IPN pójdzie z torbami?

0
0
0
/

Rządowi i koalicji w wyniku pomyłki Ministerstwa Gospodarki, zabrakło w budżecie na rok 2014 pieniędzy na utrzymanie w przyszłym roku sieci wsparcia dla małych i średnich przedsiębiorstw, czyli MŚP. A jak zabrakło to zabrali innym. Obcięli w toku prac sejmowych budżet Instytutu Pamięci Narodowej o 5 mln złotych.

 

Brakowało środków? No to spokojnie można było je wziąć z administracji publicznej, która jest tłustym połciem w pogrążonej w kryzysie Polsce. Jednak „Gazeta Prawna” w sierpniu br. trafnie przewidziała, że urzędnikom krzywda ze strony Tuska się nie stanie.


„Trudna sytuacja budżetowa zmusza rząd do szukania rezerw w instytucjach państwowych. Nikt jednak nie decyduje się przy tej okazji na odchudzenie administracji. A dzięki niej oszczędności byłyby spore. W samym korpusie służby cywilnej redukcja urzędników o 10 proc. pozwoliłaby zaoszczędzić nawet miliard złotych. Kolejne pięć miliardów można byłoby znaleźć, likwidując trzynastkę w urzędach. Rząd jednak nie chce wracać do pomysłu ustawowej redukcji zatrudnienia sprzed kilku lat. Zakładano wtedy zmniejszenie liczby etatów o około 30 tys. Nie ma też planów odbierania im przywilejów.” - pisał dziennik.


Pracowników administracji można więc nazwać pieszczochami władzy. Instytut Pamięci Narodowej – przeciwnie. Jest solą w oku układu magdalenkowego rządzącego przez większość lat po okrągłym stole. Ponieważ w okresie rządu Mazowieckiego nie udało się spalić wszystkich teczek, w tym tych kompromitujących lewacką styropianową opozycję, to przynajmniej należy sypać piach w szprychy instytucji, która je gromadzi, przypomina katów stalinowskich, wydaje biuletyny, książki, gry planszowe, czy organizuje rajdy szlakiem „Żołnierzy Wyklętych”. A jak prościej to zrobić, niż zabrać niezbędne do działalności pieniądze ...


Podobnie już było chociażby w 2011 roku, gdy władze IPN chciały, by w jego budżecie na następny rok ujęte były środki na sfinansowanie kupna nowej siedziby. 25 stycznia 2012 roku pozycja ta została jednak wycięta podczas drugiego czytania ustawy budżetowej na wniosek Rafała Grupińskiego, przewodniczącego klubu parlamentarnego PO. Przyczyna? Jakże by inaczej, kryzys w państwie.


I czy ktoś by uwierzył jak wielkim obrońcą IPN był jedenaście lat temu Donald Tusk, wtedy wicemarszałek Sejmu? Jak się oburzał w radiowej „Trójce” na znaczne zmniejszenie budżetu IPN, głównie za sprawą posłów SLD, podkreślających że w państwie... jest kryzys. „Obcinając budżet IPN obcina się pieniądze na pamięć narodową” - grzmiał, a argument postkomunistów, że środki są bardziej potrzebne Archiwom Państwowym, by te mogły gromadzić dokumenty płacowe likwidowanych zakładów pracy tak, by ich pracownicy mogli uzyskać zaświadczenie konieczne do obliczania emerytury uważał za hipokryzję, gdyż pieniądze z budżetu marnowane są w innych miejscach.


Jak więc widać punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Rządziło SLD, i mimo że był już ten odwieczny kryzys, to Platforma IPN broniła. Jednak wtedy był inny IPN, kierowany przez człowieka Platformy prof. Leona Kieresa, nie tykający niewygodnych spraw i koncentrujący się na „polskim antysemityzmie”, m.in. w Jedwabnem.


Najgorsze dla postkomuny, Platformy i salonu przyszło, gdy w IPN prezesem został Janusz Kurtyka. Rozpoczęto znakomitą działalność edukacyjną, pełną parą ruszył pion śledczy i zaczęły pojawiać się dokumenty świadczące o niezbyt kryształowej postawie w PRL mniejszych i większych tuzów lewackiej opozycji m.in. spod znaku KOR oraz tzw. autorytetów. W salonie wrzało, a po tym jak pod auspicjami Instytutu ukazała się książka Cenckiewicza i Gontarczyka, dokumentująca współpracę Lecha Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa, na Czerskiej dostali szału .


Salon wtórował Wałęsie, gdy ten wezwał wówczas, by towarzystwo z IPN rozgonić. Miałby kto się z tego cieszyć. Od PO po SLD. Bo jak to podsumował prof. Antoni Dudek: „Fakt, że IPN zajmuje się tą ciemną stroną naszej historii jest główną przyczyną zmasowanych ataków jakim podlega od chwili swego powstania. (…) Większość zarzutów wobec Instytutu została sformułowana zanim jeszcze rozpoczął swoją działalność. Atakujących z kręgów postkomunistycznej lewicy czy redakcji „Gazety Wyborczej” nie interesowała rzetelna dyskusja na temat wiarygodności dokumentów bezpieki. Oni z góry wiedzieli, że nie są wiarygodne, a obraz historii tworzony na ich podstawie będzie fałszywy. Ze szczególną zajadłością atakowali pion śledczy IPN, utworzony po to by przełamać blokadę jaka istniała w wymiarze sprawiedliwości w latach 90. minionego wieku. Blokadę powodującą, że przez pierwszych dziesięć lat III RP udało się skazać prawomocnie zaledwie kilku komunistycznych oprawców. I to w czasach, gdy setki, jeśli nie tysiące z nich jeszcze żyło, pobierając wysokie emerytury”.


Julia M. Jaskólska
fot. Prawy.pl/J.Bodakowski


© Wszystkie prawa zastrzeżone. Jeśli koniecznie chcesz skopiować tekst do swojego serwisu skontaktuj się z redakcją.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną