Arcybiskup chciał się zemścić na prezydencie Przemyśla?

0
0
0
/

Na jaw wychodzą w coraz większym stopniu związki kościoła greckokatolickiego z neobanderyzmem. Po zatrzymaniu prezydenta Roberta Chomy na granicy polsko-ukraińskiej spotkała go jeszcze jedna próba poniżenia. Tym razem w kościele greckokatolickim.

Jeśli celem wyższego duchownego było rzeczywiście poniżyć prezydenta Przemyśla nikogo właściwie nie powinno to zdziwić. Wielu hierarchów kościoła greckokatolickiego od lat zachowuje się bardzo kontrowersyjnie. Nacjonalistyczna ukraińska narracja historyczna wydaje się bowiem dla nich ważniejsza niż Chrystus i wiara. Najpierw Robert Choma, pomimo swoich licznych zasług dla Ukraińców otrzymał zakaz wjazdu na Ukrainę na okres pięciu lat. Tylko dlatego, że ma odmienne zdanie w kwestii zbrodniczej ideologii. A mianowicie nie ma zamiaru jej usprawiedliwiać, a tym bardziej ukrywać swoich poglądów. Choć ze strony władz ukraińskich spotkała go krzywda, bez zmian, jak co roku zdecydował się uczestniczyć w greckokatolickich uroczystościach religijnych. Chodzi o święto Chrztu Pańskiego zwane potocznie „Jordanem”.

Atmosfera spowodowana fatalnymi decyzjami Służby Bezpieczeństwa Ukrainy oraz Ukraińskiej Służby Granicznej z pewnością z każdej strony nie była dobra (i do tej pory nie jest). Tym bardziej wśród greckich katolików, których za sprawą odpowiedniej polityki przez dziesiątki lat zdominowała ukraińskość. I niestety taka w wydaniu nacjonalistycznym. Do archikatedry grekokatolickiej pod wezwaniem Św. Jana Chrzciciela w Przemyślu przychodzi więc prezydent tego miasta, najwyższy reprezentant władz. Czyni to pomimo faktu, iż kościół greckokatolicki nie wystąpił w jego obronie. Pokazuje tym samym, że jego dobrej woli i przyjaźni nie przewróci jakiś mocniejszy podmuch wydarzeń. Trudno powiedzieć czy Robert Choma miał nadzieję, że duchowni greckokatoliccy dołączą do tej grupy Ukraińców, która wyraziła ubolewanie nad tym co go spotkało. Sam bowiem, tym razem nie chciał w tej sprawie się wypowiedzieć.

Z tego co jednak zdołaliśmy się dowiedzieć ze swoich źródeł nie tylko nie wyrażono z nim solidarności. Ks. arcybiskup Eugeniusz Popowicz, metropolita przemysko-warszawski nie wyczytał go na powitanie jako jednego z gości. Prezydenta własnego miasta. Człowieka, o którym wiedział, iż co roku jest tam obecny, bez względu na to, czy nam się to mogło wcześniej podobać, czy nie. Mało tego, ale w świetle ostatnich wydarzeń, kiedy prezydenta skrzywdzili właśnie greccy katolicy raczej niemożliwe, by ten duchowny nie zastanawiał się, czy prezydent przyjdzie. A skoro się zastanawiał to musiał zapewne zdawać sobie sprawę z tego - jak jego zdaniem należy potraktować najwyższego w mieście rangą gościa.

Abp. Popowicz zadziałał, jak by się mogło zdawać sprytnie, bo tym razem inaczej niż co roku przywitał wszystkich ogólnie. Wobec prezydenta uczynił to na końcu dopiero proboszcz. Niby nic, ale wierni natychmiast zauważyli tę zmianę. Czy drodzy czytelnicy sądzą może, iż jego nieprzywitanie było czystym przypadkiem, nie mającym nic wspólnego z ostatnimi wydarzeniami medialnymi? Czy stanowiło przypadek, iż w tym roku uczyniono to niejako w przenośni „tylnymi drzwiami” - przez proboszcza. To wyjątkowo mało prawdopodobne, zwłaszcza, że prątki ukraińskiego nacjonalizmu już niemal całkowicie pochłonęły „pacjenta”, jakim jest kościół greckokatolicki.

Wygląda jakby kościół greckokatolicki był „na usługach” ukraińskich nacjonalistów

Słowa „pacjent”, z książki „Rozmowy młodego diabła ze starym” C.S. Lewisa zostało tutaj użyte specjalnie. To wyśmienita lektura, pokazująca w jaki sposób stary doświadczony w kuszeniu diabeł usiłuje pokazać młodemu jak wywieść człowieka w pole. Oczywiście w ten sposób, aby się nie spostrzegł i myślał o sobie, iż czyni dobrze. To lektura godna polecenia każdemu i w fatalnej sytuacji choroby kościoła katolickiego obrządku greckiego winna być podstawową. Już samo uczynienie go tytularnym kościołem ukraińskim stanowiło zaprzeczenie misji, po jego stworzeniu kilka wieków temu. Kościół bowiem jest powszechny a nie narodowy.

Gdyby kościół greckokatolicki powszechnym pozostał nienarodowym - swoim obrządkiem mógłby właśnie nim przyciągać prawosławnych. Po to konkretnie zaplanowano Unię Brzeską w 1596 roku. Kościół greckokatolicki miał stanowić niejako bramę dla prawosławnych różnych narodowości, zachowując obrządek bizantyjski. Kwestia ta nie straciła na aktualności, bowiem na Ukrainie istnieją jeszcze dwa inne kościoły prawosławne, jeden niezależny i jeden podległy Moskwie. Jaki zatem był cel dodawania przymiotnika „ukraiński” do nazwy kościoła? Czy chodziło o wykorzystanie tegoż obrządku do nacjonalistycznych celów ukraińskich?

W świetle wielu zachowań wyższych duchownych greckokatolickich wydaje się, że tak. Jeszcze w latach 80-tych kościół ten i jego duchowni (choćby na emigracji) bronili się przed zdominowaniem ich przez ukraińskich nacjonalistów, jednak opór ten został przełamany. O tym jak do kardynała Lubomyra Huzara przychodzili na herbatkę działacze neonazistowskiej Swobody opisywał kilka lat temu ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Następca Huzara Ihor Woźniak, znany był z tego, że z pasją święcił pomniki ludobójców polskich kobiet i dzieci, którzy działali w ramach Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii. I obaj ci najwyżsi duchowni wypowiadali się o tych masowych mordercach w bardzo konkretny sposób.

Wspomniany wcześniej arcybiskup Lwowa Ihor Woźniak w swojej „nauce pasterskiej” powiedział, że „Stepan Bandera jest skarbem narodu” [Sic!], a kardynał Lubomyr Huzar, były zwierzchnik Kościoła grekokatolickiego twierdził, iż „OUN to nie jest dzień przeszły, ale współczesność i świetlany przykład rozwoju społeczeństwa ukraińskiego”. To ostatnie zdanie byłoby do bólu prawdziwe gdyby wymienić tragikomiczne w tym kontekście słowo „świetlany”, na inne zdecydowanie negatywne. Nie powinny zatem dziwić ani piosenka UPA (Lenta za lentoju) śpiewana przez alumnów duchownego seminarium greckokatolickiego we Lwowie (dostępna na portalu Youtube - link 1). W tle są tam widoczne czerwono-czarne flagi UPA.

Nie powinien dziwić ksiądz Mychajło Arsenycz, który na Majdanie wzywał do fizycznej rozprawy z przeciwnikami i wychwalał mordercę przedwojennego posła Tadeusza Hołówki. Ten ostatni zresztą - bardzo wiele robił dla spełnienia przez państwo polskie oczekiwań przedstawicieli mniejszości ukraińskiej. I właśnie za to zginął, że doprowadzał do zgody. I na jego mordercę Dmytra Danyłyszyna powoływał się ksiądz Arsenycz na Majdanie. Należy też wspomnieć, że urodził się on w Matejowcach na Pokuciu, gdzie popełniono wiele zbrodni na Polakach, Żydach, Ukraińcach czy Ormianach.

Warto przypomnieć kazanie, które podówczas wygłosił na Majdanie: Czy ludzie gotowi do każdych poświęceń dla ojczyzny, w tym swego życia, tolerowaliby dzisiaj takich Tabaczników i Janukowyczów? Czy nie postąpiliby z nimi jak Danyłyszyn? Tylko przez zamach (atentat) można prowadzić z nimi walkę. Z wrogiem nie może być innej rozmowy niż siła. Z wrogiem nie może być innej rozmowy jak rozmowa kul i wystrzał z armat. Z wrogiem nie może być innej rozmowy jak rozmawia z nimi nasz karabin. (…) Chcemy przekonać się, że jutro żaden Chińczyk, ani Murzyn, ani Żyd, ani Moskal nie przyjdzie nam ziemi odbierać” (link 2).

Duchowieństwo greckokatolickie usiłuje wpływać na sprawy w Polsce

W 70-tą rocznicę okrutnego wymordowania 130 tys. bezbronnych polskich cywilów (bez względu na płeć i wiek) inny duchowny greckokatolicki arcybiskup Światosław Szewczuk zadbał o to, by skłonić kościół rzymskokatolicki do podpisania wspólnego listu pasterskiego. Ten ostatni dokument pełen był przemilczeń i gimnastyki językowej, byle wierni nie wiedzieli co się stało, a przede wszystkim by nie padła nazwa ludobójców z OUN-UPA. Pod listem podpisał się niestety abp. Józef Michalik, wtedy przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, a dziś arcybiskup senior diecezji przemyskiej.

Do podpisu został skłoniony także przewodniczący rzymskokatolickiej Konferencji Episkopatu Ukrainy abp. Mieczysław Mokrzycki. Wcześniej stawiał on opór i nie chciał podpisywać wspólnych listów, ze względu na zawieranie w projektach manipulacji i przemilczeń. Ostatecznie musiał zapewne zostać przekonany przez mniej znających się na sprawie wyższych duchownych z polskiej KEP. We wspomnianym dokumencie, prócz przemilczeń i gimnastyki językowej zawarte jest dla niepoznaki wycieranie się słowem „prawda” oraz niestety „Chrystus”. Sam kościół greckokatolicki, który popełnił najprawdopodobniej kontrolowane foux pas wobec prezydenta miasta nagle zapomniał sytuacji kiedy prezydent szedł im w różnych sprawach na rękę.

Andrzej Zapałowski, były europoseł, działacz i społecznik z Przemyśla (traktowany przez nacjonalistów ukraińskich z tamtych stron jako jeden z czołowych wrogów na omawianym terenie) wspomina jedną z takich spraw: „W sytuacji konfliktu o nadanie jednej z ulic nazw Jozafata Kocyłowskiego, niemieckiego kolaboranta, prezydent ugiął się. Podjął w końcu decyzję, ulegając argumentom greckich katolików co do tej postaci, by poprzeć zmianę nazwy ulicy. Dziś, gdy już miejscowa mniejszość ukraińska stała się beneficjentami jego otwartości wobec nich, a on sam miał odwagę wyrazić inne zdanie osobiście może zobaczyć jak wygląda ich słynna wdzięczność”.

Niezaspokojone apetyty majątkowe kościoła greckokatolickiego

Warto nadmienić, że sama archikatedra greckokatolicka, gdzie gościł prezydent Przemyśla to dawny rzymskokatolicki Kościół Jezuitów. Przekazany został mniejszości ukraińskiej, by ją udobruchać po serii starań o Kościół Karmelitów, do którego mieli bezprawne pretensje. Co było punktem zaczepienia do twierdzeń, że kościół Karmelitów im się należy? Rzymskim katolikom odebrali go po rozbiorach Austriacy i przekazali greckim. Po odzyskaniu niepodległości władze II RP oddały go prawowitym właścicielom. Gest zaborców wystarczył do twierdzenia, iż kościół jest ich, a następnie do uzyskania w zamian kościoła Jezuitów.

Podobnych starań o majątek na komicznie lichych podstawach mniejszość ukraińska prowadziła o wiele więcej. Przy tym zarzuty afer, przed którymi broni się warszawski ratusz wydają się dziecinadą. Należy to od razu w tym kontekście zestawić z przykładem ze Lwowa. Polscy i rzymskokatoliccy wierni we Lwowie mają rzeczywiście najmocniejsze prawa do konkretnego majątku. Naturalnie próbują go bezskutecznie odzyskać. Cerkiew greckokatolicka w tym mieście idzie z nacjonalistycznymi władzami ramię w ramię i były jej przekazywane coraz to nowe budynki, będące w przeszłości własnością kościoła rzymskokatolickiego. Działo się to na dziko, po bandycku, rękoma nacjonalistów ukraińskich, zasiadających w radzie miejskiej.

Nacjonaliści ukraińscy nie bez przyczyny chcieli kościół greckokatolicki przyspawać do siebie. Bali się bowiem oporu ludzi takich jak w przeszłości abp. Grzegorz Chomyszyn, czy bp. Bazyli (Wasyl) Maściuch. Przeto chodzi o uświęcenie i wylegitymowanie nacjonalizmu ukraińskiego wiarą, jakoby był on z nią zgodny. W przeciwnym razie wierni bardzo szybko dostrzegliby, iż neobanderyzm jest ideologią rażąco sprzeczną z Ewangelią. Wiara w Boga i jego zasady stanowiłaby poważnego przeciwnika na drodze ukraińskiego nacjonalizmu do absolutnego zawładnięcia umysłami. Bóg ma być na usługach ukraińskich nacjonalistów, a kościół greckokatolicki winien neobanderowców w ich zamiarach uwiarygodniać wobec ludu, usypiać jego sumienie.

Chodzi o to, by tak - jak to widzieli widzowie oglądając film „Wołyń” nie było już dwóch popów. Jednego mówiącego językiem szowinizmu ukraińskiego, opatulonego w podróbkę wiary, a drugiego językiem Ewangelii. Przekaz ma być teraz jeden, bez żadnej wątpliwości wyłącznie służący banderowskiemu ultra nazizmowi. Nacjonalizm ukraiński oraz wszystko co związane z OUN i UPA jest totalitaryzmem. Totalitaryzm bowiem zawsze próbował w jakiś sposób neutralizować kościół. Jednak tylko neobanderyzm absolutnie jakimś kościołem zawładnął, bo sowieci byli „zmuszeni” go bezwzględnie niszczyć, a Niemcy i komuniści po 1945 roku w Polsce szykanować, dokonując mordów na księżach włącznie. Na naszych oczach toczy się walka dobra ze złem. Umieszczenie na Ukrainie, w jednym z kościołów greckokatolickich czerwono-czarnego witraża z ojcem Bandery Andrijem jest tego bezpośrednim przykładem.

Ateiści będą widzieć w tym jedynie walkę ideologii totalitarnej o opanowanie umysłów i też będą mieli rację. Jednak tylko wierzący i praktykujący dostrzegą w tym coś więcej – walkę duchową absolutnego zła z dobrem, a konkretnie podszycie się pod nie. Nadszedł najwyższy czas, by interweniowała tutaj Stolica Apostolska. Bowiem przykład potraktowania prezydenta Chomy, który podchodził do greckich katolików zawsze z otwartym sercem (przez co nie raz spotykał się z mniej lub bardziej zasłużoną krytyką) pokazuje wyraźnie, że zaraza neobanderyzmu nie tylko rozprzestrzeniła się na kościół greckokatolicki. Ma on pełnić w planach ukraińskich nacjonalistów rolę jednego z głównych źródeł zarazy.

Aleksander Szycht

Link1: https://www.youtube.com/watch?v=bW62kpT4u7I Link 2: https://www.youtube.com/watch?v=6lAHvrYO0pQ

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną