Stanisław Michalkiewicz: Błazeństwa i łajdactwa okupantów i Umiłowanych Przywódców

0
0
0
/

Dużo radości dostarczyła opinii publicznej informacja „Washington Post”, że agenci CIA dostarczyli naszym okupantom z wojskowej bezpieki w dwóch teksturowych pudłach 15 milionów dolarów w gotówce za usługi kuplerskie w Kiejkutach i stanie na świecy w czasie, gdy amerykańscy agenci oprawiali tam swoje ofiary.

 

Dzięki temu lepiej rozumiemy, dlaczego Peter Vogel w swoich tajnych zeznaniach przed niezależną prokuraturą wychlapał, że jakiś Turek ukradł generału Gromosławu Czempińskiemu milion, czy nawet dwa miliony dolarów ze szwajcarskiego konta, a pan generał nawet nie zauważył, że coś mu stamtąd ubyło.


Nawiasem mówiąc, tenże generał Czempiński podczas przesłuchania u resortowej „Stokrotki”, czyli pani redaktor Moniki Olejnik z TVN zeznał, że zagraniczni bezpieczniacy nie chcą zadawać się z bezpieczniakami polskimi. Zwala winę za ten stan rzeczy na złowrogiego Antoniego Macierewicza, ale myślę, że jak zwykle się myli, bo przyczyna leży całkiem gdzie indziej.


Ja wcale się tym zagranicznym bezpieczniakom nie dziwię; zagraniczni bezpieczniacy, to znaczy – bezpieczniacy z państw poważnych, zawsze służyli własnym krajom, w związku z tym osobnikami wynajmującymi się każdemu w charakterze alfonsów zwyczajnie pogardzają – zgodnie z ponadczasową uwagą pruskiego króla Fryderyka II, że kanaliami wprawdzie można się posługiwać, ale nie wolno się z nimi spoufalać.


W naszym nieszczęśliwym kraju jest oczywiście odwrotnie; przed naszymi okupantami z gałęzi na gałąź skaczą nie tylko przedstawiciele obozu zdrady i zaprzaństwa z PO, SLD i TR, ale również przedstawiciele obozu płomiennych obrońców interesu narodowego z Prawa i Sprawiedliwości.


Rzuca to snop światła na przyczynę fiaska prób utworzenia koalicji PO - PiS w roku 2005. Jak pamiętamy, rozmowy koalicyjne utknęły w martwym punkcie z powodu braku porozumienia, która partia będzie kontrolowała tajniaków.


Oczywiście o żadnym kontrolowaniu tajniaków nie było mowy; tak się tylko mówiło, żeby zamydlić oczy opinii publicznej, bo tak naprawdę to chodziło o to, która partia będzie – jak to mówiło się za pierwszej komuny - „transmisją” bezpieczniaków do rządu. Partia, która uzyskałaby taki status, przekazując wolę naszych okupantów do koalicji rządowej, miałaby w niej ostatnie słowo. I o to właśnie rozbiły się próby sklecenia koalicji w roku 2005.

 

Toteż kiedy teraz na skutek niedyskrecji „Washington Post” nasi okupanci trochę się skonfundowali, Umiłowani Przywódcy, zarówno z obozu zdrady i zaprzaństwa, jak i obozu płomiennych obrońców interesu narodowego, wykazują wobec nich wzruszającą empatię i wyrozumiałość, maskowaną oczywiście „racją stanu”.
 

Ale czegóż tu od nich wymagać, kiedy w swoim upodleniu nawet nie zauważają, co mówią. Oto marszalica Ewa Kopacz powiada, że będzie uczestnikiem polskiej „delegacji” na sesję izraelskiego Knesetu na terytorium Rzeczypospolitej, ochranianą przez dowodzone z Tel Awiwu izraelskie formacje zbrojne.


Miejmy nadzieję, że nie otrzymały one rozkazu ściągnięcia pani Ewie majtek – oczywiście za stosowną rekompensatą finansową w gotówce - bo w przeciwnym razie moglibyśmy zobaczyć różne wstydliwe zakątki. Ale i bez tego kontentowanie się statusem „delegata” przez formalnie drugą po prezydencie osobę w państwie na sesji Knesetu odbywającej się na terytorium Rzeczypospolitej pokazuje, jak nisko upadliśmy.


Inna rzecz, że ten upadek miał już swój precedens w II Rzeczypospolitej – o czym pisze w swoich wspomnieniach pt. „Wojna i sezon” Michał K. Pawlikowski, jak to był sekretarzem „delegata rządu” Rzeczypospolitej na województwo wileńskie:


„Pewnego dnia pan Irteński wstąpił do gabinetu syna, gdy ten podpisywał korespondencję. - W czyim imieniu podpisujesz się? - zapytał. - Podpisuję „za delegata rządu” - wyjaśnił Tadeusz. (…) W powiecie wileńsko-trockim żył pan Pisanko, ziemianin, znany z ciętego języka oryginał. Słyszał o nim dużo delegat rządu, pan Walery Roman. Toteż gdy na jakimś bankiecie powiatowym posadzono go na wprost oryginała, zwrócił się do niego z zapytaniem: - Jak się panu teraz Wilno podoba? Od czasu objęcia władzy przez nas musiały w nim zajść zamiany. Co pana, panie Pisanko, najbardziej w Wilnie uderzyło? - Delegat rządu polskiego w Polsce, panie delegacie rządu – odparł Pisanko”.
 

Stanisław Michalkiewicz


© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną