Najjaśniejsza w agonii

0
0
0
/

Pacjentka w białej bluzeczce i czerwonej spódnicy opadła bezwładnie na lekarską kozetkę. Jej ciało, choć piękne i smukłe, nie pozostawiało wątpliwości, iż nie jest w kwitnącym stanie. Zmrużone oczy, zdawały się wołać o pomoc, co chwila zwilżając się bolesną łzą. Kiedy zebrane konsylium przeglądało medyczne papiery pacjentki na ich obliczach malowało się zdziwienie, że w tak wymęczonym ciele bije wyjątkowo silne serce, stanowiąc ostatnią nić łączącą tę umęczoną postać z doczesnością.   - Co się z nią dzieje? – wyszeptał jeden ze znamienitych medyków, zbliżając się do prowadzącego lekarza. - Pacjentka wyczerpana wewnętrznym i zewnętrznym atakiem pasożytów. Skupiska pasożytnicze o różnym pochodzeniu, tworzą ogniska zapalne, eksploatując ponad miarę jej wątły organizm. W 1989 roku nastąpiła operacyjna próba odbudowy wewnątrzkomórkowej, jednak uśpione kolonie zabójczych bakterii niemal natychmiast się odbudowały, niszcząc regenerowaną tkankę. Kreowany podział pasożytów na główne stronnictwa doprowadził do bezpardonowej walki wewnętrznej, skutecznie dewastując strukturę żywicielki. – głośno wyrecytował historię choroby jegomość w białym kitlu. - A co z przeciwciałami? – zapytał, któryś z uczestniczących. - Na wyczerpaniu. – Szybko odparował główny prelegent. – Nie widziałem u nikogo na świecie, by układ pasożytniczy tak skutecznie pozbawił wszystkie przeciwciała jakiejkolwiek broni. Teraz pomimo chęci walki o swój organizm, szlachetne komórki są bezbronne. To jednak normalne, bowiem każdy pasożyt walczy o utrzymanie przy życiu organizmu żywiciela, bojąc się jednak jego zbyt dobrej, zbrojnej kondycji. Zatem wiele łatwiej jest utrzymać przeciwciała uzbrojone w atrapy broni, niż narazić się na skuteczną walkę o dobro macierzy. Trzeba tylko wmówić im, iż walczymy o to samo, i gdy uwierzą, można poprowadzić ich na rzeź w kierunkach wskazanych przez pasożytnicze gremium, pod kłamliwym sztandarem walki o dobro żywiciela. - Kto do cholery doprowadził do takiego stanu pacjentkę. – żachnął się profesor stojący nieco na uboczu. - Do czasu pierwszej operacji – rzeczowo kontynuował prelegent – organizm pacjentki dewastowała wschodnia plaga. Od 1989 roku pasożytnicze ogniska przechrzciły się w plagę zachodnią. Co dla skutecznego niszczenia życia pacjentki, nie ma większego znaczenia. - Może warto poprosić o pomoc znane, światowe autorytety medyczne? – padło pytanie z drugiego rzędu zebranych. - Było wiele czynionych prób konsultacji. Jednak, o dziwo, żadnemu z obcych autorytetów nie zależało na poprawie stanu naszej chorej. – odparł prowadzący, szukając wzrokiem zadającego pytanie. – Amerykańscy uczeni chętnie pomogą, tylko po to by trzymać łapę nad równowagą między wschodnią i zachodnią plagą, nie zapominając oczywiście o ukrytych bogactwach naszej chorej. Niemieccy naukowcy, pod hasłem pomocy, myślą tylko o drenażu organizmu pacjentki i utrzymaniu jej przy życiu w statusie niewolnicy. Ruscy dobrodzieje, choć dostrzegają wspólne korzenie, nie bardzo przejęli by się zgonem chorej. Izraelscy luminarze najchętniej podłączyli by naszej pacjentce bolesną lewatywę, drenując jej ciało z ostatnich dóbr, w oczekiwaniu na testamentowe nadania. Chińscy lekarze chcieli przeprowadzić transfuzję, ale szybko usłyszeli od wiodących pasożytów, iż nie pasuje ich grupa krwi dla naszej pacjentki. Zresztą z karty choroby wynika, że na przestrzeni historii, krew naszej chorej pasowała każdemu biorcy. Wielu zatem korzystało z tak rzadkiej grupy krwi, nie licząc się jednak nigdy, ze stanem zdrowia dawczyni,  wysysając ją niemal do cna. Była także propozycja przeszczepu z angielskiej kliniki. Szybko jednak okazało się, iż Angole chcieli przeszczepić niezniszczalne serce chorej, zastępując je własną, skarlałą i niewydolną pompą. Nasza pacjentka ledwie uniknęła zabójczego zabiegu, lecz brytyjskie propozycje stają się coraz bardziej nachalne. Tylko sugestia węgierskich uczonych, gruntownego odkażenia organizmu pacjentki, zdaje się być sensowna. Zwłaszcza, iż ta metoda zyskuje coraz więcej zwolenników w Europie. - I to cała nadzieja dla chorej? – zapytał najgodniej wyglądający uczestnik całego naukowego gremium. - Na pewno jedna z ostatnich. – szybko odparł prowadzący, wertując kolejne strony swoich notatek. - Czyli przeciwciała nie dadzą rady? – kontynuował dociekania pytający. - Może i by sobie poradziły, ale sprawne i uzbrojone komórki są wysyłane poza ciało tej pięknej kobiety. Ona sama, natomiast leczona jest amerykańskimi antybiotykami, które w niczym jej nie pomagają. - To kto jest odpowiedzialny za jej leczenie, do jasnej cholery!? – uniósł głos wzburzony profesor. Zapadła cisza. Wszyscy zaczęli rozglądać się wokół siebie, jakby szukając winnego stanu pacjentki. Prowadzący nerwowo przewracał kolejne kartki ze swoich zapisków. - Kto jest lekarzem prowadzącym!? – grzmiał głos profesora. Spocony prelegent dotarł wreszcie do karty choroby, wieńczącej kilka stron bezładnych notatek. Nasunął głębiej okulary, przybliżając skrawek papieru. Na jego twarzy odmalowało się nerwowe skupienie. Podniósł okulary, mrużąc jednocześnie oczy. - Podpis nieczytelny. – Wymamrotał – Ale to chyba nikt z naszych – dodał po chwili, lekko się prostując. Leszek Posłuszny

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną