Trump walczy z “deep state”..

0
0
0
/

Świat kołysze się przed oczyma naszej wyobraźni, odbierając uderzenia z jednej strony od zwycięskich globalistów, usiłujących zdestabilizować świat tradycyjnych wartości, z drugiej - od zdesperowanych narodów próbujących ocalić własną tożsamość. Banksterzy wyraźnie przyspieszają, szczególnie po zwycięstwie w USA Donalda J. Trumpa i opuszczeniu przez Wielką Brytanię UE, wiedząc, że dalsze straty mogłyby zagrażać ich imperialnym planom.

Dlatego ważne było zatrzymanie Wiosny Narodów wśród ciągle jeszcze nie potrafiących odnaleźć swojej odwagi i tożsamości Francuzów. Trudno, szkoda Francji poddanej procesowi powolnego podgrzewania żaby, szkoda jej historycznych pamiątek. Dziś Francję najlepiej reprezentuje wizerunek nowej pani prezydentowej, śmiało można podziwiać jej minione uroki, ale z tego młyna mąki już nie będzie. A może rację miał Charles de Gaulle narzekając, że trudno jest rządzić krajem, który ma aż 246 rodzaje sera…

W USA na naszych oczach ma miejsce największa kampania dezinformacyjna przez “deep state”, Partię Demokratyczną i mainstreamowe media (MSN). Jej celem jest impeachment prezydenta Trumpa, a jeśli to niemożliwe - takie uwikłanie jego administracji, aby ją zdezorganizować i nie dopuścić do realizacji zapowiadanych reform. Trump codziennie jest pod koszącym ogniem totalnej opozycji, wszystko co robi, reformuje jest niebezpieczne i zagraża bezpieczeństwu państwa, prawom i wolnościom obywatela. Sytuacja do złudzenia przypomina walki postkomunistów wyznania magdalenkowego przeciwko będącemu u władzy patriotycznie nastawionemu obozowi PiS.

Z paszczy światowych mediów wyłania się wiele niebezpieczeństw. W Korei Północnej totalitarny grubasek Kim uparcie krząta się przy rosyjskich i chińskich rakietach, w socjalistycznej Wenezueli obdarzonej olbrzymimi złożami ropy naftowej, jej socjalistycznemu przywódcy Nicolasowi Maduro zabrakło najwyraźniej oleju w głowie. Wypada przypomnieć, że kariera Maduro w swoich początkach podobna była do kariery Mietka Wachowskiego, obaj zaczynali jako kierowcy przyszłych prezydentów, tylko w Polsce socjalizm jakoś się zapowietrzył, a w Wenezueli ludzie nie mają już co jeść! Została tylko ideologiczna piana, której większość ma też już dosyć...

Patrzymy na obecny stan rzeczy na świecie przez pryzmat historycznego doświadczenia. Z szacunkiem i dumą wspominamy starożytny Rzym, szczególnie państwo-republikę respektującą prawa swoich obywateli i hamującą zapędy i apetyty domorosłych dyktatorów, królów i cesarzy. Widzimy ekspansję Rzymu, wzrost potęgi władzy centralnej, wzrost znaczenia arystokracji, ograniczenie praw obywateli, ówczesnej klasy średniej, napływ imigrantów (i niewolników) i upadek Rzymu, upadek imperium opartego na prawie. Potem doświadczyliśmy średniowiecza z silnymi ośrodkami władzy i pozbawionymi praw ludzkimi masami. W Rzeczpospolitej rolę buforu, swoistej ówczesnej klasy średniej stanowiła stosunkowo liczna szlachta. Dopiero rewolucja przemysłowa sprzed ponad 200 lat pozwoliła na powstanie klasy średniej, tworzącej bufor między władzą i nową finansową arystokracją, a ludźmi niższego stanu.

Ciągle trwa przepychanka między super bogatymi elitami, a klasą średnią, która odwołując się głównie do konstytucji, chciałaby jednak utrzymać zasadę równości tak bogatych (arystokracja finansowa) jak i biednych wobec prawa.

Wiemy z historii, że to światowe elity w pogoni za swoją utopią sięgnęły po utopię Karola Marksa (twórcy współczesnego czerwonego niewolnictwa), oraz uposażyły i poparły bolszewicki przewrót w Rosji. Wiemy też, że ten reżim za swojego największego wroga uznał klasę średnią i ludzi żyjących i prosperujących bez pomocy państwa. Tak powstają totalitarne państwa w których bezwzględnie rządzą elity nad pozbawionym swoich praw pospólstwem.

Wielokrotnie elity próbowały (i dalej próbują) podporządkować sobie społeczeństwo obywatelskie w USA. W 1902 r. nawet Sąd Najwyższy uznał, że podatek od zarobków jest niezgodny z konstytucją i może doprowadzić do zniewolenia (ograniczenia wolności) pracowników i pozbawienia owoców ich pracy. Wtedy elity użyły podstępu (dziel i rządź) pozyskując i motywując biednych tym, że podatek jest dobry, bo będą go płacić tylko najbogatsi, poza tym będzie bardzo niski ok. 2-3%. Co więcej wpływy z podatku miały być przeznaczone właśnie na pomoc biednym.

Innym sposobem uzyskania zgody do dobrania się do wypłat pracowników była wojna. Już w I wojnie światowej dorwano się do pieniędzy pracowników tyle, że te podatki trafiły do koncernów produkujących broń, od której ginęli właśnie ci z niższych warstw społecznych. Jedynymi zwycięzcami tej skomplikowanej operacji zostały finansowe elity w poszczególnych krajach. Podatek raz ustanowiony bardzo trudno wycofać. Podatek dotyczy głównie ludzi pracujących, elity posiadają swoje zdobyte, czy odziedziczone fortuny, armię cwanych księgowych i lobbystów inspirujących szczegóły ustaw podatkowych...

Dzisiaj obserwujemy zapędy potężnych sił globalnych w walce o stworzenie społeczeństwa przyszłości według sowieckiego wzorca niszczącego religię, patriotyzmy, nacjonalizmy i rodzinę. Przeciwnikiem globalistów w realizacji ich celów jest wolność i niezależność jednostki dysponującej niezależnymi od silnego państwa zasobami pochodzącymi ze swoich talentów i pracy. Dlatego każda władza pragnąca powiększyć swój obszar kontroli nad obywatelem, aby odnieść sukces, będzie niszczyła klasę średnią, która jest skutecznym buforem przeciwko absolutnej władzy. Globaliści w pochodzie po pełną władzę eliminując niezależną klasę średnią pragną ją zastąpić (status finansowy) rozrastającą się, dobrze opłacaną i służebną wobec nich wasalską biurokracją.

W naszej cywilizacji koncept wolności i niezależności sprzężony z odpowiedzialnością pochodzi z religii, z przekonania, że każdy człowiek otrzymuje przyrodzone prawo do wolności od stworzyciela Boga, a nie od władcy (wobec którego jesteśmy równi), czy komitetu ludzi. Dlatego każda władza o totalitarnych tendencjach zwraca się przeciwko takiej koncepcji człowieka i jego praw wywodzących się z religii.

Wyjątkiem od tej reguły, jaki dziś obserwujemy, jest stosunek super-państwa i jego elit do islamu, który łączy swoisty koncept władzy, religii i prawa. Islam oznacza i sprowadza się (podobnie jak komunizm) do posłuszeństwa poddanych obywateli wobec aparatu i jego ustanowionych elit. Zachłanny banksterski globalizm swoim totalitarnym apetytem przypomina właśnie średniowieczny islam, który ma ambicję w całości regulowania życia jednostki.

Globalistom jest ogromnie nie w smak, że do obozu takich państw jak Polska, Węgry, Chiny, Rosja dołączyła Ameryka z zdroworozsądkowym i patriotycznym standardowym hasłem “America First”, dlatego ataki na państwa dążące do zachowania własnej tożsamości będą narażone na bezwzględne ataki sił globalistycznych.

Lewica, która jest na służbie u globalistów, wcale nie chce wygrać debaty z konserwatystami. Lewica chce tę debatę skasować. Wygrać protestując i bijąc ludzi o innych poglądach, od kolebki wolnego słowa na Berkeley University w Kalifornii, do Krakowskiego Przedmieścia w Warszawie. Coraz wyraźniej widać, że lewica, nawet ta intelektualna, humanistyczna jest przeciwna wolności słowa, jeśli ktoś nie reprezentuje jej poglądów. Wyraźnie widać jak bardzo ci lewicowcy są ubodzy, w sumie nie mają swojego programu (bądź wstydzą się go ogłosić), więc ich aktywność sprowadza się zwalczania programu i prac partii rządzącej.

Dziś w Ameryce kolejny skandal, prezydent Trump zwolnił z urzędu dyrektora FBI, którym był James Comey. Comey w ostatnim roku osiągnął status primadonny, budując sobie w państwie pozycję arbitra i decydenta. Jeszcze tuż przed wyborami Comey w swojej słynnej wypowiedzi (lipiec 2016 r.) wyliczył listę sposobów i okoliczności poważnego naruszenia prawa przez prowadzącą w sondażach ówczesną kandydatkę na urząd Prezydenta, Hillary Rodham Clinton. Kiedy słuchający oczekiwali na logiczną konkluzję (wniosek o oskarżenie), Comey w ostatnim zdaniu powiedział, że nic strasznego się nie stało, bo choć Hillary dopuściła się tylu wykroczeń (i aktów kryminalnych, za które inni trafiają na długie lata do więzień), to według jego opinii, żaden prokurator jej nie oskarży, czyli założył dwie czapki: oskarżyciela i sędziego…

Oczywiście w konsekwencji tej kontrowersyjnej wypowiedzi na prowadzenie wyszedł Donald J. Trump, dlatego Demokraci byli wściekli i domagali się wyrzucenia dyr. Comey'a, który w strukturze podlega zastępcy AG (Generalnego Prokuratora), oczywiście znajdował sympatię Republikanów. Tak na marginesie, to prezydent może zwolnić dyr. FBI, jeśli np. ten utraci jego zaufanie. Comey był jednak dobrym pianistą i grał na dwóch fortepianach, jednocześnie prowadząc głośne dochodzenia w sprawie słynnych powiązań ludzi kampanii Trumpa z Rosją. W ten sposób wyeliminowano gen. Flynna i tak jak Demokraci zwykle szaleli za Rosją, teraz uwierzyli, że Putin to diabeł, widocznie dawno nie spoglądali w lustro. Zapomnieli o skasowaniu tarczy obronnej w Polsce i Czechach, o resetowym guziku Hillary w Moskwie i tkliwym zapewnianiu Obamy, że po wyborach (2012) będzie go stać na większą elastyczność wobec Putina. Oczywiście “deep state” i służące mu media (MSM) za wszelką cenę próbują sytuację z wyrzuceniem Jamesa Comey, do sytuacji w której prezydent Nixon zrezygnował z urzędu…

Harvard University na przełomie marca/kwietnia przeprowadził sondę w której pytał o stopień poparcia dla dyr. FBI Jamesa Comey'a. Wśród Republikanów tylko 17% poparło Comey'a, jeszcze gorzej było z Demokratami - jedynie 12% wyraziło się pozytywnie o ówczesnym dyrektorze FBI.

Zadaniowe media atakujące bezpardonowo prezydenta Trumpa są przez niego wodzone za nos. Tydzień temu najważniejszą sprawą była reforma służby zdrowia (jedna szósta amerykańskiej gospodarki) ObamaCare, wcześniej rosyjski wpływ na wynik prezydenckich wyborów, dziś wyrzucenie dyrektora FBI. Sfory dziennikarzy i komediantów codziennie brutalnie uderzają w Trumpa nazywając go faszystą, który na naszych oczach przeprowadza zamach stanu. W najnowszym ataku “The Washington Post” puścił oskarżenie, jakoby prezydent Trump na spotkaniu z rosyjskim min. spr. zagr. Sergejem Ławrowem i rosyjskim ambasadorem Sergejem Kisljakiem, miał ujawnić ścisłą tajemnicę odnoszącą się do amerykańskich źródeł informacji pomocnych w zwalczaniu ISIS. Oczywiście uczestnicy spotkania nie potwierdzają tej informacji...

Grupa postępowych psychologów i psychiatrów (w tym z najlepszych uczelni w US) bez żadnych badań i oględzin ogłosiła, że prezydent Trump powinien ustąpić z urzędu, ponieważ jest zbyt niezrównoważony, a nawet chory psychicznie! Wystosowali oni list domagający się wobec tego ustąpienia Prezydenta, który podpisało już ok. 50,000 teoretyków i pracowników instytucji zajmujących się zdrowiem psychicznym.

Coraz częściej zrozpaczona lewica w US dopuszcza się ulicznych burd, podpaleń i innych anarchizujących zachowań, tak aby dać upust dla własnego gniewu, frustracji i niezadowolenia. Istnieją grupy lewaków, którzy zapowiadają zorganizowanie takiego piekła i anarchii, aby w konsekwencji doprowadzić do ustąpienia Trumpa.

Trump ze swojej strony ogłosił w udzielonych mediom kilku wywiadach, że rozważa zlikwidowanie na pewien czas (zawieszenie) konferencji prasowych swoich rzeczników prasowych w związku z tym, że media bardzo agresywnie szukają nawet drobnych nieścisłości między wypowiedziami prezydenta, a jego rzecznikami. Trump zagroził, że on sam będzie prezentował swoje poglądy, albo wręczał mediom pisane komunikaty. Wtedy media ogłosiły, że Trump chce zostać tyranem i despotą...

Nie od dzisiaj świat jest kotłem, w którym smażą się rozmaite interesy. Globaliści, na co dzień wysługujący się lewicą, którym czasem jest po drodze z lobby zbrojeniowym, rozpętali kilka wojen na Bliskim Wschodzie (destabilizując z trudem wypracowany tam konsensus), których beneficjentem jest Izrael. Jeśli to ma być postęp i wyraz humanizmu, mierząc zniszczeniami, ludzką krzywdą i cierpieniem, to ja mam na imię Mohamed.

Faktem jest, że wskaźniki ekonomiczne i optymizm Amerykanów poszybowały w górę, podobnie ma się z giełdą. Po prezydenckich wyborach sytuacja nie była jasna. W samej kampanii prezydenckiej tłuste koty z Wall Street przekazały Hillary Clinton $48 mln, zaś Trumpowi - tylko $19 tys.! Więc niby widać kogo w tej grze popierali banksterzy.

Aby przynieść efekty zmiany ekonomiczne potrzebują czasu, otóż życie przeciętnego Amerykanina wyraźnie się poprawiło po objęciu prezydentury przez Trumpa. Weźmy takiego Baracka Husseina Obamę, który przez ostatnie 8 lat przeciętnie zarabiał ok. $400 tys. Obecnie tylko za jedno godzinne przemówienie do bankierów z Wall Street wyposzczony biedaczek zainkasuje $400 tys. Natomiast za wywiad dla A&E Network “History Makers Lunch” zainkasował następne $400 tys. Również w czasie występów na Global Food Innovation Summit w Mediolanie (według Eagle Rising), Obama zainkasuje kolejne $3,2 mln, a mówią przecież, że podróże bywają kosztowne.

To jeszcze nic, za napisanie wspomnień, wspólnie z żoną Michelle otrzymają co najmniej $65 mln! Z powyższego niezbicie wynika, że stopa dochodu przeciętnej rodziny Afro-Amerykańskiej z dwójką dorastających dzieci wyraźnie podskoczy. Co prawda przemądrzały brytyjski polityk, pisarz i premier Benjamin Disraeli z XIX wieku powiedział, że statystyka jest największym kłamstwem…

Jacek K. Matysiak

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną