Mary Wagner i Kazimiera Szczuka niemal dzień po dniu...

0
0
0
/

Tym razem nie będzie intelektualnych refleksji, a jedynie intuicja po pewnym tzw. zbiegu okoliczności. Jedno tylko wspomnienie… I wcale nie dwa, mimo dwóch wydarzeń… Otóż… W okolicach Światowych Dni Młodzieży 2016’, na które czekałam wraz z moimi dziećmi w Krakowie, podczas spaceru po krakowskim parku, usłyszeliśmy krzyki mocno rozdęte charczeniem megafonu. Trwała akcja. Feministki podchodziły do kobiet z listą, pytając: „Czy już pani podpisała…?” Przedziwne było dla mnie doświadczenie, gdy podeszła Kazimiera Szczuka i zapytała właśnie mnie, działaczkę fundacji S.O.S – Ochrony Życia Poczętego – czy… podpisałam. Przedziwność owego wydarzenia nie polegała na tym, że podeszła tzw. twarz z telewizji, gdyż nie posiadając telewizji i mając inną niż proponuje świat komercji hierarchię priorytetów, nie miało to dla mnie znaczenia. Zadziwiło mnie tylko jedno, zostałam głośno zapytana o pomoc w popieraniu aborcji, podczas gdy za ręce trzymałam obydwoje moich dzieci! Nic nie odpowiedziałam, popatrzyłam pani Szczuce w oczy i zawieszona na chwilę w tych naszych spojrzeniach zobaczyłam zupełny brak przestrzeni do jakiegokolwiek dialogu. Zetknięcie się dwóch skrajnie przeciwnych światów na ten jeden krótki moment, pośród krakowskich drzew, w obecności dwójki moich najukochańszych dzieci, niejako przedstawicieli tych, o których de facto toczy się cała sprawa, było… bardzo trudne. Naturalne uczucia moich dzieci, które zaszokowane dopytywały o to, jak jakaś mamusia może chcieć zabić swoje dziecko, były jasnym świadectwem wojny światów, jaka dokonywała się po prostu na ulicy Krakowa. Dzieci zapytywały wprost, jakby były najbardziej oddanymi adwokatami poczętych dzieci: „Czyli jakby te panie z parku wygrały, to takich jak my można by zabijać?... W brzuszku, czy nie, to przecież my - dzieci?! Można by było takich jak my zabić? W Polsce? Tu u nas?” Trudny to był dzień, w którym zostałam przymuszona do tłumaczenia własnym dzieciom tego, co niewytłumaczalne, bo okrucieństwo właśnie takie jest. A chciałam z tym jeszcze trochę poczekać… To było druzgoczące przeżycie! Dzieci są mądre i dojrzałe, ich sumienia są jasne, a sąd ich nad sprawami życia jest prosty i do szpiku kości prawdziwy! Wkrótce potem rozpoczęły się Światowe Dni Młodzieży. Wciąż towarzyszył mi smutek po spotkaniu z feministkami. Ale pewnego dnia na Błoniach, czekając na Papieża Franciszka, weszłyśmy na siebie i… wiedziałam, że nie był to przypadek. Mary Wagner i ja, nie znając się osobiście, od razu znalazłyśmy wspólny język, bez wstępów i specjalnych przedstawień. Jak wiele Polek, tak i ja dziękowałam jej za jej działania, uściskałyśmy się prawdziwie i pobłogosławiłyśmy sobie wzajemnie znakiem Krzyża na czołach. Tak robią chrześcijanie i jest to piękne i mądre. Wiedziałam, że po spotkaniu Kazimiery Szczuki, gdzie doświadczyłam nieprzejednanej granicy międzyludzkiej, spotkanie z Mary Wagner było doświadczeniem wielkiej radości, która od razu zrodziła serdeczny i duchowy dialog. Tak skrajnie odległych w swej naturze, niby przypadkowych spotkań, niemal dzień po dniu jeszcze nigdy nie przeżyłam. Obydwa były krótkie i… wystarczające. Wystarczające, aby coś ważnego zrozumieć… Pierwsze z nich było bardzo smutne, wewnętrznie druzgoczące, pozostawiające gorycz, choć oczywiście samo w sobie nie mogło nic zniszczyć. Drugie z kolei przyniosło radość, piękno i doświadczenie smaku nadziei! Zadziwiające było to, że spotkałam jedne z ważniejszych współczesnych postaci działających za i przeciwko życiu niemal dzień po dniu. To nie był przypadek. To była niezwykła lekcja, która przyniosła myśl, iż te krótkie spotkania, zarówno to smutne jak i to radosne, obydwa były… Łaską. Bo wcale nie chodzi o to, czy spotyka się walczącą feministkę, słynną z jakiś programów telewizyjnych, czy zasłużoną, bo doświadczaną cierpieniami obrończynię życia. Po prostu te postaci są niezwykle wyraźne i tyle. Ale my wszyscy na co dzień spotykamy takie osoby i wszyscy musimy widzieć jak wielką Łaską jest spotkanie człowieka z człowiekiem. Wojna światów nie dokonuje się nigdy poza człowiekiem! Jedni trwają w życiu sakramentalnym, czerpiąc Mądrość od Ducha Świętego, inni zanurzają się w śmierć, która zawsze pochodzi od demona, jeszcze inni balansują na granicy światów, szczerze lub nieszczerze szukając celu ostatecznego swojego życia, jeszcze inni poddają się bezrefleksyjnie nurtowi otępienia i manipulacji. I właśnie tacy, wszyscy się po prostu… spotykamy. Właśnie tacy. Bez względu na to, czy dialog z daną osobą jest możliwy, czy nie, czy ze spotkania płynie radość, czy smutne przygnębienie, my wszyscy potrzebujemy się za siebie modlić. Oczywiście do tego potrzeba wiary. Każdy, który wierzy w siłę modlitwy i najpierw sam wie ile potrzebuje modlitwy za siebie, będzie potrafił się modlić za drugiego, choćby ten drugi sprawiał ból. Ogromny ból. Pamiętajmy o tym, gdy wkrótce na ulicach miast spotkamy czarne symbole śmierci, gdy w naszych rodzinach, czy w pracy, ktoś wyszydzi nasze, niosące ochronę życia człowieka od poczęcia, świadectwo wiary. Pamiętajmy o tym, gdy w mediach zaczną się informacje o kolejnych wystąpieniach konkretnych tzw. sławnych ludzi, którzy będą służyć cywilizacji śmierci. Nie bójmy się owych czarnych krzyków, ataków i szyderstw. To wszystko dla chrześcijanina nie jest okazją do lęku, gniewu, czy odwetu. To są konkretne spotkania, które są Łaską! Takie spotkania są sposobnością mężnego stanięcia w modlitwie wstawienniczej! Nie możemy tego przeoczyć! Nie możemy zlekceważyć! To jest prawdziwa i bardzo konkretna historia świata! Prawdziwa. Realna! I jest nam - chrześcijanom tak samo słabym jak wszyscy - zadana! My w tym prawdziwie uczestniczymy. Od nas zależy, w jaki sposób! Maryjo - Centrum Świętego Macierzyństwa – módl się za nami!

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną