Tusk wskazuje MFW szansę zarobku na Ukrainie

0
0
0
/

Cała scena polityczna w Polsce jednym głosem opowiedziała się za przyjęciem informacji szefa rządu Donalda Tuska w sprawie sytuacji na Ukrainie. Problem w tym, że proponowana przez niego polityka to działanie na rzecz międzynarodowych organizacji finansowych, kosztem dobrze pojętego interesu Polski oraz wspieranie banderowców.

 

 

Premier poinformował, że prowadząc rozmowy z instytucjami finansowymi w Europie, zwrócił się do nich, aby przygotowały dla Ukrainy pakiet pomocowy znacznie bardziej atrakcyjny niż do tej pory. Oznacza to, że chce on, aby nasz sąsiad zadłużył się w zachodnich, nie rosyjskich, instytucjach finansowych i by to one – nie Rosja, która notabene również oferowała kredyty -zgarnęły cały zysk. Myli się, ktokolwiek myśli, że chodzi o jakąkolwiek demokrację, praworządność czy wolność. Te hasła są jedynie przykrywką dla konkretnych interesów, wartych ogromne sumy pieniędzy.

 

Donald Tusk, usiłując wskazać zagranicznym instytucjom możliwość zarobienia, zdecydował się poświęcić dobrze rozumiany interes Polski, a – co niewiarygodne - cała sejmowa opozycja udzieliła mu w tej kwestii poparcia.

 

- Unia Europejska to co innego niż Rosja. UE nigdy nie będzie imperium centralnie kierowanym z jednego ośrodka – perorował Tusk, który w pewnym momencie sam sobie uświadomił, jakie powiedział kłamstwo i usiłował ratować sytuację.

 

Prezes PiS Jarosław Kaczyński nie zaprotestował. Nie protestował również, kiedy - nie wiem, czy przez nieuczciwość, czy przez brak wiedzy – Tusk nazwał całą ukraińską tzw. opozycję mianem przyjaciół przy jednoczesnym zrzuceniu odium winy za trwającą na Ukrainie wojnę domową na rząd prezydenta Wiktora Janukowycza.

 

- W takich sytuacjach władza jest zawsze winna – grzmiał Tusk, zapominając najwyraźniej, że jakoś władza w Polsce nigdy nie czuje się winna jakichkolwiek zamieszek, a już na pewno nie zamierza ponosić odpowiedzialności za działania podczas nich własnych organów bezpieczeństwa.

 

Premier podkreślił solidarność liderów ukraińskiej opozycji w dążeniu do celu, nie napomknął jednak ani słowem o tym, co najprawdopodobniej stanie się, gdy cel ów zostanie już osiągnięty – kolejna walka o władzę, z której zwycięsko mogą wyjść banderowcy, usuwając ze struktur dotychczasowej opozycji wszystkich, którzy nie podzielają ich poglądów i sprzeciwiają się realizacji ich planów.

 

W tym momencie zemści się na Polakach cała rządowa probanderowska propaganda, gdyż żaden przywódca nie uwierzy, jeżeli znowu zaczną się prześladowania ludności polskiej – w końcu to polski rząd dawał rekomendacje ukraińskim nacjonalistom.

 

Szef rządu zwrócił uwagę na to, że konieczna jest europeizacja polityki ukraińskiej. Problem jednak w tym, że UE nie kiwnie przysłowiowym palcem, aby ratować integralność Polski w sytuacji prób oderwania południowo-wschodnich rubieży i przyłączenia ich do Ukrainy.

 

Powód tego stanu rzeczy jest prosty – nie trzeba większego skupienia, aby zauważyć, że zamiast pielęgnować tożsamość i integralność państw członkowskich, Bruksela gra na destabilizację i doprowadzenie do podziału na regiony, które miałyby zastąpić dotychczasowe resztki państwowości, a co za tym idzie – na tyle osłabić poszczególne kraje, aby nie były w stanie stawić oporu kolejnym projektom mającym na celu zapewnienie im „europejskiego raju”.

 

Najbardziej wymownym punktem całej środowej debaty w Sejmie było jednak przemówienie znanego z nienawiści do wszystkiego, co polskie, zasilającego szeregi Platformy Obywatelskiej Ukraińca Mirona Sycza. Już sam fakt, iż ta osoba wypowiadała się w imieniu całego klubu PO jest bardzo wymowna. Oznacza bowiem, że ani Tusk, ani jego partyjni koledzy nie zamierzają oglądać się na Polaków, realizując interesy obcych narodowości. Równie wymowne było perfidne wykorzystywanie przez Sycza obaw Polaków przed Rosją i jej aspiracjami.

 

- Moskwa zawsze postrzegała ukraińskich patriotów jako faszytstów – stwierdził Sycz, dając do zrozumienia, że każdy, kto nazwie ukraińskiego „patriotę” faszystą jest rosyjskim agentem. Zaprzeczył przy tym istnieniu planów ukraińskich potomków Stepana Bandery odłączenia od Polski części jej ziem, z Przemyślem włącznie, co samo w sobie jest skandalem i mimo tego nie doczekało się żadnej reakcji ze strony opozycji.

 

Kiedy premier Tusk wspomniał o sankcjach wobec Ukrainy, jako jedyny przytomność odzyskał... Leszek Miller (SLD), który przypomniał, że Ukraina jest odbiorcą produktów 70 proc. polskich firm. - Niech pan premier pomyśli nad jakimś funduszem rekompensat. Gdyby to była tylko polska inicjatywa, to na miejsce polskich firm znalazłyby się inne, które chętnie zajęłyby ich miejsce – zauważył.

 

Warto w tym momencie stwierdzić, że kraje UE, za wyjątkiem Polski, nie są skłonne przestrzegać embarga, nawet jeżeli same wniosły o jego nałożenie. Widać to świetnie na przykładzie embargo na dostawy broni, z którego wyłamały się m.in. Francja i Czechy, zarabiając przy tym majątek.

 

Poza tym, jak słusznie zauważył z kolei Ludwik Dorn (SP) „grożenie sankcjami, po czym wprowadzanie ich jest bez sensu, gdyż bezpośrednio zainteresowani będą na nie przygotowani, a ich konta zabezpieczone”.

 

Na uwagę zasługuje również stanowisko Janusza Palikota (TR), który nie wiem czy bezwiednie, ale zdradził na czym tak bardzo zależy jemu i być może pozostałym politykom również. Otóż wezwał on do poparcia Tuska, proponując jednocześnie zwołanie szczytu przywódców Niemiec, Polski, Rosji i Ukrainy, być może nawet Stanów Zjednoczonych. Wydźwięk tej propozycji jest jednoznaczny: nie siedźmy z założonymi rękami, kiedy inni dzielą tort, ale przyłączmy się do nich i podnieśmy swój status, przynajmniej na chwilę.

 

Również Leszek Miller chciał, aby w sprawy Ukrainy włączyły się czynnie państwa trzecie, w tym NATO. Także ten głos nie spotkał się z żadnym sprzeciwem, chociaż nawoływał do tego, aby doprowadzić do konfrontacji zbrojnej Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników z Rosją na terytorium Europy Środkowowschodniej i podziału wpływów. Należy przypuszczać, że swoją szansę wykorzystaliby w tej sytuacji Niemcy w celu umocnienia swojej pozycji na arenie międzynarodowej, rzecz jasna kosztem Polski.

 

O ile nasz kraj ma fatalne położenie geopolityczne, o tyle jeszcze gorszych ma polityków, którzy nie wyciągnęli żadnych wniosków ani z tzw. pomarańczowej rewolucji, ani z dotychczasowego przebiegu relacji z Rosją. Nie sposób nie odnieść wrażenia, że czeka nas poważny konflikt, mający wszelkie predyspozycje do tego, aby doprowadzić nasz już poważnie zruinowany kraj do kompletnego upadku.

 

Anna Wiejak

fot. premier.gov.pl

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną