Ksiądz krytykujący władzę zapłaci 1500 zł kary!!!

0
0
0
/

Donald Tusk z Leszkiem Millerem wspólnie wzięli się za Kościół katolicki, który „miesza się do polityki” i chcą zamknąć duchownym usta, by nie głosili z ambon patriotycznych kazań.

 

22 listopada sejm głosami SLD, Platformy i części PSL, skierował do dalszych prac w komisji nadzwyczajnej ds. zmian w kodyfikacjach nowelizację Kodeksu Wyborczego zakazującą agitacji wyborczej w kościołach.


Kapłan, który się do niego nie zastosuje, zapłaci grzywnę, bagatela, półtora tysiąca złotych.

 

„Utracicie tubę medialną przed wyborami w postaci ambon w kościołach” - mówił z satysfakcją eseldowski poseł Piotr Chmielowski. I nie miał tu na myśli przedstawicieli lewicy czy Platformy, którzy do dyspozycji mają media tzw. głównego nurtu.


Sekretarz generalny Konferencji Episkopatu Polski bp Wojciech Polak, komentując decyzję sejmu podkreślił, że „Kościół ma prawo wypowiadać się na tematy społeczne. (…) Jeżeli w Konstytucji RP jest mowa o bezstronności państwa w stosunku do Kościoła, to powinno się szanować autonomię Kościoła. Tym bardziej jesteśmy zdziwieni, że ten projekt został przekazany do dalszych prac”.

 

Biskup jest zdziwiony, a ja wcale. Antykościelny sojusz Donalda Tuska z Leszkiem Millerem był tylko kwestią czasu i okoliczności politycznych. Oczywiście, bardzo ważne są afery w PO, promowanie dewiacji przez środowiska poprawności politycznej, ale w tle tych wydarzeń od dłuższego czasu rozkwita antyklerykalizm i ponawiane są próby wyrugowania Kościoła z życia publicznego, co piątkowe głosowanie tylko potwierdza. A przyjmowana częstokroć linia sojuszu tronu z ołtarzem drugą stronę tylko rozzuchwaliła i dała jej możliwość zastosowania metod rodem z PRL.


Posłowie głosujący za nowelizacją Kodeksu Wyborczego, a przeciw wnioskom PiS-u i Solidarnej Polski o jej odrzucenie w pierwszym czytaniu, złamali konstytucję, zakładającą rozdział Kościoła od państwa. Mówił o tym podczas debaty np. Andrzej Rozenek z Twojego Ruchu, apelując do lewicy: „Tak jak Kościół nie powinien wtrącać się w to, co świeckie, państwo nie powinno wtrącać się w to, co kościelne. To powinno być zrozumiałe nawet dla towarzyszy z SLD. Litości! Jak coś się dzieje w waszym Kościele, towarzysze katolicy z SLD, to naprawcie to wewnątrz tego Kościoła, ale nie rękami państwa!”. Partia Palikota poparła zresztą opozycję, choć są to zdeklarowani antyklerykałowie.


Jak widać w polskiej polityce nigdy nic nie wiadomo do końca... Z wyjątkiem, rzecz jasna, postawy Polskiego Stronnictwa Ludowego. Ci reprezentanci wsi polskiej, jak lubią siebie nazywać, zachowali się jak zwykle, czyli obrotowo. Nie było dyscypliny klubowej i aż sześciu z partyjnej wierchuszki – m.in. Jan Bury, Stanisław Kalemba, Janusz Piechociński, Tomasz Eugeniusz Grzeszczak – wsparło zamykanie księżom ust. Kierowali się pewnie dewizą „Żywią i bronią”, tyle że w odniesieniu do siebie i swoich rodzin oraz stanowisk i przekrętów. Mógłbym napisać, że Wincenty Witos przewraca się w grobie, ale ten wybitny polityk doby II Rzeczypospolitej przewrócił się w nim już dawno, patrząc co z dziedzictwem ludowców zrobiono w PRL i po 1989 roku.


Konstytucja została złamana, a rząd Tuska nie cofnął się też przed oszukaniem Episkopatu Polski. Jak ujawnił w jednym z wywiadów biskup Wojciech Polak przedstawiciele rządu Donalda Tuska podczas ostatniego posiedzenia Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu byli o projekt SLD pytani.

 

„Usłyszeliśmy wówczas, że strona rządowa uważa, że projekt ten powinien zostać odrzucony. Większość parlamentarna, w tym duża część posłów PO, jednak przyjęła go w tej formie do dalszego procedowania” - powiedział hierarcha. Pewnie teraz usłyszymy tłumaczenia premiera, że posłowie PO są niezależni od rządu i dlatego głosowali jak głosowali, ale tylko naiwny może na takie bzdury się nabrać.


Podobnie władza grała z Kościołem w PRL. Też mówiła o wtrącaniu się księży do polityki, o kampaniach nienawiści, a niepokornych kapłanów mordowała. Utrudniała budowę świątyń, obiecywała w nieskończoność przydział materiałów na budowę kościoła, czy remont Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego lub traktowała takie wnioski od razu odmownie, a decyzje podejmowano nie tylko w „województwie”, ale też w Urzędzie ds. Wyznań czy Ministerstwie Spraw Wewnętrznych.


Gdy tak słuchałem niektórych wystąpień z mównicy sejmowej, to wracała antykościelna propaganda z konferencji prasowych rzecznika rządu PRL - Jerzego Urbana, przypominały się wypowiedzi członków KC kompartii, czy Biura Politycznego, a już z Polski pookrągłostołowej – nagonka tzw. lewicy, która dzięki dogoworowi ze styropianową opozycją nigdy z niczego się nie rozliczyła, oraz środowisk Unii Demokratycznej i jej partii-córek z najmłodszą Platformą włącznie.


Towarzysz Dariusz Joński z SLD mówił na przykład, że jego partia zdecydowała się na przygotowanie projektu pod wpływem apeli wiernych, którzy „mają dość polityki w kościołach”, zaś Sojusz chce też „uwolnić polski Kościół od polityki”:

 

„W Polsce obowiązuje zasada rozdziału Kościoła od państwa. Niestety, wielokrotnie byliśmy świadkami tego, kiedy strona kościelna bezpośrednio angażowała się po stronie niektórych polityków, ale również partii politycznych. Takie działania miały miejsce również podczas kampanii wyborczych” – uzasadniał. 

 

Zupełnie jak z klasyków czerwonego systemu. Brakowało mi tylko jeszcze zdania, że „religia to opium dla mas”, ale że proces legislacyjny jeszcze potrwa, to towarzysz Joński będzie miał okazję wykazać się swoją znajomością marksizmu-leninizmu. A jak zapomni, to mu Miller przypomni.


Już sobie wyobrażam, co będzie się działo jeśli nowelizacja Kodeksu Wyborczego wejdzie w życie, a zważywszy na dotychczasową postawę PO, SLD i PSL tak może się stać, chyba że prezydent Komorowski zechce zarobić kilka punktów więcej i ustawę zawetuje. Państwo policyjne wejdzie na nowy poziom. Będą rosły zastępy donosicieli piszących anonimy, że dwa dni przed wyborami ksiądz „X” mówił o dziedzictwie „Solidarności”, i pracowników służb słuchających w okresie przedwyborczym kazań, nagrywających je i analizujących.


To kolejna analogia do peerelu w najczarniejszej odsłonie, gdy meldunki operacyjne esbeków dotyczące Kościoła, które przeglądałem w IPN, obejmowały wszystko, np. udzielenie ślubu przez prymasa Wyszyńskiego.


Zapis o zakazie „agitacji wyborczej” jest tak ogólny, że będzie za nią można uznać praktycznie wszystko np. patriotyczne kazania w Święto Niepodległości, 15 sierpnia czy 3 maja, nie mówiąc już o liście Episkopatu skierowanym do wiernych. Wszystko zależeć będzie od daty głosowania i długości kampanii. Władza przyczepi się do wszystkiego i za „agitację” spokojnie uzna np. pochwałę Armii Krajowej, NSZ, czy WiN, cytowanie kazań antykomunistycznych kapłanów, przypominanie roli Piłsudskiego i Dmowskiego w odzyskaniu niepodległości.


W produkowaniu donosów będzie miała swój interes rządzący oraz „policje widne, tajne i dwupłciowe”, bo przecież im więcej takich „przestępstw” wymierzonych w ład społeczny wyłapią, to więcej pieniędzy wpłynie do kasy państwa, a i funkcjonariusze i donosiciele będą zadowoleni, bo za aktywność dostaną premie. A gdyby jeszcze przywrócono kolegia do spraw wykroczeń, to dopiero byłby zarobek...


Piotr Jakucki
Na zdjęciu: ks. Ryszard Halwa w czasie Mszy Św. przed Marszem Niepodległości, fot. Prawy.pl

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną