Źle pojęty ekumenizm wiedzie do zatracenia

0
0
0
/

Kiedy wraz z siostrą Michaelą Pawlik zdecydowałyśmy się na uwrażliwienie wiernych Kościoła katolickiego na podwójny charakter ruchu Maitri: oficjalny i „do użytku wewnętrznego”1, w miesięczniku „Moja Rodzina” znalazły się pierwsze artykuły autorstwa zakonnicy, do redakcji zaczęły spływać listy z protestami, również od katolickich księży. Jeden z tych ostatnich zarzucił siostrze Michaeli, że treści przez nią przekazywane (naukowe artykuły, oparte na solidnym materialne źródłowym i wsparte posiadaną przez siostrę bezsprzecznie wiedzą na temat Maitri) „nie sieją ewangelicznego ducha, który prowadzi do nawrócenia, jeśli kiedyś byłyby popełnione błędy” i zarzuca jej „sianie zamętu, wątpliwości i nieufności”, zaznaczając, iż „mistrzem podejrzliwości nie jest Jezus Chrystus, ale ten, który go zwalcza, diabeł”. „Pan Jezus podejmował walkę z zatwardziałością faryzeuszów, ale okazywał miłosierdzie grzesznikom, a więc tym, którzy byli gotowi uznać się grzesznymi. Tę misję przekazał swojemu Kościołowi” stwierdził ów kapłan, którego nazwisko pozostawiam w wiadomości redakcji, jako że nie godzi się piętnować człowieka, ale jego błędy. Otóż w ocenie owego kapłana największym błędem siostry Michaeli było to, że czarno na białym udowodniła sprzeczne z wiarą katolicką poglądy zawarte w materiałach formacyjnych Ruchu Maitri (Por. cytaty z ich materiałów w artykule s. Michaeli w styczniowym numerze Naszej Rodziny.) , który w sposób przewrotny i zupełnie nieuzasadniony określany jest mianem „katolickiego”. Co więcej, jest promowany jako „katolicki laikat” również przez niektórych księży, którzy albo poważnie zbłądzili, albo zatracili poczucie rzeczywistości. Zachwyceni tym ruchem katoliccy księża, często misjonarze, przekonują częstokroć, że słowo „maitri” oznaczające „miłość” jest tożsame z „caritas”, podczas gdy siostra Michaela w sposób niepozostawiający złudzeń udowadnia, że jest dokładnie odwrotnie. Tak samo jak Bóg nie jest tożsamy z Buddą czy Kriszną, chociaż wśród swoich czcicieli uchodzą z bogów.

„Maitri” dla buddystów oznacza odruch współczucia Buddy, który na widok ludzkiej niedoli, zmienił całkowicie swój stosunek do życia i zaczął nauczać drogi do pełni szczęśliwości, zwanej "nirwaną". Dlatego pojęcie "maitri" przyswoili sobie buddyści tak, jak chrześcijanie przyswoili sobie słowo "caritas", które oznacza naturę samego Boga, bo Bóg jest miłością. "Caritas" zatem – o czym cierpliwie przypomina siostra Michaela - to nie tylko odruch współczującej miłości, lecz miłość ofiarna, nadprzyrodzona, charyzmatyczna, będąca motywem ofiary Jezusa Chrystusa, czyli jest to miłość miłosierna pochodząca od Boga - "DEUS CARITAS EST", jak napisał papież Benedykt XVI.

Dlatego chrześcijanie, którzy w Bogu widzą wzór do naśladowania, praktykują CARITAS, co nie oznacza automatycznego działania, lecz działanie kierowane rozumem i wolą, będące motywem przychodzenia z pomocą ludziom cierpiącym - nawet kosztem poniesienia jakiejś ofiary - także wtedy, gdy nie działa spontaniczny, uczuciowy odruch współczucia czy sympatii.

Siostra Michaela przypomina, że w Indiach istnieje Upaniszad, jedna z końcowych ksiąg wedyjskich, pt. „Maitri” (Wedy, to starożytne księgi religijne, autorstwa ludu aryjskiego, które powstawały od najazdu plemion aryjskich na półwysep Indyjski aż do VI wieku przed narodzeniem Chrystusa - i przez wyznawców hinduizmu są traktowane, jako „święte”). Nazwa zatem ruchu Maitri nawiązuje właśnie do tej konkretnej duchowości, nawet jeżeli z jakichś przyczyn organizacja ta zdecydowała się przywdziać płaszcz chrześcijaństwa, i argumentować, że polski misjonarz napisał im, że to piękna nazwa (Ks. Marian Żelazek pracujący na misjach w Indiach, w stanie Orisa, prowadził ośrodek dla trędowatych niezależnie od ich wyznań, więc nie musiał znać Upaniszadu pt.„Maitri”, ani buddyjskiego oczekiwania na Maitrję jako wcielenia maitri, ponieważ nie leżało to w zakresie jego zaangażowania). Najlepszym dowodem jest fakt, iż współtworzący Adopcję Serca ruch nie zgadza się na zmianę swojej nazwy, co pozwala domniemywać, iż jednym z celów jest wprowadzenie do Kościoła katolickiego hinduistycznych błędów, co zresztą niestety ma miejsce (więcej na ten temat w styczniowym i lutowym wydaniu miesięcznika „Moja Rodzina”). Na oficjalnej stronie internetowej Ruchu Maitri możemy przeczytać, iż jego duchowość „skupia się wokół osoby cierpiącego Chrystusa”. „Jego udręczone ciało zawisło na krzyżu, kiedy za każdego z nas oddał swoje życie. Dziś daje nam to samo ciało na pokarm w czasie każdej Mszy św. Cierpiącego i umierającego Jezusa uosabiają także najbiedniejsi, którym uczestnicy Ruchu starają się służyć. Jego cierpienie nie skończyło się bowiem wraz z Jego śmiercią”. Piękne słowa. Po nich następują nie mniej piękne: „Szczególnym drogowskazem na drodze życiowej uczestników Ruchu są jego zasady. Pamiętając, że Ewangelia odczytywana zgodnie z nauką Kościoła jest dla nas podstawową normą wiary i życia, uznajemy, że Ruch „Maitri” rozwija i ożywia każdy, kto: ograniczając w życiu codziennym swe wydatki i potrzeby dzieli się z potrzebującymi braćmi w ubogich krajach Trzeciego Świata; stara się uszanować godność tych, którym pomaga i poszukuje dróg zbliżenia z nimi; swoją pomoc traktuje jako dar czystego serca; czuje się równy z tymi, z którymi się dzieli; swoją postawą życiową, słowem oraz przykładem działania dla biednych stara się budzić wrażliwość na ich los”. Ale wymowna nazwa pozostaje, a wraz z nią opisane dokładnie przez siostrę Michaelę konkretne treści zawarte w dokumentach wewnętrznych Ruchu i kierujące w stronę inną niż wiara katolicka. Ruch Maitri ma dwa oblicza: oficjalny (prowadzenie intensywnej działalności charytatywnej) oraz nieoficjalny (nauczanie w duchu teozofii). Piękne oblicze tego oficjalnego skłania katolików do głębszego zaangażowania się w ten nieoficjalny, który najpierw wpaja religijny indyferentyzm, by później odciągnąć od prawdziwej wiary. W imię haseł, że członek ruchu Maitri: „czuje się równy z tymi, którym pomaga, szanuje ich godność, szuka dróg zbliżenia się do nich” itp., gorliwsi członkowie byli dokształcani w religii i światopoglądzie tych, którym pomagają. Bo przecież nic złego, w tym, by poznać poglądy swych podopiecznych. Tylko cała trudność w tym, że dawane im instrukcje były tendencyjne i nieprawdziwe, co siostra Michaela w swoim artykule wykazuje. Zauważmy, że w statucie organizacji, podobnie zresztą, jak i w oficjalnych informacjach na jej temat, nie pojawia się ani razu słowo „katolicki” dla określenia Kościoła. I tak czytamy w nim m.in.: Podstawową normę wiary i życia uczestników ruchu stanowi Ewangelia odczytywana i rozumiana zgodnie z nauką Kościoła”. Pytanie jakiego Kościoła? Ktoś powie, że przecież oczywiste, że katolickiego... Logika jednak podpowiada dokładnie co innego, skoro ruch wyraźnie odwołuje się nazwą do buddyzmu... Siostra Michaela zapytana niegdyś, czy Ruch Maitri to sekta, wyjaśniała (i nadal tak twierdzi), „że ten ruch gorszy niż sekta (!), ponieważ sekta rozsiewa fałsze religijne poza obrębem naszego Kościoła, więc kto jest dobrym katolikiem, taki błędu sekciarskiego nie połknie”. W jej ocenie groźniejsze jest zatrucie wiary wewnątrz Kościoła przez błędy, jakie rozpowszechnione zostały przez publikacje ruchu Maitri, który zrzeszył naprawdę gorliwych katolików oraz od początku uchodził za ruch "super" katolicki: mający błogosławieństwo papieża J.P.II, współpracujący z Matką Teresą (co nie było prawdą, gdyż Matka Teresa oficjalnie się od niego odcięła), ich materiały "teologiczne" opublikowane przez papieską uczelnia Gregorianum zwiodły niejednego katolika, czego dowodem jest publikowany w miesięczniku „Moja Rodzina” list zrozpaczonej matki. Siostra Michaela wielokrotnie stawiała pytanie: czy pomoc głodującym musi być związana z szyldem: "Maitri" i czy aktywni w tym ruchu misyjni współpracownicy muszą być uformowani w duchu teozoficznym? Warto dodać, że dla uwiarygodnienia organizacji w oczach katolików, przedstawiciele ruchu wystąpili z wnioskiem o stworzenie Ogólnopolskiej Rady Ruchów i Stowarzyszeń Katolickich, w której szeregach są do dnia dzisiejszego. Kierując się zapewne duchem źle pojętego ekumenizmu żaden z hierarchów Kościoła katolickiego nie domagał się zmiany nazwy wspomnianej organizacji. A przecież słowo ma znaczenie, bo „na początku było Słowo”. Kiedy kogoś przeklinamy, przekleństwo takie ma moc sprawczą, o czym poświadczają księża-egzorcyści. Kiedy kogoś błogosławimy, błogosławieństwo takie również ma sprawczą moc. Kiedy odwołujemy się do konkretnej nazwy, automatycznie przywołujemy konkretną duchowość. Dokładnie taka sytuacja ma miejsce w przypadku Ruchu Maitri. A sam fakt, iż twórcy tej organizacji tak bardzo upierają się przy obecnej nazwie powinna dać poważnie do myślenia wszystkim, nie tylko hierarchom czy misjonarzom... Anna Wiejak
1 Przeważnie w ich skryptach „do użytku wewnętrznego” lub „Gregorianum” znajdują się cytowane błędy.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną