Jak rząd może wesprzeć litewskich Polaków

0
0
0
/

Polacy na Litwie to politycznie i ekonomicznie kasta niższa, choć zubożona w sposób sztuczny. Odgórnie. Pozbawiona przez władze majątku i w większości, o ile przywiązuje wagę do swojej narodowości – możliwości pracy na wyższych stanowiskach i w atrakcyjniejszych zawodach. No chyba, że ktoś jest lizusem dyskryminujących jego rodaków władz.

Cały proces obdzierania polskiej społeczności na Litwie z majątku, spokojnych warunków życia, możliwości i podstawowych praw miał swoje założenia. Jego ideą fix stała się próba wytworzenia wśród jednostek zamiaru wybicia się z biednej i upośledzonej warstwy niechcianych ludzi. Można to było uczynić na dwa sposoby: albo awansować na bałtyckiego Litwina, poddając się wynarodowieniu, albo jeśli komuś nie pasuje wyjechać z terytorium Litwy. Wielu wileńskich Polaków wybrało jedno z owych rozwiązań. Rodacy z Wileńszczyzny, spędzając swój czas studiów w Macierzy najczęściej na Litwę po prostu nie wracają. Istnieje pokusa, aby wskazać, iż jest to większość, trzeba by jednak najpierw sięgnąć do statystyk. Dodatkowy aspekt stanowi fakt, że na terenie Republiki Litewskiej i bez dyskryminacji żyje się wystarczająco trudno. Świadczy o tym wyjazd całych pokoleń bałtyckich Litwinów do pracy za granicę. Proporcjonalnie dużo większy niż w Polsce

Jeśliby powiedzieć, iż Polacy z Litwy mają do poddania się motywację dodatkową nie byłoby to wystarczające oddanie ich sytuacji. A stała się ona fatalna - po części dzięki aktom prawnym, po części ich złośliwym interpretacjom, a po części ich niewykonywaniu. Istnieją akty prawne, które pozostają na papierze, tylko dlatego żeby Polacy nie mogli z nich skorzystać. Na razie dwiema najpoważniejszymi reakcjami polskiego rządu i próbami zniwelowania nieuczciwego postępowania władz litewskich były dwie sprawy. Pierwszą stanowiło uruchomienie wileńskiej filii Uniwersytetu Białostockiego. Drugim aktem okazały się stałe wyprawki szkolne dla uczniów polskich szkół na Litwie. 500 złotych, dla tych którzy je zaczynają i 500 zł dla tych, którzy je kończą. Akty szlachetne, za które można jedynie chwalić.

Przeciw polityce depolonizacyjnej Litwy – retorsje czy inwestycje?

Trzeba także jednak powiedzieć prawdę, a jest nią fakt, iż samymi wyprawkami wojny o Polaków na Litwie się nie wygra. Ich sytuacja może ulec zmianie poprzez dwa źródła. Pierwszym są decyzje zewnętrzne poza Litwą, w tym naszego kraju. Drugim decyzje władz litewskich, aby dyskryminacyjną politykę zakończyć, do czego zachęca i o co apeluje strona polska. Skuteczności nie ma w tym żadnej. Bowiem aby skutecznie zachęcić władze litewskie do zmian decyzji w drugim aspekcie należy wykonywać wystarczające naciski. W zasadzie obie płaszczyzny zależą więc pośrednio lub bezpośrednio od władz polskich. Jednakowoż nie wiadomo czy wykonywanie odpowiednich, czyli wystarczająco silnych nacisków na Litwę (by przestrzegała prawa ze swojej strony) kiedykolwiek stanie się faktem. Tu przeciwstawia się sprawie poprawy losu Polaków bezpieczeństwo strategiczne Polski. I w ocenie kwestii tego ostatniego nie wiadomo dlaczego przyjmuje się retorykę dyletantów.

Ta retoryka, nie wiedzieć czemu, przedstawia Litwę w roli będącego wyżej niż Polska sojusznika w NATO. To Litwa objawia się w absurdalnych stwierdzeniach jako rozgrywająca w kwestii bezpieczeństwa Polski - dużo bardziej niż Polska w kwestii bezpieczeństwa Litwy (Sic!). Dlatego ponoć nasz kraj jest skazany na ustępowanie Litwie i poświęcanie innych spraw, jakie by one nie były. W tym chodzi tu przede wszystkim o polskie pozwolenie na perfidne wynaradawianie wileńskich Polaków. Retorykę taką przedstawia człowiek odgrywający rolę eksperta przy wielu osobach w Polsce decyzyjnych - Przemysław Żurawski vel Grajewski. Raz jeszcze powtórzmy Duża Polska z większą armią, położona na mapie lepiej niż mała Litwa ze śladową armią musi ustępować tej drugiej. Człowiek ten ma śmiałość wyprowadzać takie twierdzenia publicznie, ubliżając tym samym inteligencji wielu czytelników.

Tak czy inaczej chodzi o możliwość, czy raczej rzekomą niemożność zastosowania retorsji przeciw Litwie, która może się obrazić. I jakkolwiek niedorzecznie, by to nie zabrzmiało: Kiedy się obrazi jesteśmy skazani na wielką klęskę. Najwyraźniej odpowiednią do tego jak narażeni byliśmy na nią gdy lekka jazda litewska tchórzliwie uciekła spod Grunwaldu. Czasy się jednak zmieniają i nie toczymy ani bitew napoleońskich, ani żadnych innych z wieków wcześniejszych . Istnieje potrzeba by część wpływowego towarzystwa otworzyła szeroko oczy na współczesną rzeczywistość. Tymczasem jak na paradoks to oni sami, posługując się argumentem jej istnienia próbują strofować i pouczać o realpolitik.

Jeśli jednak ktoś pragnie mówić o historii to wystarczy jedna wzmianka. Wszak nawet przejście na stronę bolszewików przez Litwę Kowieńską w tyleż kluczowym, co dramatycznym dla Polski momencie ich pochodu na Warszawę pokazało wystarczająco dużo. A mianowicie, że jest nie tylko antypolska i zdradliwa, ale także to, iż ma siłę komara. Bowiem swoją decyzją w historii nie zmieniła nic. A zachowała niepodległość tylko dlatego, że Polacy położyli na łopatki ją i jej bolszewickiego sojusznika. Prawda boli.

Władze litewskie wbrew butnym zachowaniem boją się co zrobi Polska

By jednak zostawić sprawę perspektywy współczesnych, bolesnych nacisków ze strony Polski podkreślmy, że władze litewskie bardzo się ich boją, co z lekka pobrzmiewa w ich kurtuazyjnych wypowiedziach (choć w innych przypadkach w publicznych, butnych stwierdzeniach udają, iż tak nie jest). Zilustrujmy to wypowiedzią Ministra Spraw Zagranicznych Litwy Linasa Linkieviciusa, przedstawioną w komunikacie na stronie polskiego MSZ jeszcze w styczniu: „Sprawy bilateralne nigdy nie zostaną zaniedbane, nie powinny jednak warunkować naszej współpracy w regionie – powiedział minister spraw zagranicznych Litwy i podkreślił, że współpraca jest szalenie ważna, wyzwania takie jak energia, bezpieczeństwo, infrastruktura transportowa są kluczowe nie tylko w płaszczyźnie bilateralnej, ale także dla całej Unii Europejskiej czy regionu. – Musimy zatem z pełną odpowiedzialnością do tego podejść”. Kwestia rozwiązania praw należnych mniejszościom narodowym jest tutaj ujęta w zawoalownej formie jako „sprawy bilateralne”. Linkieviciusowi nie przejdzie przez usta powiedzenie czegokolwiek o tym, że Polacy na Litwie mają problemy. Przemilczenie przez władze litewskie tego co robią jest jedną z metod „spokojnego” unicestwiania polskości. Przy czym najlepszą ilustracją spraw bilateralnych jest bilateralny traktat polsko-litewski z 1994 roku od lat łamany przez stronę litewską. Co czyniła zawsze (od momentu jego zawarcia), wbrew płomiennym i nawet czasem patetycznym obietnicom, niezależnie od zmieniających się rządów. W związku z powyższym zdanie, iż „ Sprawy bilateralne nigdy nie zostaną zaniedbane” jest najprawdopodobniej tanim, nic nie kosztującym kłamstewkiem. Linkievicius robi sobie PR dobrego wujka, który wiele by chciał, ale najwyraźniej niewiele może. W rezultacie ma on działać na polskich polityków niczym środek uspokajający, aby im przypadkiem nie przyszło do głowy wyciąć numeru i zrobić władzom litewskim jakąś niespodziankę. Co ma na myśli litewski minister wypowiadając zdanie, mówiące, iż „Sprawy bilateralne […] nie powinny warunkować naszej współpracy w regionie”? Otóż to, że Republika Litewska powinna dostawać od Rzeczypospolitej Polskiej wszystko za darmo bez ponoszenia jakiejkolwiek odpowiedzialności za łamanie przez siebie ustaleń z Polską. Bezczelność? Owszem. A o co im chodzi? Choćby bezpieczeństwo energetyczne, na którym to Litwie zależy bardziej niż nam. Bowiem przez małe niestabilne państwo mało komu opłaca się cokolwiek puszczać, przeciągać, projektować. Większą wartość mają wszystkie państwa bałtyckie razem, tyle że Estonią interesują się państwa skandynawskie, a Łotwa ma z Polską inne relacje. Choćby o tranzyt handlowy przez Polskę, bowiem przez nasz kraj idzie niemało litewskiego eksportu. Wystarczyłoby im to zablokować, a mieliby spory problem. Choćby trzymanie w polskich rekach Możejek, które raz po raz miały ze strony władz litewskich jakieś komplikacje, a Polska może się odwdzięczyć. Choćby współpraca wojskowa, gdzie to Polska jest partnerem silniejszym. Na każdej z wymienionych przykładowo płaszczyzn władze litewskie chcą zbijać swoje konstrukcje polskimi gwoździami, nie ponosząc za to specjalnych kosztów, ale i krzywdząc wileńskich Polaków. Niezależnie jednak od prężenia swoich bicepsów mikrusa - Litwa nie znaczy nic, absolutnie nic. Nie jest nawet pionkiem, lecz paproszkiem na geopolitycznej szachownicy. My aspirujemy natomiast z roli pionka do rozgrywającego, toteż na granie nam na nosie przez taką drobinkę nie powinniśmy pozwolić. Wypada zatem przejść do sprawy decyzji niezwiązanych z naciskami, które także mogą pozwolić, by Litwa zaczęła się zachowywać normalnie. Oczywiście tak czy inaczej moralnym obowiązkiem jest wykonywanie takich nacisków. Polskie władze mogą wesprzeć przedsiębiorczość wśród litewskich Polaków Otóż władze Rzeczypospolitej Polskiej powinny opracować plan podniesienia ekonomicznego Polaków na Litwie, jaki byłby nie tylko inicjatywą patriotyczną. To inwestycja, która się naszemu państwu zwróci. Chodzi o to, by wśród niewielkiej 200 tysięcznej społeczności dyskryminowanych Polaków promować powstawanie firm i przedsiębiorstw. Warunkiem wszakże takiego wsparcia byłoby wylegitymowanie się działalnością patriotyczną i zdobycie zaufania przez poszczególnych wnioskodawców. Należałoby bowiem uważać, aby wsparcia nie udzielać współpracownikom dyskryminujących władz bałtolitewskich, lub lietuvskim odpowiednikom volksdeutschów, czy współpracownikom jakiegokolwiek państwa trzeciego. Przedsiębiorstwa, firmy i usługi mogłyby być zakładane na Litwie, lub na Suwalszczyźnie. Firmy musiałyby się wykazywać zwalczaniem bezrobocia wśród wileńskich Polaków. Natomiast w wypadku zatrudnienia bałtyckich Litwinów na specjalnych warunkach musieliby oni znać język polski i poznać polską kulturę. To zasada: płacę i wymagam. Problem ekonomicznego upośledzenia wileńskich Polaków rozwiązałby się bardzo sprawnie, a po latach RP mogłaby już ponosić mniejszą odpowiedzialność finansową. Chodzi o to, by polską ludność Wileńszczyzny potraktować na specjalnych zasadach. Z pewnością takich pomysłów, niczym święconej wody będą się obawiać baltolitewskie władze chcące bez przeszkód wileńską polskość zniszczyć. Należy jednak zwrócić uwagę, iż po wielokroć rządy u naszych sąsiadów opracowywały plany ekonomicznego podniesienia Litwy Wschodniej (czyli Wileńszczyzny) i najważniejszymi punktami z realizacji tych przedsięwzięć były te lituanizacyjne. Tak jak na przykład budowa sieci konkurencyjnego dla szkół polskich na Litwie bogatego szkolnictwa lietuvskiego. Zaczęła być to skuteczna konkurencja w walce o dzieci miejscowych Polaków, a w konsekwencji ich depolonizację. Tym razem jednak to Polska powinna wziąć odpowiedzialność za litewskich rodaków, wobec niemożności wywalczenia przez siebie realizacji traktatu z 1994 przez Republikę Litewską. Rozwinięcie przedsiębiorczości przez litewskich Polaków to nie tylko rozwiązanie wśród nich problemów finansowych i budowanie ich politycznej siły. To także współpraca z polskimi firmami i zamawianie od nich choćby komponentów i spraw potrzebnych do realizacji swoich zadań. Podobne programy (możemy je krytykować lub nie) opracowywała Unia Europejska i uzyskiwała tym postęp w dążeniach do swoich założeń polityczno-kulturowych. Te założenia wielokrotnie trudno jest pochwalać, a nawet w wielu wypadkach powinno się krytykować. Chodzi jedynie o pokazanie skuteczności pewnej metody realizacji celów. Republika Litewska natomiast - jako małe państwo z niewielkim budżetem nie będzie w stanie się tym procesom na dłuższą metę przeciwstawić. Jeśli rozważyć na jakie sposoby byłaby to w stanie robić - szybko wyjdzie, iż jest to dla niej równia pochyła. Upadek stamtąd będzie dla tego państwa dużo bardziej bolesny, niż gdyby miało ono żyć w dobrej współpracy z Polską. Organizmy państwowe na wschodzie, które cenią bardziej antypolonizm, niż racjonalność swoich ruchów w kwestii swojego własnego interesu oraz imienia - powinny wyraźnie zacząć się chybotać. Tylko wtedy zobaczą, iż jesteśmy poważnym graczem. Tylko wtedy zobaczą, że droga do Europy wiedzie przez Polskę, a nie poprzez jej pominięcie (i mydlenie oczy polskim politykom). Jeśli można było ładować gigantyczne pieniądze w Ukrainę, skąd raz po raz wytyka się nam język - dlaczego nie prowadzić takiej polityki wobec Polaków na Litwie? Aleksander Szycht

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną