Po zniszczeniu najważniejszej polskiej szkoły Litwini chcą resetu z Polską

0
0
0
/

grybauskaite4-3Bezczelność, nikczemność i głupota urzędników Republiki Litewskiej w liczeniu na te same cechy u polskich odpowiedników, którzy mają za zadanie otaczać opieką litewskich Polaków – nie ma granic.

Całość działalności przedstawicieli państwa litewskiego na polu stosunków z Polską polega na tym, aby uzyskać milczącą akceptację do niszczenia polskości na Wileńszczyźnie. Ewentualnie w zamian mogą zaoferować poudawanie, że coś się w tej mierze w dwustronnych relacjach dzieje. Oszem dzieje się, lecz w odwrotną stronę. Praktyka tworzenia wspólnych Komisji, fasadowych działań, pustosłowia, patetycznych zapewnień - jak im żal wzajemnych relacji oraz bezpodstawnych wypowiedzi o „dwustronnych błędach” osiągnęła chyba swoje mistrzostwo. Nawet przy pobieżnym zainteresowaniu tą tematyką cierpliwość danego człowieka powinna się skończyć. Tyle, że za wielu ekspertów robią ludzie złej woli i to właśnie oni są gotowi poświęcić Polaków na Litwie, na rzecz strategicznego polsko-lietuvskiego partnerstwa, myśląc, iż coś uzyskają.

Część z nich wbrew pozorom raczej tak - pomimo wszystko nie myśli. Jednak swoim czytelnikom i słuchaczom muszą pozwolić uwierzyć w to, że mają nadzieję na cokolwiek korzystnego w związku z tyleż idiotycznym, co wyjątkowo obrzydliwym zamysłem, iż tolerancja wobec nietolerancji dla historycznej polskości na Litwie jest cokolwiek warta. Nie jest i nie będzie. Bowiem sami przedstawiciele dyskryminujących władz RL boją się, iż Polska znaczną swoją mniejszością ma na nich haka. Wierzenie, iż nagle po tym jak pozwoli im się wynarodowić Polaków pokochają nas pierwszą miłością zakrawa na polityczną głupotę. Gdy ostateczne rozwiązanie kwestii polskiej na Litwie zostanie wdrożone nie będzie żadnego kolejnego resetu, zaczęcia od nowa, nowej Unii Polsko-Litewskiej na nowych zasadach. Ci sami ludzie, będą chcieli więcej, bo i oni robią sobie mapki z Suwalszczyzną. Wtedy upomną się o prawa mniejszości litewskiej w Polsce, które w ogóle nie są łamane.

Front walki bałtyckiej litewskości z polskością po prostu przesunie się podówczas w stronę Polski. Nie myśmy ten front stworzyli, nie my chcemy z nimi walczyć, ale oni z nami tak. Zniknięcie Polaków z Litwy nie tylko nie da nic dobrego, ale będzie kolejnym dowodem na skuteczność polityki, która zniszczyła Polaków przed wojną na Kowieńszczyźnie. Później hipotetycznie kiedy urzędnicy litewscy unicestwiliby Polaków na Wileńszczyźnie, wiedzieliby, iż przy najmniejszej zawierusze mogą kombinować cokolwiek z Suwalszczyzną. A już próbowali. Robili to ich bohaterowie po I Wojnie Światowej, co doprowadziło do Powstania Sejneńskiego. Nawet marszałek Piłsudski, który wojny z RL nie chciał, zwłaszcza na tamtym etapie i do tego z walką z innymi na wiele frontów - musiał ulec wobec tego jak się bałtolitewskie wojska na Suwalszczyźnie zachowywały.

O resecie z Polską słyszy się od strony naszych północno-wschodnich sąsiadów od dawna. Jednak nie mogli oni wdrażać ów pomysłu przed dokończeniem unicestwiania następnego kawałka polskości. Sprawa szła o kilka polskich szkół, które nie dostały akredytacji władz samorządowych. Najważniejszą z nich na Antokolu, która stała się symbolem oporu polskiego szkolnictwa i jako ostatnia przetrwała nawet sowietów - faktycznie zamknięto. Rząd wykonał całą serię miękkich zabiegów dyplomatycznych, wymagającą zaangażowania, ale absolutnie bezskuteczną. Nikomu nie przyszło do głowy aby sięgnąć po twardsze środki, z których na dobry początek byłoby głośne przeniesienie sprawy na forum międzynarodowe. Tego nie zrobiono, zapewne z obawy na sytuację związaną protestami KODu i zapędy zgromadzonej w nim grupy ludzkiej sięgającej po sposoby mogące przypominać konfederację targowicką. Jednak gdyby sięgnąć do ekspertów, takich jak Adam Chajewski i z nimi sprawę przedyskutować zaowocowałoby to opracowaniem całej serii działań. Tego nie uczyniono.

Obawiać się można, że sprawa wygląda tak jak i z Ludobójstwem Wołyńsko-Małopolskim nigdy dobrego czasu nie będzie. Tymczasem polskość na Litwie jest systematycznie zabijana, w swoich najbardziej istotnych żywotnych aspektach. Szkoła na Antokolu w sprytnych działaniach litewskich formalnie nadal istnieje. W praktyce zniknęła z tej prestiżowej dzielnicy. W efekcie to kontynuacja polityki pokazywania, iż polskość ma się kojarzyć z biedą, a Polacy z dzikimi Aborygenami, którzy wybrali życie w wymierającym skansenie, skazanym na wegetację bez możliwości awansu społecznego. Wiadomo jednak, że umieszczanie polskiej szkoły nieopodal innej polskiej placówki edukacyjnej w mniej atrakcyjnym budynku przyniesie straty. Ludzie z Antokolu i pobliskich polskich wiosek nie będą posyłać swoich polskich dzieci aż tak daleko. Pójdą one do szkoły litewskiej, gdzie niestety nie tylko się wynarodowią, ale zostaną nauczone pogardzania polskością.

Jaki jest cel sejmasu Republiki Litewskiej?

Omawianą kolejną krzywdę, kolejne haniebne działanie rodzimych szowinistów próbuje zasłonić białym parawanem litewski sejmas. Jego posłowie musieli poczekać aż zakończą się działania związane z unicestwianiem polskiej placówki na Antokolu, by postawić naszych polityków przed faktem dokonanym. Gdyby tego nie zrobiono nasza dyplomacja mogłaby postawić warunek. Jednak po zakończeniu usuwania polskości z części Wilna litewski sejm wyraźnie liczy, iż Polacy dojdą do wniosku, iż nie ma się o co upominać. A zawsze jest. Powinni szkołę odtworzyć i mogą to zrobić. Tylko ludzie o złej woli i poglądach z konsystencją „miękkich kluch” będą utrzymywać, iż to niemożliwe. Skoro możliwe było na skutek działań PiSu przed wielu laty otworzenie szkoły wyższej z polskim językiem wykładowym, a konkretnie filii Uniwersytetu Białostockiego - tym bardziej sprawę można odwrócić. Piać będą oczywiście nadworni handlarze polskością, dla omyłki zwani „realistami”, którymi chyba nigdy nimi nie byli, ale tym się nie należy przejmować.

Litewski parlament, który uchwalił rezolucję o odbudowie stosunków z Polską oparł się oczywiście o geopolityczny sojusz przeciw Rosji. Dokładnie wie co na Polaków działa. To właśnie za niego ma Polska swoich rodaków na Litwie przehandlować. Humorystyczne jest to, iż na tym polu to Litwa potrzebuje bardziej Polski, niż Polska Litwy. Na procesie wynaradawiania Polaków korzystają na równo litewscy szowiniści i Rosjanie, bo część Polaków nie chcących się poddać lituanizacji po prostu się rusyfikuje. A bałtyccy Litwini Rosjan bardzo się boją i to dość zabawne, że zyskują co chcą nimi nas strasząc. Tymczasem to oni sami sini są ze strachu. Właściwie część z nich, bo inni są Rosjanom zaprzedani, zaś robiona przez nich antypolska kampania służy właśnie państwom zewnętrznym, w tym Rosji.

Posłowie lietuvskiego sejmasu chcą odbudowy współpracy parlamentarnej, która: "jest szczególnie ważna, jeżeli chodzi o koordynowanie stanowisk w kwestiach bezpieczeństwa w regionie, jak też w kontekście znoszenia zadawnionych przeszkód na drodze do poprawy stosunków dwustronnych opartych na wzajemnym szacunku i zrozumieniu". Cały dokument skonstruowany jest tak, aby Polacy mogli skojarzyć go z projektem Międzymorza i za tę cenę zechcieli przymknąć oko na wynaradawianie swoich rodaków na Litwie. W notce prasowej portalu onet czytamy:Jak pisze agencja informacyjna BNS, współpracę Litwy i Polski w ostatnich lat przyćmiewają nieporozumienia dotyczące różnej oceny sytuacji mniejszości narodowych, jednak nowe władze Litwy deklarują dążenie do resetu stosunków z Polską”.

Nie ma żadnych nieporozumień związanych z ocenami mniejszości narodowych. Mamy do czynienia z ewidentną polityką niszczenia wileńskich Polaków oraz ich unikalnej zachowanej kultury, w najbardziej istotnym dla Polski kluczowym wręcz fragmencie. Nieporozumieniem są jedynie słowa, które mówią o jakichś enigmatycznych nieporozumieniach, problemach, niesnaskach, wzajemnych błędach, potrzebach dialogu. Te ostatnie wyczerpały swoją formułę już dawno temu. Przyszedł czas na działania, konkrety i to niezależnie czy będą to konkrety po tej stronie, która ma piłkę, tj. po lietuvskiej czy polskiej. Czas by Republika Litewska zaczęła ponosić konsekwencje z tytułu dyskryminacji Polaków na Litwie, wszystko jedno na jakim polu, byle miałoby ono dla niej znaczenie. To jedyny klucz działań, który będzie skuteczny.

Wystarczy, by rząd PiSu spojrzał na mapę głosowań i dowie się kogo tak naprawdę popiera mniejszość litewska w Polsce. To wprawdzie 5 tysięcy ludzi i liczba ta nie ma większego znaczenia, jednak doskonale pokazuje jej nastawienie. Wtedy można się zastanowić, czy to AWPL i polskie szkoły są V kolumną na Litwie (biorąc choćby pod uwagę projekt obrony poczętych dzieci litewskich, który został przedstawiony przez AWPL), czy mniejszość litewska i jej szkoły stanowią V kolumnę w Polsce. Przekonywać jej nie ma sensu, choćby ze względu na nakład pracy i mizerne możliwości głosowania. To polscy patrioci, którzy zagłosują w następnych wyborach będą widzieć traktowanie spraw Polaków na Litwie. Dostrzegą czy coś było polityką fasadową czy konstruktywną. Część osób z PiSu i większość z klubu Kukiz'15 to dostrzega.

Rodzimi klakierzy łagodności wobec władz Republiki Litewskiej

Są jednak przy rządzie osoby, dla których nie ma to żadnego znaczenia. Jedną z nich jest Przemysław Żurawski vel Grajewski. To ministerialny doradca w MSZ, posiadający także wpływ na Kancelarię Prezydenta. Człowiek ten, nawet jeśli wszedł na etap przyznawania, iż z zachowaniem władz litewskich jest coś nie tak - nie tylko nie zaleca wykonywania radykalnych działań. Mówi, że dla obrony przed Rosją musimy wobec tak wielkiego i uzbrojonego mocarstwa jak Litwa siedzieć i akceptować to co z polską mniejszością ono wyczynia. Najgorsze jednak co robi, to swoimi wypowiedziami, jak choćby zachęcaniem do poczekania na wyniki wyborów itp. zyskuje na czasie, hamując potencjalne działania, które można byłoby wykonać. A władze litewskie postępują tymczasem w swojej polityce wynarodowienia.

Żurawski vel Grajewski to polityk, dziennikarz i uczony, który jest gotów przejść do porządku dziennego nad niemal każdą podłością ze strony władz litewskich, ale najmniejszy błąd ze strony Polaków na Litwie będzie przez niego absolutnie piętnowany. Wielu bowiem jest ludzi, którzy wciąż rozkrzyczani wspominają wpięcie przez rosyjskich wyborców Waldemarowi Tomaszewskiemu georgijewskiej wstążeczki. A człowiek ten na skutek dyskryminacyjnej polityki i wieloletniej bierności rządów w Warszawie musi zabiegać o głosy Rosjan. Zabawne jest to, że po stronie polityków lietuvskich czyny prorosyjskie na poziomie superligi mogą przejść płazem. Wystarczy wymienić wyciszany skandal, gdy służby lietuvskie (Sauguma) pozwoliły na wywożenie młodych Rosjan na szkolenia FSB. Można też przypomnieć współpracę z Rosjanami, bądź na ich korzyść, a na niekorzyść wykupionej przez Polaków rafinerii w Możejkach.

To, że kat oskarża męczoną i unicestwianą przez siebie ofiarę, (tj. władze Republiki Litewskiej Polaków w swoim kraju) nie jest nowym na świecie mechanizmem. Postawa ludzi, którzy albo stają po stronie kata, albo zalecają bierność, mówiąc iż sytuacja nie pozwala na interwencję też nie. Trzeba jednak przyznać, iż branie ich za doradców przez liderów, którzy mają ambicje kierować rzetelnie Polską stanowi coś zadziwiającego. Bowiem wysoka moralnie postawa nie idzie na kompromis z podłością. Obawiać się należy, iż u nas w kraju to tacy ludzie, o których mowa, którzy podłość wciskają do niepasującego pudełka z napisem „realpolitik” będą adresatami „inicjatywy” (o ile tak to można określić) sejmasu. Każdy pseudo gest pozwala im łudzić nadzieją tych uczciwszych, którzy w sposób naturalny i zrozumiały chcieliby z dwojga wyborów załatwić pewne sprawy polubownie i łagodnie.

Urzędnicy lietuvscy różnego szczebla pokazali jednak, że w taki sposób - licząc na dobrą wolę po prostu działać się nie da. Moralizatorskie przemawianie im do rozsądku też nic nie daje. Są to cyniczni gracze, wprawieni w wymyślaniu dla Polski, Polaków, polskich władz i naszej dyplomacji różnego rodzaju fałszywych uspokajaczy. Wyspecjalizowali się w generowaniu fałszywych nadziei dla zyskania na czasie. A niestety w porównaniu z prymitywnym neobanderyzmem cechuje ich wyższa inteligencja oraz spryt. Wypada zastanawiać się jedynie nad tym jakie następne fałszywe ruchy, świadczące rzekomo o dobrej woli szowinistyczne władze Lietuvy zdołają wymyślić. Wszystko po to by niszczyć następne szkoły przy okazji rozlicznych reorganizacji, zmian praw, unowocześniania, podnoszenia do rangi, powiększania poziomu nauki, podniesienia ekonomicznego regionu.

Wymyślają różne powody swoich zabiegów, bawiąc się później w sztuczną grę wymiany argumentów. W tej grze zarówno polska dyplomacja, jak i walczący polscy rodzice i nauczyciele na Litwie muszą niejednokrotnie w rozmowach udawać, iż o tym nie wiedzą. Są zmuszeni dostrzegać dobrą wolę, której naprawdę nie ma. Wszystko przy 20 letniej obojętności polskich rządów. Sprawa zaczęła się zmieniać kilka lat temu, gdy polscy politycy z różnych partii wzięli się za sprawę. Niestety na razie z mizernym skutkiem. Dają swoim lietuvskim odpowiednikom szansę, co kończy się niestety dla litewskich Polaków tragicznie. Komiczne jest to, iż ta druga strona także daje szansę, ale na powrót do polityki udawania, iż jest wszystko w porządku. Na wzięciu udziału w pozorowaniu, że coś jest załatwiane. Ma to dać złudny spokój i wrażenie, iż się coś robi. Polskim obowiązkiem jest nie tylko twarde odrzucanie takich propozycji, ale i wsadzenie przysłowiowego kija w mrowisko na forum UE.

Sytuacja Polski, w miarę ujadania na nią przez Niemcy i wszelkie podległe ich wpływom struktury, wraz z rodzimymi sprzedawczykami, którzy pragną obcej interwencji (a nic się z historii nie nauczyli) może i jest nie łatwa. Jednak zawsze należy zachować się jak trzeba, bo to nasza narodowa cecha. Dlatego istniejemy, tym jako Polacy się wyróżniamy. Na pocieszenie rzec można, iż przez lata w takiej izolacji tkwiła Białoruś, a jest ona w znacznie gorszym położeniu, niż my, a dzisiaj to wiele osób o nią zabiega. Nie to jest jednakowoż najważniejsze. Najważniejsze jest to, iż nikt nic Białorusi i jej dożywotniemu prezydentowi nie mógł zrobić. My jesteśmy państwem demokratycznym, ale jak już wspomniano w lepszej sytuacji, z lepszymi możliwościami. Odwaga to kapitał, który zawsze jako Polacy posiadaliśmy. Kapitałem jednak są również dla nas Polacy poza granicami, a zwłaszcza na wschodzie. Zabrać ich chcą nam, nie tylko Lietuvisi i Ukraińcy, ale i Rosjanie oraz Niemcy.

Dlaczego? Ponieważ ich zdaniem to potencjalny środek wpływu naszego państwa, jeśli chciałoby ono odzyskać mocarstwowość. To główny powód, dla którego dyskryminacja Polaków istnieje. Wielu z nas motywują do ratowania Polaków powody moralne, choć mogłyby i cyniczne - właśnie te związane z realpolitik. Zatem wszyscy, którzy chcą pozwolić na pozbycie się ze wschodu polskiego elementu etnicznego są szkodliwymi błaznami. W ich planach nie ma ani moralności, ani cynicznego elementu liczenia na zyski państwa polskiego. Może jedynie ich własne, niezależnie w jaki kostium swoje intencje owiną. I właśnie co raz jeszcze trzeba podkreślić - to na nich obliczone są pozorne, nic nie kosztujące ruchy urzędników z państw sąsiednich. Tym ostatnim zależy głównie na niszczeniu Polaków na wschodzie, przy bierności ich własnej Ojczyzny, a nie na dobrych z nią relacjach.

Aleksander Szycht

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną