Nowa Ewangelizacja w rękach Nowej Lewicy

0
0
0
/

Coraz powszechniejsze wśród prowadzących tzw. nową ewangelizację jest prowadzenie formacji duchowej z pomocą psychodramy i innych wynalazków Nowej Lewicy. Zupełnie przypadkiem, o ile ktokolwiek wierzy w przypadki, uczestniczyłam w takich rekolekcjach pod nazwą kursu „Nowe Życie” prowadzonych przez jedną z licznych w Polsce chrześcijańskich wspólnot. Kurs Nowe Życie jest – jak można dowiedzieć się z informacji na stronie internetowej – jest prowadzony w ramach Kościoła Katolickiego, natomiast wszystkie organizacje prowadzące kurs podlegają pod odpowiednie organy Kościoła. Zresztą treść kursu jest zatwierdzona przez władze kościelne. Jak przekonują twórcy tych rekolekcji ewangelizacyjnych, kurs Nowe Życie to „weekend spotkania z realnie działającym Bogiem, spojrzenia razem z Nim na Twoje życie i zyskania nowych perspektyw i możliwości”. Wszystko zatem wydaje się piękne i prowadzące do pogłębienia relacji ze Stwórcą, ale czy rzeczywiście? Nie jest celem niniejszego artykułu relacjonowanie całego przebiegu owych rekolekcji, niemniej zasygnalizowanie kilku istotnych kwestii, nad którymi duszpasterze powinni się poważnie pochylić i jeszcze raz zastanowić się nad ich zgodnością z nauczaniem Kościoła, Prawdą oraz rzeczywistością. Każdy z uczestników mógł otrzymać „List od Boga”, przewiązaną złotym sznureczkiem piękną epistołę, z której dowiadywał się o miłości Pana Boga do niego, jako do najukochańszego dziecka. Dla wielu takie słowa mają wielkie znaczenie. Iluż bowiem jest ludzi, którzy nigdy od nikogo nie usłyszeli, że są kochani! Problem zaczyna się jednak z chwilą, kiedy prowadzący tę część rekolekcji animator zachęca, by ten złoty sznureczek zawiązać sobie mocno na palcu, aby przypominał o Miłości Boga. Jeżeli bowiem relacja z Panem Bogiem ma się opierać na cienkim, złotym sznureczku, to czy jest to w ogóle jakakolwiek prawdziwa relacja? Gdyby list przewiązany był Różańcem, sprawa wyglądałaby zupełnie inaczej, ale nie był... Już na samym początku ewangelizacyjnego kursu uczestnik, świeżo zapewne nawrócony, jest nakłaniany do tego, aby wagę przywiązywać nie do osobowej relacji z Panem Bogiem, ale do przedmiotów, co w sposób negatywny odbija się na budowaniu trwałej więzi ze Stwórcą. Przedmioty te – a przynajmniej takie można odnieść wrażenie – mają być swego rodzaju talizmanami, co stanowi poważne wykroczenie przeciwko Dekalogowi. A przecież Pan Bóg jest Osobą i nasza więź powinna być budowana tak, aby nie tworzyć sztucznych dróg, ale nawiązać rzeczywistą relację. Psychodrama rozbija rzeczywistość relacji z Bogiem Kolejnym elementem kursu Nowe Życie była... psychodrama. Ta ostatnia jest metodą rozpoznawania i leczenia zaburzeń psychicznych, wykorzystując elementy teatru i dramy. Leczenie z użyciem psychodramy musi odbywać się pod kontrolą lekarza w szczególności wtedy, kiedy odgrywane są sytuacje wiążące się z silnymi emocjami. Techniką tą niejako odtwarza się trudną sytuację w bezpiecznych dla pacjenta warunkach w celu „oczyszczenia” emocjonalnego tego ostatniego i dania mu szansy poznania możliwych reakcji innych osób. To bardzo kontrowersyjna metoda, która przeprowadzona w nieumiejętny sposób może doprowadzić nawet do rozbicia psychicznego osoby jej poddawanej. Jednocześnie tworzy fikcyjny obraz rzeczywistości, która niejako zastępuje wydarzenia rzeczywiste. Z czymś takim mamy do czynienia na kursie Nowe Życie, tyle że w przeniesieniu na płaszczyznę wiary. Otóż w pewnym momencie na środek sali wyszedł mężczyzna, co do którego ogłoszono, że będzie odgrywał rolę Chrystusa, przy czym powiedziano, że „To jest Pan Jezus”. Ów mężczyzna wysunął na środek sali stojący krzyż. Uczestnikom rozdano kartki, na których mieli narysować symbole swoich grzechów, a następnie oddać je mężczyźnie przebranemu za Chrystusa, aby ten gwoździami przybił je do krzyża. I tak uczestnicy pojedynczo oddawali swoje grzechy rzekomemu Chrystusowi, który jedną kartkę za drugą przybijał do zbitego z desek krzyża. Kiedy już wszyscy uczestnicy, którzy wyrazili taką wolę, oddali swoje grzechy rzekomemu Chrystusowi, mężczyzna przebrany za Jezusa wziął czerwoną farbę i pomalował kartki wraz z gwoździami i krzyżem na czerwono, że niby obmywa te grzechy swoją krwią. Nie da się ukryć, że ten element kursu stanowił jawne bluźnierstwo. Po pierwsze jedynie kapłan w imieniu Jezusa Chrystusa może odpuszczać grzechy i nigdy, przenigdy!, nie będzie twierdził, że jest Chrystusem. Po drugie traktowanie zwykłego człowieka, jak Boga, co niestety w tej scenie następuje, to grzech przeciwko pierwszemu przykazaniu. Nie mówiąc już o tym, że taki teatrzyk, co do którego wmawia się, że jest rzeczywistością, w sposób istotny zaburza relacje między człowiekiem a Bogiem. Animatorzy twierdzili, że ów teatrzyk ma stanowić „wstęp do spowiedzi”, ponieważ niektórzy ludzie mają problem z przystąpieniem do niej. Problem w tym, że jeżeli ktoś ma kłopot z przystąpieniem do spowiedzi są na to świetne sposoby: rozmowa z kapłanem, modlitwa, medytacja przed Najświętszym Sakramentem itd... Sprawdzone od wieków i budujące relację z prawdziwym Bogiem. Oddziaływanie na psychikę człowieka, aby ten zdecydował się na jakąkolwiek relację z Panem Bogiem to działanie na niekorzyść tego człowieka. Wiara powinna wypływać z serca, być potrzebą duszy, a nie efektem psychomanipulacji. Inaczej bowiem nie będzie prawdziwa. Zresztą spróbujmy przenieść tę sytuację z rekolekcji ewangelizacyjnych na nasze codzienne rodzinne życie. Jeżeli chcę zwrócić się z prośbą do mamy, to nie rysuję jej na ścianie i nie mówię do tego rysunku, nie zwracam się też do ojca oznajmiając mu że na chwilę stanie się mamą, bo ja mam mamie coś do powiedzenia. Takie zachowanie odebrane zostałoby nie tylko jako nienaturalne, ale zwyczajnie świadczące o jakichś zaburzeniach psychicznych. Dlaczego zatem animatorzy rekolekcji ewangelizacyjnych narzucają uczestnikom, ludziom często poranionym i pogubionym takie podejście? Organizatorzy kursu twierdzą, że tego typu praktyki jak ta powyżej są pożądane jako element kursu, ponieważ są osadzone w konkretnym kontekście. Problem w tym, że równie dobrze moglibyśmy w ten sposób tłumaczyć sporządzenie sobie przez Izraelitów złotego cielca i oddawanie mu hołdów – wystarczyłoby wytłumaczyć to wszystko kontekstem. Grzech pozostanie grzechem, niezależnie od tego, jaką ideologię będziemy dorabiać, aby go uzasadnić. Warto dodać, iż wmawianie, że spojrzenie na fakty w zależności od kontekstu to wymysł Nowej Lewicy. Ta ostatnia odeszła od klasycznej definicji prawdy i wprowadziła interpretację rzeczywistości, zamiast zdrowego do niej podejścia i spojrzenia w Prawdzie. Wspólnota w modlitwie - tak, manipulacja – nie Wartość modlitwy wspólnotowej jest ogromna. Co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. Świadczyć o tym mogą liczne uzdrowienia i inne cudowne wydarzenia, których doświadczyli członkowie wspólnot, kiedy wezwali imienia Jezusa. Skoro zatem rzeczywiście byli świadkami tak wielkich rzeczy, to dlaczego decydują się na odejście od Pana, nazywając je przewrotnie ewangelizacją? O tym, że jest to manipulacja świadczy nadana tym pseudoewangelizacyjnym rekolekcjom nazwa „laboratorium wiary”. Otóż laboratorium to miejsce, gdzie dokonuje się eksperymentów, nie zaś bezpieczna przystań obecności Pana Boga. Już sama nazwa „laboratorium wiary” pozwala podejrzewać, że Nowa Lewica maczała w tym swoje ręce. Jest to bowiem taki sam konstrukt słowny jak „demokracja uczestnicząca” czy „zrównoważony rozwój”. Można je rozumieć i odczytywać na wiele sposobów, a klucz do interpretacji zna jedynie jego twórca. Owe wpływy Nowej Lewicy, psychomanipulacja i inne praktyki sprzeczne z wiarą i obrażające Boga znaleźć można w wielu chrześcijańskich wspólnotach, w Odnowie w Duchu Świętym także. Stąd ogromna potrzeba, aby jeżeli powstaje wspólnota mająca ewangelizować, wspierać modlitwą i oddawać cześć Panu Bogu, była ona tworzona, później zaś funkcjonowała pod troskliwym okiem przygotowanego do takiej pracy kapłana. Obecność kapłana jest niezbędna. Bez niego, bez jego nadzoru bardzo łatwo zboczyć z dobrej ścieżki, dać się ponieść emocjom, unieść pychą, poczuć władzę. Zaburzone zostają wówczas naturalne proporcje ludzkiego życia, gdzie Pan Bóg powinien być na pierwszym miejscu. Również twierdzenia – padające na wspomnianym wyżej kursie Nowe Życie – że poza wspólnotą prowadzącą taki kurs nie ma zbawienia, są z gruntu błędne. Jeżeli nie ma zbawienia, to poza wspólnotą, jaką jest Kościół katolicki. Nie raz słyszałam historie o ludziach, którym wspólnota zniszczyła życie, doprowadziła do psychicznego załamania, a nawet – samobójstwa. To rzecz jasna skrajne przypadki i pewnie przyczyny tych dramatów były nieco bardziej skomplikowane, ale powinny stanowić ostrzeżenie dla duszpasterzy, że dzieje się źle i potrzeba większego pochylenia się nad tymi, którzy decydują się ewangelizować. Potrzeba ich formacji i oczyszczenia z wszystkiego, co nie jest prawdziwe, i co zamiast do Boga, prowadzi innych na manowce. W sprawie naświetlonych przeze mnie powyżej problemów skontaktowałam się najpierw z Konferencją Episkopatu Polski, później zaś z Zespołem KEP ds. Nowej Ewangelizacji. Nikt nie chciał ze mną na ten temat rozmawiać. Dlaczego? Tego nie wiem, gdyż nawet nie otrzymałam żadnego wyjaśnienia. Pozostaje mi jedynie mieć nadzieję, że hierarchowie Kościoła katolickiego ukrócą tego typu procedery i dopilnują wzrastania w prawdziwej wierze. Artykuł ukazał się w styczniowym numerze miesięcznika Moja Rodzina Fot. Nowe Jeruzalem

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną