ZaPINowani

0
0
0
/

Ratunku! Łeb mi pęka. Co robić? Dopadły mnie piny. To takie małe chytre robaczki, które drążą zdrową tkankę umysłu. Chciał nie chciał muszą tam, pod czaszką, siedzieć. Inaczej nie będziesz mieć kasy na papu, nie poprawisz wyświetlacza godziny w telewizorze a już za chińskiego mandaryna nie włączysz komórki, gdy napadnie cię chętka przeniesienia numeru do innego operatora.   A biblioteka? Też masz w niej swój osobniczy numer, czyli PIN umożliwiający wypożyczanie ksiąg. Do tego, chyba w trosce o naszą rozrywkę codzienną, często gęsto miast PIN-u żądają NIP-u albo PESELA. Dla świętego spokoju wyryłam go na pamięć – i teraz, kiedy tylko trafi się okazja, błyskam peselową erudycją. Bez zerkania w notesiki czy inne karteczki, mające skłonność do znikania akurat wtedy, gdy są potrzebne.   A jeśli ktoś sprezentuje sobie jeszcze wygodę w postaci internetowego wejścia na swoje konto bankowe. Ha! To dopiero szczyt! Szał znaczników liczbowych, euforia cyfr i literek. Bez nich ani dudu, ni kroku do przodu. To akurat rozumiem. Osobistego skarbca, choćby tkwiło w nim marne pięć złotych, trzeba strzec i bronić. Znaj więc kod liczbowy, hasło wejścia a kiedy już wlazłeś, zdałoby się, do serca tego biznesu – znów wyduś z pamięci kolejny kod, cyferki, litery. Przyznam, całkiem udanie udają kraty i patentowe zamki, przy których też trzeba wszak pamiętać i trzeba się wysilić by wleźć do środka i by nie przedostał się przez te zapory jakiś genialny naśladowca kasiarza Kwinto z „Vabanku”.   Świat zwariował. Może tej odmiany z lepszego na gorsze ( dla niektórych odwrotnie: na lepsze) nie odczuwają współcześnie urodzeni. Młodzież. Mniej ciekawie mają ludzie z pokoleń od średniego po starsze. Ci ostatni – choć coraz ich mniej – jeszcze wychowani na liczydłach, często gęsto gubią się w tej zwariowanie zapinowanej rzeczywistości. Cóż, wyjścia nie ma. Chyba, że  któregoś dnia padnie osławiona sieć – i słodko wrócimy do zarzuconej prostoty życia i urzędowego obyczaju. Póki co musimy dokonywać raz po razie aktów przymusu, dając się pożerać Molochowi.   Ale to wszakże nie kres „przygody” z umaszynowieniem naszych mózgów i naszego życia. Gdzieś na horyzoncie czają się bowiem czipy. Prawdziwe piekło uzależniania ludzkich mas. Niewolnictwa. Przynależności do świata bez indywidualizmu, do potężnego rynsztoka, gdzie liczą się wyłącznie interesy tych co mają klucz do zawiadującej czipami centrali sterowniczej. Tych, co mogą nas po prostu wyłączyć, odciąć, wydalić poza nawias.   Groźne dawne przepowiednie ale i święte księgi oznajmiały przecież, że nikt nie będzie mógł normalnie egzystować bez znaku „bestii” na czole. Współcześni już przeczuwają jak ów znak rozumieć. To właśnie sławetny czip, wczepiony pod skórę nasz indywidualny kod rozpoznawczy, do którego ma nas powoli przyzwyczajać z pozoru niewinny PIN, Pesel, hasło, ciąg liczb. Pozostaje nadzieja, że w końcu to runie i wrócimy do źródła. I wiara, że któregoś dnia straszny znak przejdzie do historii.   Nim tak się stanie – a mocno w to wierzę – siądę w kąciku i policzę ile na mnie, pojedynczego, średnio aktywnego człowieka, przypada PIN-ów, numerów, haseł wejścia itd. Kilka już wymieniłam. PESEL lub NIP przy każdej niemal urzędowej okazji, PIN do konta w banku, telewizora, komórki. Hasło, numer lub jedno i drugie, do konta w internecie, biblioteki, a nawet przy podawaniu gazowni odczytu licznika. Uff. Choć nie mogę narzekać. To i tak nie dużo. Wystarczy palców u rąk. Inni mają gorzej. Numery prowadzonych spraw, po kilka kart bankowych, numer podwozia samochodu. I wszystko to w jednej głowie. Powszechna Identyfikacja Niewolników.   Dość! Wypisuję się. Zostanę kloszardem. Wyjadę na bezludną wyspę. Tyle, że i na to trzeba środków. Zaraz, jaki jest PIN do konta, na które płacą mi za robotę? Nie pamiętam…

Zuzanna Śliwa

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną