Manipulacja
Najbardziej zdumiewające w obecnym konflikcie parlamentarnym, to fakt, że jest on traktowany poważnie. Zarówno publicyści, jak i politycy głowią się jak ten konflikt rozwiązać, kto ustąpi, kto się z niego pierwszy wycofa, kto na nim bardziej straci, a kto go politycznie wygra. Te "poważne" dyskusje, wiece poparcia dla obu stron, zastanawianie się nad skutkami dla polskiej sceny politycznej, to wszystko robi wrażenie ponurej groteski. Bo jak poważnie traktować zarzuty z jednej strony o wprowadzeniu w Polsce dyktatury czy likwidacji demokracji, a z drugiej strony zarzuty o przygotowanie puczu, i swoistym zamachu stanu. To wszystko jest nie tylko niepoważne, ale zupełnie groteskowe. Jakaś gra, już nie pozorów, ale jakiegoś obłędu. I nie byłoby to zjawisko godne uwagi, gdyby nie fakt, że ten konflikt zupełnie destabilizuje państwo, a także, że jest traktowany zupełnie poważnie przez opinie publiczną.
Otóż w sytuacji narastającego konfliktu międzynarodowego, narastającego chaosu i niepewności w stosunkach międzynarodowych, których rozwój będzie miał zasadnicze znaczenie dla przyszłości naszego kraju, państwo ulega swoistej ukrainizacji. Strona rządowa celowo prowokuje konflikt, a opozycja, z jeszcze większą nieodpowiedzialnością reaguje histerycznie na rządowe prowokacje. Partia rządząca prowokuje, bo wie, że reakcja będzie nie tylko niesymetryczna, ale skłoni opozycję do działań histerycznych i nieodpowiedzialnych, dzięki temu, strona rządowa jawić się będzie, jako stanowcza i bardziej rozsądna. Nie ulega wątpliwości, że w tym konflikcie wygrywa PIS, co potwierdzają także badania opinii publicznej. Problem w tym, że to jest zwycięstwo z kategorii "golono, strzyżono" ze znanej bajki. Że to zwycięstwo, jak zresztą sam konflikt wyłącza Polskę z międzynarodowej polityki i tworzy wizerunek naszego kraju, jako niepoważnego i niestabilnego. Po prostu cały ten konflikt prowadzi nie tylko do ukrainizacji polskiej polityki, ale także do takiego samego postrzegania Polski na arenie międzynarodowej i tym samym traktowania naszego państwa, tylko w kategoriach przedmiotowych. Państwa, które jest niezdolne do prowadzenia poważnej i odpowiedzialnej polityki.
Otóż, po co to wszystko?. Wydaje się, że odpowiedzi należy szukać w celach politycznych obu stron konfliktu. Nie ulega wątpliwości, ze największa partia opozycyjna, znajduje się po wyborach w bardzo głębokim kryzysie, to partia mająca największą liczbę posłów w opozycji i największe dotacje, ale partia bez kierownictwa. Kierownictwo obecne, to znaczy Schetyna, ma jedną idee przewodnią, a mianowicie, że to on musi PO rządzić, a każdy, komu sie to nie podoba ma być usunięty, a przynajmniej zmarginalizowany. Oczywiście Schetyna chce wygrać następne wybory i ma nadzieje, że do nich dotrwa, jako lider Platformy i że mu sie uda zmarginalizować konkurencję w opozycji, czyli Nowoczesną. Co prawda nie powinno być to trudne, ze względu na potencjał intelektualny konkurencji, ale jak dotąd, to konkurencja cieszy sie większym społecznym poparciem. Otóż Platforma dziś jest masą upadłościową i jako taka wielka masa może trwać w nadziei aż do następnych wyborów licząc, że konkurencja w opozycji do tego czasu się zupełnie skompromituje. W związku z powyższym jedyną strategia działania, PO, to uczestniczenie w antyrządowej histerii, jako metodzie utrzymania własnych zwolenników.
Pozornie w lepszej sytuacji jest Nowoczesna. pl. Nie jest ona odpowiedzialna za afery w czasie poprzednich rządów i jawi sie, jako nadzieja wobec dekadencji Platformy. I rzeczywiście istnieje stosunkowo liczny elektorat antypisowski, o który ta partia konkuruje, jak na razie z lepszymi wynikami, z PO. Ale, pomimo że Nowoczesna bezpośrednio nie odpowiada za afery i marazm rządów poprzednich, to ma problem z identyfikacją swojej strategii. Podobnie jak i PO jedynym pomysłem, jest także antypisowska histeria. Tylko, że Petru wydaje się, że ma jeden konkretny cel. Otóż w przeciwieństwie do PO, jego partia nie jest finansowana z budżetu, dlatego też jak najszybsze wybory leżą w jego interesie. I ta histeria powinna w jego przekonaniu doprowadzić do przyśpieszenia wyborów. Oczywiście gdyby sie takie wybory odbyły, to nie ma zbyt wielkich szans, aby Petru przejął władze w Polsce, ale na pewno by uzyskał finansowanie swojej partii i zmarginalizowałby partie Schetyny. To wydaje się zasadniczym celem politycznym Nowoczesnej, tym bardziej, że na taki scenariusz może poważnie rozważać także PIS mając nadzieje na umocnienie swojej pozycji i na wzmocnienie opozycyjnych animozji. Zarówno PO, jak i Nowoczesnej konflikt jest potrzebny, by ukryć wewnętrzną pustkę i intelektualną nicość.
Oczywiście zarzuty Jarosława Kaczyńskiego o próbę dokonania puczu są równie bełkotliwe, co zarzuty opozycji o likwidowaniu demokracji. Te słowa mają na celu tylko podgrzanie istniejącego sporu. Żeby przedwcześnie nie wygasł, trzeba dolać paliwa do tego niemrawego konfliktu, budowanego przez media, trzeba skutecznie mobilizować własny elektorat, a przede wszystkim, trzeba sie starać żeby konflikt był zasadniczą treścią polskiego życia politycznego. Bo w warunkach konfliktu pobudza się konieczność opowiedzenia sie po jednej czy po drugiej stronie i w ten sposób nie dopuszcza się do ukształtowania niezależnej, podmiotowej i obywatelskiej opinii publicznej. Tam gdzie trwa walka nie ma, bowiem miejsca na refleksje, na namysł nad racjami, czy na własne samodzielne i niezależne stanowisko. Taka postawa byłaby, bowiem dla prowokatórów konfliktu, groźna, bo by ich marginalizowała.
Bo ten konflikt, nie tylko dzieli skutecznie polskie społeczeństwo, ale przede wszystkim spycha na margines zasadnicze wyzwania stojące przed naszym krajem, a także marginalizuje w świadomości społecznej działania, które mogą mieć zasadnicze znaczenie dla polskiej polityki. Eskalacja konfliktu służy stworzeniu zasłony dymnej, dla rzeczywistej polityki, jaka prowadzi Jarosław Kaczyński. Otóż takim działaniem jest polityka przeciwko ochronie życia dzieci nienarodzonych, jaką Kaczyński od lat forsuje. Konflikt pomiędzy PIS-em a nihilistyczną opozycją spycha ten najważniejszy problem moralny naszych czasów na zupełny margines, tym bardziej, że Kaczyńskiemu udało się skolonizować część katolickiej opinii, broniącej teraz publicznie jego proaborcyjnej polityki. Wydaje się, że na dzień dzisiejszy logika prowokowanego konfliktu skutecznie marginalizuje kwestię ochrony życia dzieci nienarodzonych.
Ale jest jeszcze jeden, w obecnej chwili zasadniczy problem, który chce przykryć medialnie partia rządząca. Otóż na początku lutego w parlamencie europejskim będzie miała miejsce ratyfikacja umowy CETA, a później, także proces ratyfikacyjny będzie miał miejsce w poszczególnych parlamentach narodowych. Rząd Beaty Szydło, a zwłaszcza aktywny w tej kwestii wicepremier Morawiecki w sposób zdecydowany popiera tą ratyfikację. Także eurodeputowani PIS głosowali przeciwko próbie zablokowanie tej umowy poprzez sprzeciw skierowania jej do Trybunału Sprawiedliwości. CETA ma, bowiem zasadnicze znaczenie dla przyszłość naszego kraju. I to nie tylko przyszłości gospodarczej, ale także społecznie i naszej pozycji międzynarodowej. Bo umowa, ta, która jest tożsama z umową TTIP, prowadzi do rezygnacji naszego państwa z suwerenności w stosunku do międzynarodowych korporacji, nie mówiąc już o fundamentalnym zagrożeniu polskiego rolnictwa. Umowa ta jest fundamentalnym zaprzeczeniem całej gospodarczej ideologii głoszącej przez obóz rządowy. Jest to umowa, która nie tylko petryfikuje, ale pogłębia neokolonialny charakter polskiej gospodarki. Poparcie dla jej ratyfikacji, to rezygnacja z programu przezwyciężenia neokolonialnej zależności Polski i przekreślenie szans na bardziej dynamiczny rozwój gospodarczy naszego kraju. Poparcie tej umowy zadaje kłam całej głoszonej przez PIS ideologii. I dlatego obozowi rządzącemu jest tak potrzebna eskalacja tego bezsensownego i zastępczego konfliktu, aby przykryć te działania rządu, które są wymierzone w szanse odzyskania podmiotowości ekonomicznej i politycznej naszego kraju.
Otóż PIS obecnie powtarza manewr, jakiego dokonał w 2007 roku. Wtedy została rozpętana histeria medialna w sprawie, zapomnianych już dziś kartoflanych karykatur prezydenta Kaczyńskiego w prasie niemieckiej. Ta antyniemiecka histeria wytworzyła zdecydowanie antyniemiecki wizerunek PISu. I ten wizerunek pomógł PISowi w przeforsowaniu traktatu lizbońskiego, który był największym polskim ustępstwem w Unii Europejskiej wobec Niemiec. Wartość, bowiem polskiego głosu w traktacie lizbońskim w stosunku do wartości głosu niemieckiego spadła o połowę. I ten to fakt, musiał być staranie ukryty przez antyniemiecka histerię medialną. I to wtedy się udało, także dzięki temu, ze Platforma Obywatelska, także realizowała proniemiecka politykę.
Dziś jest podobnie. Opozycja nie jest opozycją w stosunku do umowy CETA/TTIP. Nie będzie mówiła o jego istotnym zagrożeniu dla przyszłości naszego kraju. A w sytuacji ostrego konfliktu politycznego, w którym mamy do czynienia tylko z grą pozorów, nie będzie miejsca na debatę o rzeczywistej polskiej polityce. PIS prowokując konflikt, celowo wyłącza opinie publiczną i zamyka debatę na ten fundamentalny dla przyszłości Polski temat. PIS nie chce, żeby opinia publiczna dostrzegła jego satelicką politykę, która jest maskowana patriotyczną retoryką. To, dlatego, ten konflikt jest prowokowany i dlatego też mobilizuje się swoich zwolenników do manifestowania swojego poparcia dla obozu rządzącego. Ale dziś manifestacja taka, to akceptacja zarówno dla proaborcyjnej polityki prezesa Kaczyńskiego i poparcie dla wyprzedaży suwerenności poprzez akceptację CETA/TTIP.
Dziś racją stanu jest nie tylko dystans wobec tego konfliktu, ale przede wszystkim postawa i działania mające na celu marginalizację obu stron konfliktu. Polacy nie powinni dać się wciągać w ten sztuczny i zastępczy konflikt, nie powinni dać sie manipulować, bo nie o dobro Polski tu chodzi, tylko o partyjne, w najgorszym tego słowa znaczeniu interesy. Partyjne, jako przeciwstawione polskiej racji stanu. To jest ich konflikt, a nie jest to konflikt o realizacje narodowych interesów.
Marian Piłka
Historyk, wiceprezes Prawicy Rzeczypospolitej
Źródło: prawy.pl