Czy do szkół trafią seksedukatorzy za aprobatą Ministerstwa Zdrowia? – odpowiedź na artykuł wpolityce.pl „Minister Radziwiłł stanowczo odcina się…”

0
0
0
/

To, że lewicowe i liberalne media wkładają ogromny wysiłek w sterowanie opinią publiczną stało się już aksjomatem, jednak to, że zjawisko takie ma miejsce w mediach prawicowych wydaje się zaskakujące. Tymczasem, ze smutkiem wypada poinformować opinię publiczną, że wiele organizacji broniących bezpieczeństwa tradycyjnego modelu rodziny oraz chrześcijańskich wartości coraz częściej spotyka się z wymownym brakiem odzewu, gdy próbują one alarmować media o szkodliwych działaniach oraz zaniechaniach popełnionych w wyżej wymienionym przedmiocie przez obecną władzę. Przodują w tym, niestety, media, które obecnie przejmują rolę alternatywnego mainstreamu, kojarzone najbardziej z panującym obozem.

Wyjątkowo, zdarzy się niekiedy, że wysyłane przez organizację taką jak nasza, ostrzeżenie przykuje uwagę którejś z tych redakcji, możemy jednak wtedy liczyć wyłącznie na ostrą, często pozamerytoryczną krytykę, którą trudno później jest sprostować. Podobna sytuacja zaistniała obecnie, gdy podczas krótkiego telefonicznego wywiadu udzielonego Krzysztofowi Skowrońskiemu w radiu Wnet udało się wyrazić zaniepokojenie rodziców z inicjatywy „Stop Seksualizacji Naszych Dzieci” oraz innych partnerskich prorodzinnych organizacji, w związku z dotyczącymi spraw etycznych, destrukcyjnymi działaniami rządu na arenie międzynarodowej, oraz nowym projektem Ministerstwa Zdrowia. Projekt MZ tylnymi drzwiami wprowadza do polskich szkół dodatkowe zajęcia edukacji seksualnej – bo tak należy nazwać ministerialny Narodowy Program Zdrowia edukacji prokreacyjnej.

W ślad za tym wystąpieniem, w portalu wPolityce.pl pojawił się artykuł Marzeny Nykiel pt. Minister Radziwiłł stanowczo odcina się od ideologii gender. Dlaczego organizacje i media, które nakręcały aferę rzucając oskarżeniami, milczą?.

Już na początku, by zdyskredytować naszą krytykę działań rządu, dziennikarka przywołuje w artykulesytuację, którą nierzetelnie interpretuje. Marzena Nykiel pisze: „Podobnie było w przypadku straszenia PiS-em i zarzucaniu ministrowi Kaczmarczykowi życzliwego przyjmowania do polskiego prawa rozwiązań mających uprzywilejować środowiska LGBT”.

Nasze, zarzuty były słuszne! Minister Kaczmarczyk reprezentując rząd Prawa i Sprawiedliwości wraz z 28. państwami UE na forum Rady Europy podpisał deklarację promocji i przyśpieszenia działań na rzecz LGBTQ. Ostatecznie na skutek naszej akcji sam PiS zdymisjonował Wojciecha Kaczmarczyka z zajmowanego stanowiska, a sejmowa Komisja ds. Unii Europejskiej przewagą głosów posłów PiS, 19.10.2016 negatywnie zaopiniowała „równościowe” tzw. Konkluzje Rady Europejskiej! Marszałek Marek Jurek podczas posiedzenia Komisji przedstawił wszystkie luki rzekomo „zabezpieczonego” przez pełnomocnika aktu. Podobnie nasza organizacja po konsultacjach przeprowadzonych w gronie kilku prawników różnych środowisk wysunęła swoje zastrzeżenia. Można je przeczytać w oświadczeniu na naszej stronie internetowej. Wydanie wówczas przez PiS negatywnej opinii miało jednak znaczenie wyłącznie populistyczne i w żaden sposób nie przełożyło się na rzeczywiste stanowisko na forum Rady Europejskiej, gdzie Polska nadal pozostaje sygnatariuszem Konkluzji.

Niestety, cały artykuł Marzeny Nykiel nie tylko zawiera daleko idące insynuacje i mija się z prawdą, ale jest również wysoce nierzetelny. Nie odnosi się w najmniejszym stopniu do zarzutów wobec programu Ministerstwa Zdrowia postawionych w wywiadzie radiowym, ani do ich uszczegółowienia w materiale, który rozsyłany był przez nas do mediów, w tym również do redakcji wPolityce.pl. Materiał ten został też zamieszczony na stronie internetowej stop-seksualizacji.pl (patrz artykuł: PiS przeznaczył 9 mln zł na seksedukatorów w szkołach!!!).

Ani w jednym (wywiad radiowy), ani drugim (artykuł) przypadku nie zarzucaliśmy ministrowi prowadzenia działalności pro-genderowej – więc samo wypowiedzenie się ministra Radziwiła w tej kwestii jest chybione, a wątki naszych wypowiedzi poplątane, bądź celowo zmanipulowane przez autorkę.

Postawione przez nas Ministerstwu Zdrowia zarzuty (w przeciwieństwie do tych imputowanych nam przez autorkę), dotyczą fundamentalnej sprawy braku uzasadnienia dla jakichkolwiek zajęć dodatkowej edukacji prokreacyjnej - seksualnej. Nie musimy jako organizacja przez wiele miesięcy zabiegać o spotkanie z Panem Ministrem Zdrowia, jak to się działo w przypadku kilku innych ministerialnych spotkań, po to, żeby ostatecznie uzyskać zapewnienie, że treść programu jest intencjonalnie właściwa, a proces ewaluacji będzie prowadzony w trakcie przebiegu programu w szkołach…. Muszę dodać, że kontaktowaliśmy się z Ministerstwem, w kwestii programu, jak również z Fundacją „Pro Longa Vita”. To od wewnątrz ministerstwa, zostaliśmy zaalarmowani o dziwnym pojawieniu się i niespotykanej procedurze wprowadzania tegoż prokreacyjnego programu. Z naszymi zarzutami można się zapoznać na stronie stop-seksualizacji.pl. Pan Minister nie może ich zakwestionować – ponieważ leżą one w sferze faktów, a nie ich interpretacji!

Formułując nasze zarzuty wobec Narodowego Programu Zdrowia – prokreacyjnego stajemy na stanowisku, że wprowadzenie takiego precedensu jest już z gruntu niebezpieczne i przyczyni się do nie dających się oszacować szkód w przyszłości, niezależnie od tego, co będą zawierały w swych scenariuszach proponowane zajęcia. Edukacja seksualna prowadzona na terenie placówek oświatowych w autorytecie rządu jest nieoczekiwanie pożądanym prezentem dla wszystkich tych środowisk, które po PiSie przejmą władzę i będą chciały w ramach tegoż programu realizować swoje własne koncepcje. Oto otrzymują od Ministerstwa Zdrowia „gotowca”, którego będą mogły wypełnić dowolnymi własnymi treściami. Czy nie jest to odłożone w czasie zrealizowane marzenie środowisk lewicowych? Nikt nie powie wówczas (a stanie się to może już za dwa i pół roku), że edukatorzy seksualni nie mogą legalnie i z rządowej aprobaty działać na terenie szkół, ponieważ aktualny Minister Zdrowia w ramach Narodowego Programu Zdrowia właśnie ich tam wprowadza na zajęcia.

Minister widzi konieczność przeprowadzenia takiego programu, jednak proponowany zakres zajęć całkowicie duplikuje zagadnienia omawiane podczas zajęć wdż, włącznie z aspektem wychowawczym związanym z seksualnością.

Zajęcia wdż nie są obowiązkowe, rodzice mogą zwolnić dziecko, nie są obowiązkowe też zajęcia prowadzone przez zewnętrzne organizacje – tym rodzice w ogóle mogą odmówić obecności w szkole. Narodowy Program Zdrowia – to jednak narodowy program zdrowia – jego znaczenie jest obligujące i propagandowe! Powinien dotrzeć do każdego ucznia w szkole i wyposażyć w wiedzę obojętnie – czy pożądaną, czy niepożądaną (nawet jeśli deklarowane jest to inaczej) – w przeciwnym wypadku jego zadanie pozostaje niespełnione. Obecność programu ma być intensywna, widoczna w przestrzeni szkoły i agresywnie nachalna (materiały reklamowe, kampanie medialne) – taki jest bowiem propagandowy cel całego szerokiego programu prokreacyjnego i na to właśnie wydatkowane jest nie tylko dziewięć, prawie dziesięć, ale dwadzieścia jeden milionów złoty. Stwarza to precedens, na dotychczas nie przedsięwziętą skalę, upubliczniania sfery, której delikatność i wstydliwość powinna być chroniona, a akty ekshibicjonizmu i instrumentalizacji traktowane jako nieetyczne.

Oczywiście są również zastrzeżenia do samych założeń programu opublikowanych w ofercie przetargu skierowanej do organizacji. Treść zajęć, o których przeprowadzenie aplikują organizacje nie jest znana, nie jest przygotowana, nie przeszła badań ani ewaluacji, nie podlega też pedagogicznemu nadzorowi Ministerstwa Edukacji. Nie zbadano ani nie orzeczono, czy prezentowane treści będą dostosowane do wieku uczniów - samodzielnie zdecydują o tym seksualni tutorzy, albo zamknięta w kręgu organizacji wąska grupa osób o nieokreślonych na seksualność poglądach? Bynajmniej nie nauczyciele, którzy muszą swoje kwalifikacje zdobywać na studiach podyplomowych w wymiarze 250-350 godzin i podlegają nadzorowi pedagogicznemu.

Ten naprędce przygotowany produkt zostanie dopiero zaprezentowany organizacjom, które w przypadku wygrania przetargu staną niejako pod ścianą z zaanektowaną już pulą pieniędzy na przeprowadzenie nieznanych im w treściach zajęć. Deklaratywne intencje Ministerstwa Zdrowia niestety nie mogą być również odbierane z naiwnym zaufaniem z innych powodów.

Postawiony, w przywołanej przez redaktor Nykiel audycji, zarzut prowadzenia polityki pro-genderowej został sformułowany przez nas wobec Ministerstwu Edukacji w kontekście edukacji antydyskryminacyjnej (pro LGBTQ). Na terenie placówek szkolnych toczy się ona pełną parą i nawet jeśli taki fakt, jak cofnięcie finansowania Fundacji Autonomia miał miejsce - to mamy nową ustawę oświatową Minister Anny Zalewskiej, która obligując szkoły do prowadzenia działalności antydyskryminacyjnej szeroko otwiera drzwi wszelkiej maści lewicowym organizacjom. Wcale nie muszą one korzystać z rządowych środków. Dysponują bowiem wystarczającymi europejskimi i prywatnymi funduszami. Dotychczas z pełnym przyzwoleniem przeprowadziły one na terenie szkół kampanie takie jak m.in. „Tęczowy piątek”, „16 dni przeciwko dyskryminacji”. Za wiedzą i aprobatą MEN podpisują z placówkami Kodeksy Równego Traktowania obdarzone patronatem Rzecznika ds. Równego Traktowania ministra Lipińskiego (!). Bez problemu też na terenie szkół działa Koalicja na rzecz Edukacji Antydyskryminacyjnej. Dotychczasowe działania rządu dowodzą, że nie tylko nie zamierza on wycofać się z kierunku wymuszonego ratyfikacją „Konwencji przemocowej”, przeciwnie, podejmuje nowe dewastujące zobowiązania na arenie międzynarodowej, dotyczące między innymi promowania norm całkowicie sprzecznych z polskim porządkiem prawnym i wszelkim zdrowym rozsądkiem. Zobowiązania te odpowiadają prowadzonej aktualnie polityce zacieśniania więzi z podmiotem - coraz bardziej politycznie i ideologicznie agresywnymi i wymagającymymi daleko idących etycznych kompromisów, takimi jak Unia Europejska, i coraz bardziej ONZ. Podpisanie trzech epokowych na arenie międzynarodowej deklaracji, Konkluzji Rady Europy o propagowani LGBTQ, przegłosowanie stanowiska niezależnego eksperta LGBTQ w ONZ oraz obecnie forsowanie „praw reprodukcyjnych” (aborcji, edukacji seksualnej, praw LGBTQ) jako praw kobiet również na forum ONZ oznacza, że bynajmniej wobec naszych partnerów i różnych organizacji będziemy uprawiali symulacyjne akty na rzecz zdeklarowanych kierunków działań. Kompletnie poza świadomością i wiedzą kibicujących partii szczerych wyborców, rząd wprowadził Polskę na drogę dotychczas potępianą przez społeczną większość wyborców – etyczny liberalizm.

Wobec takich działań trudno zachować naiwne zaufanie dla deklarowanych dobrych intencji, co jest przewodnim wątkiem propagandowego materiału wpolityce.pl – przeciwnie raczej rząd powinien spodziewać się weryfikującej i nieufnej obecności organizacji pozarządowych w przestrzeni, którą intencjonalnie zachował dla własnej swobodnej dyspozycji i ukrył przed swoimi wyborcami.

Magdalena Trojanowska

w imieniu Inicjatywy Stop Seksualizacji Naszych Dzieci

Źródło: Stop Seksualizacji

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną