Antypolska kampania propagandowa wśród Ukraińców przybiera na sile

0
0
0
/

propaganda-ukrainska3Ukraińskie społeczeństwo było dotychczas nastawione do Polski dość przychylnie. Niestety jest obecnie przygotowywane na ostry zwrot przeciw Polsce przez umacniających swą władzę zwolenników neobanderyzmu.

Do akcji wkroczyli ukraińscy dziennikarze, politycy i działacze społeczni o poglądach nacjonalistycznych. Do niedawna zdawało się, iż budowanie wśród współczesnych Ukraińców niechęci wobec Polaków, choćby w obliczu wojny w Donbasie – stanowi coś irracjonalnego. Faktycznie. Jednak irracjonalni są również inicjatorzy takich planów, tak jak irracjonalni, wręcz szaleńczy byli ich idole spod znaku Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii. A przecież to na nich się wzorują. Analogicznie za irracjonalne możemy uznać mordowanie przez tychże idoli dziesiątek tysięcy Polskich cywilów, ale nie tylko ze względów moralnych. Warto wspomnieć jedynie, iż uczynili to w momencie kiedy na Ukrainę parła Armia Czerwona, której mocodawcy nie uznawali ani polskich, ani tym bardziej ukraińskich praw do niepodległości.

Tymczasem współcześnie na obrzeżach wschodniej Ukrainy toczy się coś przypominającego „dziwną wojnę”. Mimo wszystko ofiary śmiertelne są tam faktem. Jednak o froncie oraz ofiarach śmiertelnych, które zbiera - nikt nie pamięta, zaś między Rosją a Ukrainą odbywa się wymiana handlowa, w której nawet brał udział sam prezydent Petro Poroszenko. I oto w tym czasie, kiedy cały świat dowiedział się o rosyjsko-ukraińskim konflikcie o Krym oraz o walkach na wschodzie - propaganda na Ukrainie postanowiła wzbudzić w Ukraińcach antypatię do Polski. Tego samego kraju, z terenu którego wędrowała i wędruje na Ukrainę wielopłaszczyznowa pomoc, z finansową włącznie.

Pod koniec października 2016 w ukraińskich mediach pojawiły się rozważania dotyczące potencjalnego ataku Polski na Ukrainę. Na ukraińskim portalu vgolos.com.ua pojawiła się dyskusja pomiędzy dziennikarzem Ołeksijem Arestowyczem, wykładowcą Akademii Kijowsko-Mohylańskiej i Ołeksijem Kurinnyjem oraz ekspertem wojskowym Olegiem Żdanowem. Otóż rozpatrywali oni potencjalny atak Polski na państwo ukraińskie i przyłączenie do Polski terenów II RP w posiadaniu ukraińskim, aż po rzekę Zbrucz. Twierdzenia te, nawet dla ludzi, którzy darzą głębokim sentymentem polskie ziemie przedwojenne, czy nawet rewizjonistów brzmi wprost idiotycznie. Aby było ciekawiej sam Kurinnyj, idąc za portalem reporters.pl - dokładnie odwrotnie - jeszcze w lipcu tego roku (w czasie kiedy sejm przyjął uchwałę wołyńską) zapowiedział, iż rozpocznie pracę nad ustawą zawierającą roszczenia terytorialne wobec Polski.

Jeśli dokument ten zyska poparcie w Radzie Najwyższej to władze w Kijowie będą zobligowane wystąpić do Polski o „zwrot” terytorium dawnego „ukraińskiego” Księstwa Halicko – Wołyńskiego z XIII w. w postaci tzw. Zakerzonia, czyli Chełmszczyzny, Przemyśla, Jasła, Rzeszowa, Białej Podlaskiej, a być może nawet Lublina, jako „ukraińskich ziem etnicznych”. Cytując z kolei portal kresy.pl: „Zdaniem redaktorów portalu, zarówno polska polityka związana z dążeniami do uznania rzezi wołyńskiej za ludobójstwo, jak i pojawianie się filmów takich jak "Wołyń" wskazuje, że Polska może dążyć do wojny z Ukrainą”. Sprawę właściwie można by na tym zamknąć, wysuwając tezę, iż podobne stwierdzenia mają po prostu zmuszać Polaków do wstrzymywania działań - takich jak produkcja filmów typu „Wołyń”, czy publikowania ustaw, lub uchwał pokazujących prawdę o zbrodniczości ukraińskiego nazizmu spod znaku OUN-UPA. Pewnie tak jest, ale to nie jedyna informacja w ukraińskiej przestrzeni publicznej podtrzymująca podobne fantastyczne tezy.

Niebezpiecznego bełkotu ciąg dalszy

W tym samym lipcu 2016, kiedy swoje wynurzenia o współczesnej polskiej okupacji ukraińskich terenów fundował opinii publicznej Kurinnyj - według ukraińskiego historyka, Andrija Pawłyszyna politycy PiS: „partii polskich nacjonalistów, spadkobierców przedwojennego polskiego faszysty, Romana Dmowskiego” mają w swoim programie odzyskanie Lwowa”. Po przeczytaniu tego oczywistego bełkotu, na ustach przeciętnego Polaka, mniej więcej zorientowanego w historii i choćby powierzchownie w meandrach polityki - może pojawić się uśmiech. Wypowiedź została poprzedzona stwierdzeniami o dyktaturze Jarosława Kaczyńskiego.

Kolejna tragikomedia miała miejsce w grudniu 2016. Przebywający na wspólnym IX posiedzeniu międzyparlamentarnym we Lwowie poseł Kukiz,15 Wojciech Bakun stwierdził, iż „zachowanie niektórych deputowanych ukraińskich było co najmniej niewłaściwe. Jako przykład podaje wypowiedź ukraińskiej deputowanej Podorjak, która wyraziła obawy ws. Karty Polaka i tego, że można na jej podstawie starać się o polskie obywatelstwo”. Deputowana zaznaczyła, że „na Ukrainie nie można mieć podwójnego obywatelstwa, a oni zauważają takie sygnały i są na nie wyczuleni, bo podobnie Rosja robiła z Krymem. Jej zdaniem Polska zamierza teraz zrobić podobnie”, czyli powtórzyć Krym na Kresach [Sic!].

Co „dziwne” także ukraińskie wiadomości wyemitowały materiał w tonie przedstawiania polskiej nienawiści i nietolerancji wobec Ukraińców. Zebrano tam na ten temat wszystko co się dało: od wyrzucenia Ukraińca przez Polaków za niebiesko-żółty plecak z autobusu - aż po absolutnie zmanipulowane fakty, takie jak rzekomy atak na pokojową procesję Ukraińców w Przemyślu. Aby było ciekawiej przedstawiono dane statystyczne, że Ukraińcy na pierwszym miejscu wśród narodów, do których mają sympatię wymieniają Polaków. Obok zaprezentowano dane polskie wg których Ukraińcy są na szesnastym miejscu. Cały materiał jest tendencyjny i miał przedstawić nas w negatywnym świetle. W materiale użyto zwrotu „antyukraińska histeria w Polsce”. Tymczasem względem zgromadzonych wcześniej faktów prędzej można wyrobić sobie odwrotne zdanie. To jednak raczej dopiero wysiłek i dążenie do wytworzenia takiej histerii.

Do materiału nie omieszkano poinformować o fakcie zakazu wjazdu dla zespołu „Ot Vinta” do Polski, jako „niewpuszczenia naszych muzykantów”. Oczywiście bez wspominania, że ci muzykanci są zwolennikami i admiratorami ukraińskiego nazizmu, który pochłonął na terenie Polski 135 tys. ofiar. Protesty antybanderowskie pod ambasadą Ukrainy określono jako „antyukraińskie”, a jednego z ukraińskich studentów, posiadającego koszulkę z państwowym herbem (który przyszedł załatwiać w placówce swoje sprawy) - protestujący wg ukraińskich wiadomości omal nie pobili. Jako ekspert wypowiada się tam Piotr Tyma, prezes Związku Ukraińców w Polsce. Człowiek ten od dawna rozsiewa opinie - jakoby Ukraińcy w Polsce mieli wyjątkowo trudne życie. Nie wspomnieć, że środowisko jego Związku w porównaniu z jakimkolwiek polskim na Ukrainie, czy kresowym w Polsce to krezusi, posiadający rozliczne znajomości oraz wpływy.

Ogólnie na majątek Ukraińców w Polsce, w samym tylko Przemyślu składa się kilkanaście budynków, w tym co najmniej jeden wielkości pałacu. Należało by też zainteresować się stanem posiadania mniejszości ukraińskiej (związanej konkretnie ze ZUwP) także w innych miastach. Dla prezesa Tymy nie ma to jednak najwyraźniej najmniejszego znaczenia. I nie będzie miało, choćby mu ciało miodem posmarować. Podobną retorykę stosuje Roman Sidoruk, członek Związku Ukraińców Podlasia i podlaskiego oddziału ZUwP. W jednym ze swoich wpisów na Facebooku oznajmił: „Ale się Polacy pokutą popisują no żesz nie mogę. Naród wybrany wszystko im wolno. Mordować cywilów bo to w imię odzyskania niepodległości, spalić żywcem zatłuc kolbami. Sami walnijcie się w pierś, a nie uczycie innych. Nietolerancji i nienawiści od Was można się nauczyć, ale nie miłości do bliźniego”.

Natomiast najnowszą odsłoną antypolskiej propagandy było dokonanie prowokacji podczas Marszu Orląt w Przemyślu. Okrzyk „Śmierć Ukraińcom”, który padł z ust anonimowego prowokatora spoza marszu - akurat pod ukraińskim Narodowym Domem - został przypisany do samego marszu i poglądów jego uczestników. ZUwP rozpętał na Ukrainie na ten temat wielką kampanią propagandową. Uczestnicy marszu złożyli zawiadomienie na policję i do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Zwraca na siebie uwagę fakt, że okrzyk nastąpił właśnie w tym miejscu, gdzie członkowie ukraińskiego Związku mogli wszystko nagrać.

Policja stara się ustalić sprawców. Szkoda tylko, że podczas wspomnianej procesji ukraińskiej w Przemyślu, w lato - nikt nie starał się ustalić tożsamości człowieka (prowokatora?), który krzyknął „Jeszcze Polska nie zginęła, ale musi zginąć”. Po akcencie słychać było wyraźnie, iż nie jest to Polak, lecz Ukrainiec i uczestnik procesji. Najwyraźniej jak zwykle nie ma równości pod tym względem. Nawet niektórzy Ukraińcy ze zdziwieniem obserwują, że od kilku miesięcy ukraińskie media dokonują prezentacji festiwalu polskiej nietolerancji, a o ofiarach w Donbasie przestaje się mówić. Trzeba rzec, iż jest to dosyć „dziwne”.

Kampania oczerniania Polski i Polaków podziała na ukraińskich imigrantów?

Ważnym aspektem jest fakt, iż w kontekście wspomnianej retoryki ma miejsce wielki exodus Ukraińców do Polski. W samej Warszawie ich liczba osiągnęła 300 tysięcy. Szacunki tej narodowości w Polsce sięgnęły dwa miliony. Można się pokusić o tezę, iż w momencie banderyzacji Ukrainy - w Polsce, z jednej strony na skutek uchwały wołyńskiej oraz filmu „Wołyń” z drugiej - zaistniała obawa, iż ukraińscy emigranci mogą dowiedzieć się prawdy i przemycać ją na Ukrainę. Być może uruchomienie mechanizmów propagandy, podobnych do okołowojennej - ma ich na nią zhermetyzować - na zasadzie negacji, czyli przedstawiania im wiecznie antyukraińskich Polaków.

Do tej pory ukraiński nacjonalizm realizował swoje cele skrycie, posługując się maską polsko-ukraińskiego strategicznego partnerstwa, pojednania, sojuszu itp. Słowa te stanowiły swoistą zasłonę dymną. O ile zarówno uchwała i jaki i film stanowiły jej rozwianie, o tyle nacjonaliści ukraińscy mogą chcieć przeciwdziałać. Być może zostali zmuszeni do pokazania swoich kart wcześniej, a wymienione wydarzenia polityczne i kulturalne w naszym kraju okazały się typowym „sprawdzam”, jeszcze zanim neobanderowcy osiągnęli swoje cele. To jednak bardziej pozytywna wersja wydarzeń. W Polsce bowiem nie ma żadnej polityki informacyjnej, wobec przybywających do nas ukraińskich imigrantów zarobkowych. Istnieje tylko entuzjazm wobec potrzeby przyjmowania rąk do pracy i zapobiegania bankructwu ZUSu, zachowania ciągłości jego budżetu po wyjeździe Polaków na Wyspy Brytyjskie. Głośne krzyczenie o tym przez niektórych nieokiełznanych urzędników uruchamia nacjonalistyczną ukraińską propagandę, że zarabiający u nas na życie sąsiedzi robią nam łaskę, ale już nie my im.

Pieczę nad tą przyjeżdżającą, gigantyczną rzeszą ludzi ma ambicję przejąć Związek Ukraińców w Polsce, który według pewnych opinii winien zmienić nazwę na Związek Banderowców w Polsce, bądź Związek Ukraińskich Nacjonalistów w Polsce. Jeśli zatem Państwo Polskie w żaden sposób nie stara się kontrolować - co się w środowiskach emigrantów dzieje i zostawia ich na pastwę dzieci czy wnuków członków Ukraińskiej Powstańczej Armii – nic dobrego z tego wyjść nie może. Wiadomo, że sama liczba Ukraińców w Polsce może spowodować mniej lub bardziej subiektywne poczucie zagrożenia w naszym społeczeństwie. Jeśli jednak przekona się Ukraińców i wyczuli na każdy ślad rzeczywistej czy rzekomej nietolerancji, konflikt „polsko-ukraiński” może wisieć w powietrzu.

Byłby to wprawdzie konflikt rozplanowany przez ukraińskie środowiska nacjonalistyczne, ale jego aktorami w sposób bezwiedny mogliby się stać zwykli Polacy i Ukraińcy. W sposób oczywisty skorzystałyby z tego wszelakie siły zewnętrze. O szkodach wewnętrznych, spowodowanych neobanderowskim fanatyzmem nie wspomnieć. Potencjalne, zadane przezeń straty stanowiłyby kwestię trudną do oszacowania. Nie sposób nie zastosować porównań z kłopotami państw zachodnich, dotyczącymi zamieszkałych tam wyznawców islamu, którzy skrywają się w społeczności muzułmańskiej. Oczywiście nie każdy muzułmanin to terrorysta, jeśli jednak istnieje gdzieś duże skupisko muzułmanów, terroryści i jihadyści są tam jak kropla w morzu i dokonują zamachów. Trudno ich rozpoznać i odróżnić w ich własnych gettach.

Często w Polsce podkreśla się, że dzięki przyjazdowi Ukraińców mogliśmy się odrobinę wyłgać od przyjazdu muzułmanów (faktycznie jednak na ulicach Warszawy hidżaby widuje się coraz częściej). Pytanie jednak: czy musieliśmy się przed kimkolwiek tłumaczyć, czy komuś usprawiedliwiać ze swojej własnej woli? Po co nam więc szukanie takich argumentów? Jednak gdyby wielbiciele OUN rozwinęli w Polsce terroryzm na miarę własnych idoli, którzy powołali go do życia w międzywojennej Polsce - problem stałby się dużo potężniejszy. Albowiem - to co jest plusem Ukraińców w stosunku do innych kultur – ich podobieństwo do Polaków w stosunku do nasiedleńców z Bliskiego Wschodu - stałoby się także ich minusem. Neobanderowskim terrorystom jeszcze łatwiej byłoby się wtopić w tłum. Można przypuszczać, że jeśli chodzi o zwiększenie potencjału Ukraińców w Polsce - prezes Tyma zaciera ręce.

Układy, układziki

Skoro o Piotrze Tymie już się wspomniało to warto przypomnieć, iż jest to człowiek, który nie krył swojej sympatii dla Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej. Popiera więc poprzedni układ, czyli ten sam, który chciał przyjmować w Polsce obowiązkowe kwoty uchodźców. Ten sam, który lansował prezydenta Bronisława Komorowskiego. Ten ostatni nie omieszkał zresztą odznaczyć Tymy przed końcem kadencji. Mowa o tym samym układzie, który dokonywał chyba najbardziej szkodliwych dla Polski ruchów. Warto przypomnieć, iż ministrowie będący w Polsce, najdelikatniej mówiąc – postrzegani jako osoby kontrowersyjne Leszek Balcerowicz i Sławomir Nowak znalazły na Ukrainie zatrudnienie. Zresztą ten sam prezydent, który odznaczył Tymę otrzymał wcześniej doktorat honoris causa współczesnego ukraińskiego uniwersytetu lwowskiego.

Pytanie jakie z tego wnioski? Otóż stary układ, który powoduje ataki na Polskę w Unii Europejskiej i na świecie, siejąc widmo pełzającego w Polsce faszyzmu i dyktatury - nie jest w swych działaniach sam. Tzw. „wolny świat”, UE i inne, podobne tolerancyjne środowiska, które na łamach swoich gazet i w swoich mediach niosły ukraińską „rewolucję godności”, a po części ignorowały ukraińską wersję nazizmu (banderyzm) są bezwzględne w ściganiu „polskiego nacjonalizmu”. Te same środowiska wciągnęły wszak Polskę w ofiarną pomoc dla Ukrainy i Ukraińców (jak się okazało w sporej części dla tych o zabarwieniu nacjonalizstycznym). I właśnie teraz, jednocześnie w ukraińskich mediach obserwujemy symptomy kampanii propagandowej przeciw Polsce. Warto jest też przypomnieć, jak wobec premier Beaty Szydło zachował się ambasador Ukrainy Andrij Deszczyca. Kiedy pani premier próbowała wymówić się od przyjmowania islamskich „uchodźców”, powołując się na to że przyjęliśmy już tych z Ukrainy – Deszczyca natychmiast usłużnie dla UE pospieszył, by wytrącić pani premier argument z ręki. W ten sposób okazał najwyraźniej wdzięczność za polską pomoc.

Ma to swoje analogie w historii. Nacjonaliści ukraińscy byli zawsze wasalami Niemiec. A który kraj najbardziej naciskał na Polskę w kwestii przyjmowania uchodźców? Ten sam. Zawsze byliśmy brani w dwa ognie przez Rosję i Niemcy, jakim usłużnie pomagali ukraińscy nacjonalistyczni kolaboranci. Najwyraźniej nic się w tej kwestii nie zmieniło. Jeśli zaś to właśnie oni będą sprawować na Ukrainie władzę - nie powinna nas dziwić nagła kampania propagandowa przeciw Polsce, po tym jak nasz kraj okazał serce i pomoc. Każda pomoc okazana ukraińskim nacjonalistom trafi w neobanderowską studnię bez moralnego dna. Najwyraźniej jedyne co będą próbowali zrobić - to medialnie zatrzeć wśród swojego społeczeństwa wrażenie, iż taka pomoc w ogóle miała miejsce.

Aleksander Szycht

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną