Wczorajsze przesłuchanie wicepremiera Jarosława Gowina, który w okresie afery Amber Gold był ministrem sprawiedliwości potwierdziła parasol ochronny na wysokim szczeblu celowo roztoczony nad oszustami.
„W sprawie Amber Gold uważam, że egzaminu nie zdała prokuratura” - ocenił w czwartek przed komisją śledczą b. minister sprawiedliwości w rządzie PO-PSL Jarosław Gowin. Dodał, że cały szereg uchybień stwierdził też w działaniach sądów i kuratorów.
– Z całą pewnością ani wtedy, ani dzisiaj nie widzę żadnych dowodów na to, że Donald Tusk albo wiedział o tej aferze wcześniej i nie podejmował działań naprawczych, albo wręcz, że tuszował ją, podkreślał ówczesny minister sprawiedliwości.
Gowin pytany był przez Andżelikę Możdżanowską (PSL), kiedy Donald Tusk dowiedział się o aferze. – Nie mam zdania w tej sprawie, dlatego, że z jednej strony wówczas sam Donald Tusk mówił o tym, że został poinformowany o całej sprawie bardzo późno, bo bodajże pod koniec maja przez ABW. Z drugiej strony, w roku 2015 ukazał się zapis nagrania rozmowy odbywanej w restauracji "Sowa i przyjaciele" z udziałem prezesa NBP Marka Belki, który mówił do swoich rozmówców, że kilka miesięcy wcześniej informował premiera Tuska, że Amber Gold jest piramidą finansową – odparł.
Dopytywany, powtórzył, że "nie widzi podstaw do tego, żeby obarczać Tuska zarzutem, że wiedział o aferze i nie reagował albo, że wiedział o aferze i czerpał z tego jakieś korzyści, bądź tolerował czerpanie korzyści przez ludzi ze swojego otoczenia".
– Jedyny znak zapytania, który się tutaj pojawia, to wspomniane słowa Marka Belki. Bo jeżeli te słowa są prawdziwe, to premier Tusk powinien był zobowiązać podległe mu organy państwowe do bardzo zdecydowanych działań już wtedy, kiedy powziął taką informację od nie byle jakiej osoby, bo prezesa NBP – zauważył.
Jak zeznał, co najmniej kilkukrotnie rozmawiał z premierem Tuskiem o Amber Gold, a pierwsza z tych rozmów dotyczyła zobowiązania jego samego, a także ministrów Marka Cichockiego oraz Jacka Rostowskiego do przygotowania raportu o aferze, który został później przedstawiony Sejmowi. Według Gowina rozmowa ta miała miejsce tuż po jego powrocie z urlopu, "co musiało nastąpić w przedziale 5–10 sierpnia".
Gowin był też pytany przez Możdżanowską o jego działania sprawdzające, czy istnieją jakieś powiązania pomiędzy Marcinem P. a politykami trójmiejskiej PO.
Jak powiedział, gdy przestał już pełnić funkcję ministra sprawiedliwości, odbył szereg rozmów z "autorytetami życia publicznego Trójmiasta". Nie chciał wymienić nazwisk, uzasadniając, iż są to osoby prywatne, w tym osoby duchowne.
– Pytałem ich, czy w ich ocenie i wedle ich wiedzy takie związki istniały, czy nie istniały. (...) Moi rozmówcy twierdzili, że w Trójmieście było zachłyśnięcie się projektem "trójmiejskiego Ryanaira", że powstaną lokalne linie lotnicze (chodzi o OLT Express). Natomiast wedle wiedzy tych kilku moich rozmówców nie istniały ścisłe związki między trójmiejską Platformą a Marcinem P. – dodał.
– Wiadomo, że Marcin P. finansował jakieś przedsięwzięcia samorządowe, zwłaszcza w Gdańsku, i że w związku z tym istniały jakieś kontakty między nim a prezydentem (Gdańska) Adamowiczem. Natomiast żaden z moich rozmówców nie był w stanie wskazać na jakiś bardziej bezpośredni i osobisty charakter tych kontaktów – uzupełnił.
– W sprawie Amber Gold uważam, że egzaminu nie zdała prokuratura – ocenił Jarosław Gowin. Dodał, że szereg uchybień stwierdził też w działaniach sądów i kuratorów.
– Ogólnie rzecz biorąc, uważam, że nie zdała egzaminu prokuratura – mówił Gowin, odpowiadając na pytania członków komisji śledczej. – Jeżeli chodzi o działania podejmowane przez wymiar sprawiedliwości, w ścisłym tego słowa znaczeniu, przede wszystkim przez sądy i kuratorów, to niestety stwierdziłem szereg uchybień – dodał.
Gowin podkreślił, że w efekcie tego już 16 sierpnia 2012 r. złożył zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez jednego z kuratorów. – Wskutek zainspirowanych przeze mnie działań wszczęto także szereg postępowań dyscyplinarnych wobec grupy sędziów – powiedział.
Wymienił tu sądy rejonowe: w Gdańsku, Starogardzie, Malborku oraz Kościerzynie. Jak dodał, postępowania wszczęto też wobec kuratorów z Sądu Rejonowego Gdańsk-Południe.
– W czasie, gdy byłem ministrem sprawiedliwości, prokuratura nie podlegała nadzorowi tego resortu, więc nie miałem prawnych umocowań, żeby badać działania związane z aferą Amber Gold – powiedział Gowin.
– Badałem sposób wykonywania obowiązków przez sędziów i kuratorów w sprawach dotyczących Marcina P. (prezesa spółki Amber Gold) poprzedzających aferę Amber Gold. Jeśli chodzi o samą aferę, w okresie, kiedy byłem ministrem sprawiedliwości, prokuratura nie podlegała już nadzorowi szefa resortu sprawiedliwości, więc nie miałem instrumentów ani prawnych umocowań, żeby badać działania związane z samą aferą – powiedział Gowin, odpowiadając na pytania Joanny Kopcińskiej (PiS).
Świadek dodał, że gdy wybuchła afera: na przełomie lipca i sierpnia 2012 r. – przebywał na urlopie. – Ale natychmiast skontaktowałem się z ministerstwem i zleciłem podjęcie działań zmierzających do ustalenia okoliczności ujawnionego już wtedy faktu, że Marcin P. był już w przeszłości wielokrotnie karany – zaznaczył.
Gowin relacjonował, że po powrocie z urlopu, wraz z ministrami Jackiem Rostowskim i Jackiem Cichockim zobowiązany został przez premiera Donalda Tuska do wspólnego przygotowania raportu przedstawiającego działania instytucji ws. Amber Gold i sprawach Marcina P. Jak dodał, sprawozdanie z tych działań przedstawił podczas posiedzenia Sejmu pod koniec sierpnia 2012 r.
– W przypadku Amber Gold doszło do wielu błędów po stronie prokuratury, uchybień, a może i złamania prawa w przypadku pracy kuratorów, uchybień w pracy sędziów sądu rejestrowego, braku nadzoru ze strony innych sędziów nad wykonaniem kolejnych kar dla Marcina P. – uważa Jarosław Gowin.
Pytany przez posłankę Andżelikę Możdżanowską (PSL), czy podtrzymuje swoją opinię, że w przypadku afery Amber Gold mieliśmy do czynienia z "państwem teoretycznym" i gdyby dobrze funkcjonowała prokuratura i urzędy, nie byłoby tej afery, Gowin odpowiedział, że zdecydowanie podtrzymuje tę opinię.
Pytany również, czy wymiar sprawiedliwości również był w jego ocenie "teoretyczny", odparł, że ze stwierdzenia, że państwo zawiodło w jakieś ważnej sprawie, nie wynika, że państwo zawodzi w każdej innej sprawie. – Fakt, że doszło do powołania tej komisji, jest dowodem na to, że dzisiaj państwo działa lepiej, niż działało przed laty – ocenił.
– W przypadku Amber Gold z całą pewnością doszło do wielu błędów po stronie prokuratury, z całą pewnością doszło do uchybień, a może i złamania prawa w przypadku pracy kuratorów, do uchybień w pracy sędziów sądu rejestrowego, do braku nadzoru ze strony innych sędziów nad wykonaniem kolejnych kar dla Marcina P. – mówił Gowin.
– Teraz mogę już tylko powiedzieć na odpowiedzialność ówczesnego ministra (finansów) Rostowskiego, że doszło również do uchybień ze strony Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów i ze strony urzędów skarbowych – dodał.
– Gdyby prokuratura funkcjonowała tak, jak powinna, nawet przy ówczesnych regulacjach ustawowych, to skala afery Amber Gold byłaby zdecydowanie mniejsza – ocenił Jarosław Gowin.
Gowin pytany przez posła Jarosława Krajewskiego (PiS) o to, jak ocenia działalność prokuratury ws. afery Amber Gold, powiedział, że według niego model rozdziału urzędu prokuratura generalnego i ministra sprawiedliwości w okresie rządów PO–PSL nie sprawdził się. Według b. ministra sprawiedliwości w ówczesnym modelu prokurator generalny miał zbyt wąskie kompetencje.
– Ustawa wiązała mu ręce, nawet w prostych sprawach personalnych nie był w stanie podejmować samodzielnie decyzji, uzależniony był od zgody Krajowej Rady Prokuratorów, a zarówno w sensie personalnym, jak i ustrojowym Krajowa Rada Prokuratury została ustawiona w kontrze do prokuratora (generalnego) Seremeta – mówił.
Gowin podkreślił, że uważa Andrzeja Seremeta za człowieka "głęboko uczciwego", za człowieka, który bardzo dbał o niezależność prokuratury. Dodał, że w kwestii niezależności prokuratury był w sporze z Seremetem, który wówczas krytycznie oceniał projekt zmiany ustawy o prokuraturze autorstwa Gowina.
– Chciałem z jednej strony zwiększyć uprawnienia prokuratora generalnego, z drugiej strony poddać kontroli już nie rządu co prawda, ale parlamentu. No i pan prokurator generalny uważał, że ten drugi element mojej koncepcji narusza zasadę niezależności prokuratury – powiedział Gowin.
– Jak zostałem ministrem sprawiedliwości i zobaczyłem, jak to funkcjonuje w praktyce, to po kilku tygodniach wiedziałem, że trzeba tę ustawę zmienić, podjęliśmy z panem ministrem Królikowskim bezzwłoczne prace nad nową ustawą o prokuraturze – zaznaczył.
Według Gowina prokurator Seremet, który wcześniej sprawował urząd sędziego, został przez środowisko prokuratorów zignorowany. – Był bojkotowany, czy sabotowane były jego działania przez prokuratorów – powiedział.
Ponadto b. minister sprawiedliwości stwierdził, że miał zastrzeżenia co do "sprawności zarządczej" prokuratora Seremeta oraz ocenił, że "brakowało mu doświadczenia w kierowaniu tak dużą i skomplikowaną instytucją jak prokuratura".
– Gdyby prokuratura funkcjonowała tak, jak powinna funkcjonować, nawet przy ówczesnych regulacjach ustawowych, to skala afery Amber Gold byłaby zdecydowanie mniejsza – ocenił Gowin. Według niego, zdecydowana część odpowiedzialności za aferę Amber Gold spada na prokuraturę.
Pytany przez posła Krajewskiego, komu zależało na "rozmontowaniu prokuratury, żeby w takiej sprawie jak Amber Gold nie reagowała w sposób skuteczny i szybki", Gowin odpowiedział, że nie ma podstaw do tego, żeby twierdzić, że ktoś celowo doprowadził do rozdzielenia prokuratury od Ministerstwa Sprawiedliwości po to, żeby ułatwiać życie przestępcom.
– Myślę, że raczej kryła się za tym rozwiązaniem pewna naiwność, natomiast na pewno prokurator generalny w ramach tych swoich bardzo wąskich kompetencji niestety nie był w stanie wyciągać konsekwencji dyscyplinarnych, stąd przynajmniej ja mam takie wrażenie bezkarności również prokuratorów, którzy zawinili w sprawie Amber Gold – powiedział b. minister sprawiedliwości.
Dodał, że nie ma podstaw do tego, żeby stawiać zarzuty jakiemukolwiek politykowi działań w złej wierze w tej sprawie.
– Koalicja PO–PSL ponosi polityczną odpowiedzialność za aferę Amber Gold – ocenił przed komisją śledczą Jarosław Gowin. Jak przyznał, on sam, jako były polityk PO, poczuwa się do współodpowiedzialności za tę aferę.
– Co do pewnej generalnej tezy politycznej dotyczącej odpowiedzialności ówczesnego obozu władzy za słabo funkcjonujące państwo, za to, co jeden z najbliższych współpracowników Donalda Tuska, jego zaufany doradca i minister Bartłomiej Sienkiewicz nazwał "państwem teoretycznym", niestety ta koalicja rządowa, z moim udziałem ponosi odpowiedzialność – zaznaczył b. minister sprawiedliwości w trakcie przesłuchania.
Gowin był pytany przez posła Jarosława Krajewskiego (PiS) o odpowiedzialność polityczną rządu PO–PSL za aferę Amber Gold. Gowin odpowiedział: – Pan poseł sformułował w pierwszej części swojej wypowiedzi pewien generalny sąd polityczny, który ja podzielam, bo powiedział pan, że koalicja rządowa rządząca w latach 2007–2015 ponosi polityczną odpowiedzialność za tę aferę – tak, dokładnie takie jest moje zdanie.
– Dodam jeszcze, że poczuwam się również do politycznej współodpowiedzialności, bo przez istotną część tego okresu byłem politykiem PO, właśnie dlatego, że się czuję współodpowiedzialny, to stanąłem w szranki z Donaldem Tuskiem, potem wyszedłem z Platformy i dzisiaj przykładam rękę do – wierzę w to – głębokiej naprawy polskiego państwa – oświadczył Gowin.
Zastrzegł, że nie chce, by jego opinie były interpretowane w kontekście "dość zasadniczego sporu" i jego niezgody na sposób uprawiania polityki wówczas przez Donalda Tuska. Na uwagę posła Tomasza Rzymkowskiego (Kukiz'15), że sam był częścią tamtej władzy, odpowiedział, że nie zgadzał się wówczas z Tuskiem, z którym wchodził w częste spory. – Część z tych sporów była sporami publicznymi – podkreślił Gowin.
– Zatrudnienie syna ówczesnego premiera Donalda Tuska w firmie OLT Express, której głównym udziałowcem było Amber Gold, było znakomitą osłoną i formą uwiarygodnienia się przestępców stojących za aferą Amber Gold – ocenił przed komisją śledczą Gowin.
Już wcześniej powiedział m.in., że premier Tusk miał pretensje do szefa ABW Krzysztofa Bondaryka, że Agencja nie poinformowała go o tym, że jego syn podejmuje współpracę z "instytucją biznesową, podejrzaną". – Takie informacje powinny być dostarczone premierowi Tuskowi natychmiast, zwłaszcza w momencie, kiedy współpracę z OLT podjął jego syn – mówił.
Krzysztof Brejza (PO) zacytował Gowinowi fragment jego wcześniejszego wywiadu prasowego: "Za tą aferą stoi świat przestępczy, natomiast to, że tak mocno wyeksponowano w całej sprawie Michała Tuska, to już nie był przypadek. Co do dwóch rzeczy nie mam wątpliwości; jedną z tych rzeczy jest to, że pan Marcin P. potraktował Michała Tuska jako swoistą polisę ubezpieczeniową". – O co chodziło? – zapytał Brejza.
– Dokładnie tak myślę do dzisiaj. Rozbierając tę moją wypowiedź na części: do dzisiaj uważam, że Marcin P. był "słupem". Rzeczywistych sprawców afery nie znamy. Natomiast fakt, że w tej firmie został zatrudniony syn ówczesnego premiera, ja interpretuję w ten sposób, że świat przestępczy stara się szukać różnego rodzaju osłon i to była znakomita osłona przed zarzutami, to była jakaś forma uwiarygodnienia się ze strony przestępców stojących za aferą Amber Gold, nie tylko Marcina P., ale też domniemanych przeze mnie rzeczywistych autorów tej afery, mocodawców Marcina P. - odpowiedział Gowin. Jak dodał, myśli, że autorzy afery "starali się celowo uwikłać syna ówczesnego premiera we współpracę".
Grupa Amber Gold była właścicielem powstałych w połowie 2011 r. linii lotniczych OLT Express, których upadłość ogłoszono latem 2012 r. Później okazało się m.in., że ze spółką OLT Express współpracował, pracujący w Porcie Lotniczym w Gdańsku, syn ówczesnego premiera, Michał Tusk. Badająca ten wątek łódzka prokuratura umorzyła śledztwo. Śledczy stwierdzili, że syn szefa rządu, pracując dla należących do Amber Gold linii lotniczych OLT, nie działał na szkodę Portu Lotniczego Gdańsk im. Lecha Wałęsy.