Warszawski Marsz Żołnierzy Wyklętych znacznie odbiegał od państwowe uroczystości, które sprowadzały się do tego, że rządzący świętowali we władanym gronie otoczeni kordonami policji i innych formacji, za barierkami, oddaleni setki metrów od zwyczajnych ludzi (tak jakby brzydzili się swoimi wyborcami).
Na tle oficjalnych uroczystości Warszawski Marsz Żołnierzy Wyklętych był imprezą udaną. Wzięli w nim działacze Obozu Narodowo Radykalnego, Młodzieży Wszechpolskiej, czytelnicy „Polski Niepodległej" i „X portalu", heretycy z „Idź pod prąd" i rodzimowiercy z Niklota. Marsz poprzedziły przemówienia, w tym jedno bardzo katolickie, i zakończyła modlitwa.
W trakcie marszu, w blasku rac i pochodni, grzmiały okrzyki ku czci Żołnierzy Wyklętych (w tym i Burego, który został ostatnio uznany za zbrodniarza przez Kukiza), antykomunistyczne i wymierzone w „Gazetę Wyborcza".
Narodowcy, w liczbie zapewne kilkuset, przemaszerowali z Rakowieckiej, pod pomnik prymasa Wyszyńskiego. W marszu prócz młodych ludzi szły też rodziny z dziećmi. Godzinę później spod pomnika Dmowskiego wyruszył w przeciwną stronę drugi marsz zorganizowany przez kibiców Legii. Wzięło w nim udział według relacji mniej osób.
Jan Bodakowski