Pieprzne sojusze

0
0
0
/

No nareszcie czuję się bezpiecznie! Przybywają do nas obrońcy zza oceanu, bo na sercu im leży moje dobro. Jestem w strukturach paktu, którego głównym, europejskim strategiem są Niemcy. Bratam się z unią europejską, myśląc o wspólnej, europejskiej armii. Wielokrotnie goszczę premiera Wielkiej Brytanii, odczuwając jego troskę o moje wschodnie rubieże. Podpisuję kolejne umowy z Francuzami na zakup sprzętu i technologii militarnych. Mój Prezydent odpala chanukowe świece, dbając o miłe relacje z możnymi tego świata. Pomagam Ukrainie, licząc na współdziałanie w razie zwęszenia wspólnego wroga. No i mam rzutkiego ministra spraw zagranicznych, który zawiera kluczowy sojusz z karaibskim mocarstwem. Czekam tylko na pakt o nieagresji z Księstwem Liechtenstein i mogę już do końca świata spać spokojnie.

No chyba, że moje cudowne i błogie samopoczucie zostanie zakłócone jakimś głupawym snem, pełnym pytań i dziwnie realistycznych skojarzeń. Otóż, nie daj Bóg, przyśnią mi się zeszłoroczne słowa amerykańskiego generała, odpowiedzialnego za perfekcyjne przeprowadzenie manewrów „Anakonda”, który oświadczył, że wschodnią granicą Paktu Północnoatlantyckiego jest linia Odry i Nysy. W sennych majakach przypomnę sobie, iż nasz ukochany sojusznik jest w stanie permanentnej wojny od, bez mała, dwustu dwudziestu lat, przyczyniając się do większości z nich. Gdzieś zaświta mi potrzeba posiadania wiz, by odwiedzić najlepszego przyjaciela.

Bezładnie, przez uśpiony umysł, przebiegnie mi cała historia naszych stosunków z Angolami, których kilkusetletnia konsekwencja w zwalczaniu Polaków jest godna najgłębszego potępienia. Przez chwilę dotrze do mnie, kto w czasach rozbiorów był sterem i mocodawcą dla nędznych poczynań Prusaków? Kto tak koncertowo „wypełnił” wojenne zobowiązania sojusznicze? Kim naprawdę był dla Rzeczypospolitej spaślak w cylindrze z nieodłącznym cygarem? Kto w roku zeszłym, z mównicy parlamentu, nakazywał nam pośpiech w kwestii zwrotu miliardów dolarów naszym nieocenionym, żydowskim druhom? Kto wystawił nam fakturę, i rozliczył złotem z naszych narodowych depozytów, za aprowizację i korzystanie ze sprzętu i lotnisk, w bitwie o Anglię? Kto przedłużył okres utajnienia dokumentów wojennych o kolejny „milion” lat, by ukryć przed nami swoje podłości?

Lekko przewrócę się na bok i usłyszę dźwięki „Marsylianki”. Pieśni która, o ironio, wieszczy i wychwala faktyczny koniec Francji. Zamajaczy mi jakiś francuski bubek w generalskim mundurze, który na początku drugiej wojny światowej wypowiedział znamienne słowa; iż „Polacy będą się bili do ostatniej kropli krwi, a my do ostatniego Polaka.” Ponownie uderzą mnie kulisy zbrojeniowych kontraktów i ich wyjątkowa dla nas opłacalność.

Pchany tajemniczą, senną dynamiką znowu zmienię pozycję, wyzwalając w jaźni obraz „dobrotliwego Niemca”. Przez uśpioną myśl przebiegnie wspomnienie wojennego Polokaustu i niemieckie próby obarczenia Polaków winą wszelkich wojennych wynaturzeń. Wyświetlą mi się współczesne statystyki, plasujące książkę okrutnego Adolfa w czołówce najlepiej sprzedających się pozycji księgarskich. Mgliście uświadomię sobie, że z każdego jednego euro europejskich dopłat na rzecz naszej Ojczyzny, aż osiemdziesiąt osiem eurocentów trafia na konta niemieckich firm, w ramach jedynie słusznych ekonomicznie kontraktów. Moją senną równowagą zachwieje zadziwiający fakt zatrudnienia siedmiuset osób w niemieckim konsulacie we Wrocławiu. Posiadania, przez naszego dozgonnego sojusznika, około dziewięćdziesięciu procent naszego rynku prasowo-medialnego. Finansowania stosunkowo niewielkiej gromady Niemców, stanowiących mniejszość niemiecką, bez działań wzajemnych niemieckiego państwa wobec Polaków w Niemczech. Wyświetlą mi się kolejne gęby Rodaków poddańczo skierowane w stronę krainy Bismarcka, z wiodącym przodozgryzem zaciętego Kaszuba.

Niespokojny sen znowu zmieni moją wypoczynkową pozycję, ukazując piekielne sceny wołyńskiej apokalipsy. Zobaczę szeregi współczesnej młodzieży, dziarsko maszerującej z pękami kwiatów, na uroczystość odsłonięcia kolejnego pomnika rzeźnika Stefana „B”. Zobaczę jej wychowawców, celowo ukrywających historyczną prawdę o krwawych stosunkach polsko-ukraińskich.

Gdy lekko zaczyna świtać, mój sen przechodzi w fazę czuwania. Jeszcze tylko przebłysk ostatniego koszmaru, w którym Minister Obrony mojego Państwa występuje z ideą stworzenia Litewsko-Ukraińsko-Polskiej Brygady.

Lekko spocony otwieram niewyspane oczy. Spoglądam na zimowe niebo, nieskłaniające do podejmowania jakichkolwiek działań. Przeciągając się leniwie uświadamiam sobie, że to był tylko sen.

Siadając do śniadania zaczyna mnie jednak niepokoić wspomnienie sennych treści. Coś przestaje mi się zgadzać. Jeśli bowiem wszyscy sojusznicy tak bardzo chcą wzmocnienia wschodniej granicy mojej Ojczyzny, przed potencjalną agresją cara Putina, to dlaczego; w zeszłym roku pan John Kerry częściej rozmawiał z ministrem Ławrowem, niż świeżo poślubiona niewiasta, ze swoją matką? Dlaczego wywiady Rosji i USA wspólnie ustalają czasy nalotów na Syrię, dając dowód na pełną współpracę wywiadowczą? Dlaczego Francja udostępnia swój kosmodrom na terenie Gujany, dla wystrzeliwania rosyjskich satelit? Dlaczego Niemcy i Rosja połączone są, nie tylko więzami szorstkiej przyjaźni, umową o pracę byłego kanclerza, lecz także niejedną, wielką rurą, sączącą rosyjski gaz, nie licząc się z naszym sprzeciwem? Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?..... Czy ktoś przypadkiem nie chce, najzwyczajniej w świecie, wydymać czterdziestomilionowego Narodu?

Jeszcze usłyszę radosne zapewnienia pana Petru, którego publiczne wystąpienia budzą podejrzenie, iż dawno wypowiedział postanowienia konkordatu z własnym rozumem, że sojusz z Europą jest naszą jedyną gwarancją przetrwania. I poczucie mojego bezpieczeństwa ulatuje jak mydlana bańka.

Zatem z kim wchodzić w sojusznicze kontredanse, skoro tak naprawdę wszystkie sprzymierzone nacje mają Polską Rację Stanu w głębokim poważaniu? Ano z kasą mości panowie, z kasą!! Na samym początku Polska z Polską, zbratać się muszą, by ze swego olbrzymiego potencjału zacząć korzystać dla dobra Najjaśniejszej i jej mieszkańców. A potencjał rzeczony olbrzymim się jawi. I nie tylko mam na myśli naszą jednorodność kulturową i religijną, młodzież patriotyczną, niebywałą umiejętność przetrwania w najtrudniejszych warunkach, niebagatelny potencjał intelektualny i naukowy. Biorę także pod uwagę nasz stan posiadania surowcowego, którego ogrom daje rękojmię godziwej egzystencji i samodzielności nie tylko nam, ale wielu następnym pokoleniom Polaków. (odsyłam do felietonu: https://prawy.pl/42523-niech-was-reka-boska-broni/). Gdy już taki sojusz zaistnieje, poprzedzony wielkim sprzątaniem po kolejnych złodziejskich dewastacjach, można będzie zacząć myśleć o kolejnych członkach bogatej, suwerennej drużyny, tworzonej pod patronatem Rzeczypospolitej. Wtedy dopiero wolne sprzysiężenia z Węgrami, Białorusią, Czechami, Słowakami i wszystkimi innymi krajami, które dobrowolnie mogą wejść w skład, dzisiaj utopijnej, idei Międzymorza będzie miało szanse powodzenia. W innym przypadku każdy obcy żołdak w moim Kraju napawa mnie niepokojem i budzi moje najgorsze obawy. Zwłaszcza w kontekście kuriozalnego faktu, że mój Prezydent pozwala mu korzystać z ostrej amunicji w towarzystwie najbardziej rozbrojonego narodu w Europie.

P.S. Nastąpiła pomyłka w tytule felietonu, bowiem słowo: „Pieprzne” winno być zastąpione słowem: „Pieprzone”. Za ewidentną pomyłkę najmocniej przepraszam. I teraz jest jak należy.

Leszek Posłuszny

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną