Święta wojna z „populizmem”

0
0
0
/

Weszliśmy w nowy etap, na którym obowiązują nowe mądrości. Na poprzednich etapach każdy mądry, roztropny i przyzwoity, z tych, co to rozpoznają się w tłumie po specyficznym zapachu, walczył jak nie z „burżuazją”, to z „kułakami”, jak nie z „kułakami”, to z „kontrrewolucją”, jak nie z „kontrrewolucją”, to z „ciemnogrodem”, jak nie z „ciemnogrodem”, to z „rasizmem”, jak nie z „rasizmem”, to z „homofobią”, jak nie z „homofobią”, to z „ksenofobią” - a niezależnie od tego, nad zmiennymi mądrościami etapów, unosiła się mądrość niezmienna w postaci walki z „antysemityzmem”. Jest w tym nawet pewna logika, bo w awangardzie mądrych, roztropnych i przyzwoitych, co to rozpoznają się – i tak dalej – na wszystkich etapach plasowała się żydokomuna, co dodatkowo potwierdza ten stały punkt w zmienności. Teraz nastał etap walki z „populizmem”.   Cóż to jest, ten złowrogi „populizm”? Wiele wskazuje na to, że ogłoszona właśnie święta wojna z „populizmem” to nic innego, jak konflikt między demokracją kierowaną, a demokracją spontaniczną. Demokracja kierowana polega na tym, że obywatele wprawdzie głosują, ale - zgodnie ze wskazówkami pani wychowawczyni, podczas gdy demokracja spontaniczna polega na tym, że głosują jak chcą. Rolę pani wychowawczyni objęli oczywiście mądrzy, roztropni i przyzwoici, co to rozpoznają się – i tak dalej, więc nic dziwnego, że w obliczu zagrożenia demokracją spontaniczną, próbują bronić swojego monopolu na słuszność. Jednak z ostrożności nie proklamują świętej wojny w demokracją spontaniczną, bo chociaż ona spontaniczna, to jednak – demokracja, więc w powszechnym odczuciu mogłoby się okazać, że mądrzy, roztropni i przyzwoici rozpętali świętą wojnę po prostu z demokracją. W takiej sytuacji pojawić się może graniczące z pewnością ryzyko spełnienia przepowiedni, że „ręce za lud walczące lud sam poobcina” i strząśnie z siebie jarzmo nałożone przez mądrych, roztropnych i przyzwoitych, co to – i tak dalej. Dlatego roztropność podpowiada, by nie proklamować świętej wojny z demokracją spontaniczną, tylko – z „populizmem”. Mniej więcej znaczy to to samo, bo „populus” to po łacinie nic innego, jak „lud”, a „populizm”, to postępowanie skierowane na przypodobanie się „ludowi”. Nawiasem mówiąc, wielu ludzi uważa, że „lud”, to hipostaza, a więc przypisywanie realnego istnienia czemuś, czego nie ma. Ludzie ci uważają bowiem nie bez racji, z realnie istnieją tylko ludzie, zaś „lud”, podobnie jak „klasa”, to tylko sztuczna konstrukcja, właśnie hipostaza, mająca na celu usprawiedliwienie różnych głupstw, a nawet zbrodni – bo jużci – jeśli robi się głupstwa, albo popełnia zbrodnie w imieniu „ludu”, to z tego tylko powodu przestają one być głupstwami, czy zbrodniami. Jeśli nawet głupstwo czy zbrodnia stają się rażące, to bagatelizuje się ich ciężar uwagami, że „gdzie drwa rąbią...” - i tak dalej, albo – że nie da się zrobić omletu bez rozbijania jajek. Ten sposób rozumowania przedstawił w nieśmiertelnym poemacie „Caryca i zwierciadło” Janusz Szpotański, wkładając w usta Carycy Leonidy zbawienne pouczenia: „Wot Gitler, kakoj to durak! On się przechwalał zbrodnią swoją. A mudriec, to by sdiełał tak: nu czto, że gdzieś koncłagry stoją? Nu czto, że dymią krematoria? Toż w nich przetapia się historia! Bardzo wiele zależy od zapanowania nad językiem, co zauważył już dawno klasyk demokracji Józef Stalin, poświęcając wiele uwagi językoznawstwu, a słuszność jego potwierdza choćby wynalazek semantycznej sztuczki, według której dziecko w okresie prenatalnym, to nie „dziecko”, tylko „płód”. Niby drobiazg – ale o szalenie ważnych konsekwencjach. Gdyby osobę w prenatalnym okresie życia nazywano „dzieckiem”, to w stosunku do takiej osoby powinny być rozciągnięte wszelkie możliwe standardy ochrony praw człowieka, które w przypadku „płodu”, a więc czegoś, co najwyraźniej jakościowo od „człowieka” się różni, nie obowiązują. Nie jest to oczywiście jakiś precedens, bo na przykład Aborygeni w Australii jeszcze na początku lat 70-tych ubiegłego wieku figurowali w spisie fauny i flory, no a Żydzi w Rzeszy Niemieckiej, jako „podludzie”, ludzi przypominali tylko zewnętrznie. Ciekawe, że w żydowskim Talmudzie takie właśnie zewnętrzne podobieństwo do gatunku ludzkiego przypisywane jest „gojom”, a więc osobnikom nie będącym Żydami – o czym wspomina ksiądz Bonawentura Pranajtis w broszurze „Chrześcijanin w Talmudzie żydowskim”. Myślę, że podczas przyszłorocznych obchodów Dnia Judaizmu warto byłoby poświęcić temu zagadnieniu więcej uwagi – żebyśmy lepiej rozumieli, w co właściwie się pakujemy. Nawiasem mówiąc – czy nie rzuca to światła na przyczynę, dla której mądrzy, roztropni i przyzwoici, co to – i tak dalej, traktują posłuszeństwo „ludu” wobec ich zbawiennych pouczeń, jako coś w rodzaju naturalnej powinności?   Wróćmy jednak do świętej wojny z „populizmem”, czyli z demokracją spontaniczną. Rozgorzała ona w Europie po brytyjskim referendum, które najwyraźniej zostało przez Niemcy a także żydokomunę odczytane jako zagrożenie dla dalszej egzystencji Unii Europejskiej, jako IV Rzeszy. Że zaniepokojenie objawiły Niemcy i odruchowo zareagowały intencją przywrócenia w stosunku do reszty reszty pruskiej dyscypliny – żeby każdemu wybić z głowy wszelkie myśli o „exitach” - to jasne. Nie po to tyle zainwestowały w budowę IV Rzeszy środkami pokojowymi pod pretekstem „integracji”, żeby teraz jacyś Węgrzy, jacyś Polacy, czy inne, mniej wartościowe narody, stawały im dęba. Żydokomuna ma inny powód – ten mianowicie, że instytucje Unii Europejskiej są znakomitym narzędziem do forsowania w Europie komunistycznej rewolucji, której celem jest zniszczenie łacińskiej cywilizacji, w myśl słów kultowej piosenki komunistów, że „przeszłości ślad dłoń nasza zmiata”. Ponieważ europejskie narody zaczynają zauważać, że ktoś próbuje je w tym właśnie kierunku zoperować i próbują się temu przeciwstawić wykorzystując procedury demokratyczne, żydokomuna, najwyraźniej korzystając z dyskretnego wsparcia niemieckich i nie tylko niemieckich tajnych służb, proklamowała świętą wojnę z „populizmem”.   Przy tej okazji coraz lepiej widać, że za parawanem demokratycznych procedur tajne służby przechodzą na ręczne sterowanie swoimi państwami, tak organizując obywatelom wyborcze alternatywy, żeby bez względu na wynik wyborów, były one zawsze wygrane. Znakomitą tego ilustracją są wybory prezydenckie we Francji, gdzie w ciągu dosłownie kilku miesięcy Emmanuel Macron został wykreowany na Wielką Nadzieję Białych i Czerwonych jednocześnie – podobnie jak u nas sprytny pan Ryszard Petru, którego, podobnie jak i całą jego partię - uważam za wydmuszkę Wojskowych Służb Informacyjnych. Najwyraźniej Unia Europejska zmierza szybkim marszem w stronę rozwiązań, jakie w naszym kraju znamy z przeszłości, kiedy to obywatele „wybierali” Umiłowanych Przywódców, uprzednio wyznaczonych przez Partię. No ale socjalizm wszędzie jest taki sam – bez względu na to, czy forsuje go Związek Radziecki, czy Unia Europejska.   Stanisław Michalkiewicz

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną