczesnym świecie. Podobne ”prawo do wyboru” funkcjonuje w Wielkiej Brytanii i w Stanach Zjednoczonych. W USA już w latach osiemdziesiątych ub. stulecia amerykański ginekolog dr Mark Evans stosowanie „redukcji” ograniczył tylko do ciąż mnogich. Ta metoda miała zlikwidować przedwczesne porody ciąż czworaczków czy pięcioraczków. Według dr Evansa stosowanie jej do ciąż bliźniaczych miało być nieetyczne. W 2004 roku zmienił jednak zdanie, mówiąc, że „etyka ewoluuje wraz z techniką”. Oznacza to, że w dobie powszechnego stosowania zabiegów In vitro nie można nakazywać starszym matkom wychowywanie bliźniaków, bo mogło to być ponad ich siły i naruszyć ich komfort psychiczny.
Bohaterka reportażu zamieszczonym w „The New York Times” tak tłumaczy swoja decyzję uśmiercenia jednego z bliźniaków. „Wiem, że to złe, ale nie da się tego porównać do zła, które wiązałoby się z zaniedbywaniem i niedawaniem wszystkiego, co tylko można, dzieciom, które już się ma.” Jenny wiedziała, że bliźnięta wyssą z niej wszystkie siły i nie będzie w stanie być dobrą matką zarówno dla nich, jak i dla dzieci, które już ma. Reportaż jest pisany wyraźnie pod tezę praw kobiet do decydowania o własnym ciele.
Obecnie w Stanach Zjednoczonych procedura „redukcji płodowej” jest już tak popularna, że trudno było by wyobrazić sobie jej zredukowanie. Ludzie, gdy się do czegoś przyzwyczają, nie pozwolą już tak łatwo tego sobie odebrać – twierdzi prof.Saugstad.
Iwona Galińska